Aktualizacja strony została wstrzymana

PSL sobie (współ)rządzi… – dr inż. Krzysztof Borowiak

Ministerstwo Skarbu Państwa jest co prawda pod przemożnym wpływem PO, z ekspertem od prywatyzacji za pomocą kapitału katarskiego, Aleksandrem Gradem na czele, wszakże sekretarzem stanu (a więc „pierwszym” wiceministrem) jest Jan Bury z koalicyjnego PSL, odpowiedzialny m.in. za tak ważny sektor gospodarki narodowej, jak energetyka.

Pamiętamy aferę z „niedokładnym” oświadczeniem majątkowym pana Burego, szybko zamiecioną pod dywan po zaledwie pogrożeniu palcem przez pana premiera. Ale ten prawnik z rzeszowskiego uniwersytetu, członek sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, „otwarty na kontakt z ludźmi, których sprawy chce poznawać i rozwiązywać” (to z oficjalnego życiorysu tego aktywisty ZMW „Wici”) pozwala na uczynienie z państwowej (na szczęście jeszcze!) energetyki prywatnego folwarku różnym „krewnym i znajomym królika” (pardon: Burego!).

Tak przynajmniej jest w spółce giełdowej ENEA, trzecim w Polsce dostawcy energii elektrycznej dla blisko 2,5 miliona klientów, głównie w części północno-zachodniej Polski. Na czele tej spółki stoi od czerwca 2009 r. niejaki Maciej Owczarek. Wygrał konkurs ogłoszony przez Ministerstwo Skarbu Państwa, ale w branży energetycznej mówi się – jak twierdzi forsal.pl – głośno, że jego protektorem jest właśnie Jan Bury, wiceminister resortu sprawującego kontrolę nad Eneą. Prezes Owczarek obejmując swą funkcję nie miał żadnego doświadczenia z energetyką, przeszedł z sektora telekomunikacyjnego, wcześniej zajmował się m.in. handlem dżinsami firmy Levi Strauss (sic!) oraz sprzedażą kart telefonicznych w TP S.A. W ENEI żartuje się, że zaraz po objęciu stanowiska nowy prezes, najwyraźniej z powodu poczucia samotności, pościągał do pracy swoich kolegów z branży IT. W czeroosobowym zarządzie jest tylko jedna osoba związana od lat z energetyką.

Powyższy „dobór” prezesa nie przeszkodził wszakże w znalezieniu sposobu, by – jak pod koniec lipca doniosła „Gazeta Prawna” – prezesowi Owczarkowi zacząć płacić kilka razy więcej, niż pozwala prawo. I to za aprobatą rządu! W koncernie doszło do prawno-płacowego majstersztyku: prezes będzie zarabiał nawet 150 tys. miesięcznie. Owczarek dostawał do tej pory (tak jak nakazuje ustawa „kominowa”, bo rząd ma w ENEI ponad 50 procent akcji) – 6-krotność średniego wynagrodzenia, czyli około 20 tys. zł miesięcznie. Od 1 lipca jego zarobki wystrzeliły do 80 tys. zł plus premie, które mogą sięgnąć podobnej kwoty. Rocznie daje to ponad 1,9 mln zł.

Jak do tego doszło? Do 1 lipca Owczarek miał zwykłą umowę o pracę, teraz podpisał kontrakt menedżerski. Decyzję o podpisaniu kontraktów menedżerskich z zarządem ENEI podjęła dziesięcioosobowa rada nadzorcza. Przewodniczącym rady nadzorczej jest niejaki Wojciech Chmielewski, zastępca dyrektora Departamentu Prywatyzacji w Ministerstwie Skarbu Państwa. Członkowie rady nieoficjalnie przyznają, że zgodzili się na kontrakty menedżerskie dla zarządu, by obejść ustawę kominową. Co więcej, mówią „Gazecie Prawnej”, że takie procedery są powszechne w innych państwowych spółkach energetycznych. Po co komu w takim razie prawo, którego nikt nie przestrzega? Maciej Grelowski z Business Centre Club mówi wprost: pokrętny sposób wynagradzania menedżerów to prosta droga do demoralizacji kadry zarządzającej. Fatalnie wpływa również na jej prestiż. Ta sytuacja dramatycznie obniża autorytet prezesa. Skoro on nagina prawo, dlaczego pracownicy nie mieliby tego robić? – mówi Maciej Grelowski. Prorocze słowa! Natomiast rząd, który powinien czuwać nad przestrzeganiem prawa, sam przykłada rękę (poprzez swych przedstawicieli w radzie nadzorczej) do jego omijania.
Jak się słusznie mawia: ryba psuje się od głowy.

Opisane powyżej patologie pozwalają na łamanie prawa na niższych szczeblach. Zatem kilka faktów:

W Grupie Kapitałowej ENEA, obok innych spółek-córek, jest również spółka Energomiar, zajmująca się głównie dostawami, legalizacją i naprawami liczników energii elektrycznej, głównie na rzecz innej spółki-córki z Grupy – ENEA Operator (to główna spółka „wykonawcza” Grupy). W spółce Energomiar latem 2008 roku postanowiono powołać nowy zarząd. Procedurę kwalifikacyjną wygrał piszący te słowa. Podczas rozmowy, w trakcie której poinformowano mnie o wynikach, padły argumenty typu „wicie, rozumicie, mamy swojego kandydata, on zostanie prezesem, a wy członkiem zarządu na tych samych warunkach finansowych”. Pewnie było to moim błędem, ale zgodziłem się na tę propozycję (raczej z gatunku tych „nie do odrzucenia”…). Dane osobowe tak „powołanego” prezesa okazały się niejawne nawet dla mnie, członka zarządu, wiele razy dochodziły do mnie informacje, że nie posiadał on nawet, wymaganego przez reguły korporacyjne, wyższego wykształcenia.
Przejęta przez nasz zarząd spółka była w bardzo kiepskiej kondycji, nie udało się w czasie pozostałych czterech miesięcy 2008 roku wyciągnąć ją ze strat, za to wyniki finansowe i cała kondycja spółki w kolejnych latach były już bardzo dobre.

Teraz ad rem:
Spółka ENEA Operator, działając na podstawie Prawa zamówień publicznych, w dniu 28 lutego 2011 r. zaprosiła kilka podmiotów (w tym także Energomiar) do złożenia oferty na dostawę liczników energii elektrycznej (przetargi takie odbywały się cyklicznie w każdym roku). W przetargowej Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia (SIWZ), w opisie przedmiotu zamówienia, zawarto m.in. jako bezwzględne wymaganie techniczne „wykonanie obudowy i osłony skrzynki zaciskowej licznika z samogasnących tworzyw sztucznych ze spełnieniem wymagań określonych w normie PN-EN 60695-11-10:2002/A1:2005 dla kategorii V-0”. Zapisano również w SIWZ wymóg zamieszczenia w ofercie „certyfikatów lub innych dokumentów potwierdzających spełnianie przez licznik wymagań w zakresie niepalności dla kategorii V0, wykonane przez niezależne akredytowane laboratoria”.

Otwarcie ofert nastąpiło 11 marca 2011 r. Oferty na zadanie II (czyli liczniki 3-fazowe) złożyły trzy firmy: oprócz Energomiaru także ELGAMA ze Świdnicy i konsorcjum POLITECH z ENERGIA-PRO, też ze Świdnicy (to takie historyczne „zagłębie” licznikowe). 19 kwietnia 2011 r. dowiedzieliśmy się, że zamawiający wybrał ofertę konsorcjum POLITECH z ENERGIA-PRO ze Świdnicy na kwotę blisko 6,5 miliona zł netto.

Dwukrotnie przedstawiciele naszej spółki dokonali przeglądu zwycięskiej oferty i za każdym razem stwierdzaliśmy brak w niej jakichkolwiek certyfikatów lub innych dokumentów potwierdzających spełnianie przez zwycięski licznik wymagań w zakresie niepalności dla kategorii V0, wykonanych przez niezależne akredytowane laboratorium. Przedstawiciel zamawiającego nie potrafił wyjaśnić tego braku, wspominano tylko mgliście o istnieniu części niejawnej oferty, czym jednak trudno było nas przekonać, bo nie umieszcza się stosownych certyfikatów (z których oferent powinien być wszak dumny!) w części niejawnej oferty (tam jest miejsce na ewentualne tajemnice handlowe oferenta). Zarząd Energomiaru zdecydował się zaskarżyć dokonany wybór w Krajowej Izbie Odwoławczej (KIO), przygotowane zostało przez radcę prawnego stosowne odwołanie. Jednak przewodniczący rady nadzorczej Energomiaru, będący jednocześnie członkiem zarządu ENEA Operator, wydał (nieformalnie) nam polecenie, aby odwołania do KIO nie składać, gdyż spowodowałoby to duże problemy w ENEA Operator.

19 maja 2011 r. zawiadomiłem o powyższej sprawie oficera (bodajże podpułkownika) ABW z Poznania. Otrzymałem przy tym solenne przyrzeczenie zachowania informacji o osobie zgłaszającej w bezwzględnej tajemnicy. Jednak miesiąc później, 20 czerwca 2011 r., decyzją zarządu ENEA, pełniącego funkcję walnego zgromadzenia zwyczajnego Energomiaru, zostałem – bez podania jakichkolwiek przyczyn – odwołany z pełnionej funkcji członka zarządu, mimo pozytywnej oceny dokonań zarządu za 2010 rok i uzyskania przez obu członków zarządu absolutorium.
Trudno byłoby nie połączyć ze sobą w całość przedstawionego powyżej ciągu faktów.

W sprawie mego odwołania i zgłaszanych przeze mnie nieprawidłowości odmówili mi spotkania zarówno prezes ENEI, Maciej Owczarek, jak również przewodniczący jej rady nadzorczej, Wojciech Chmielewski z Min. Skarbu.

Po moim odwołaniu próbowałem dowiedzieć się w ABW o efektach ewentualnego postępowania wyjaśniającego w sprawie zgłoszonych nieprawidłowości – odmówiono mi jednak wszelkich informacji.

Sprawę podejrzenia popełnienia przestępstwa zgłosiłem formalnie 17 sierpnia do Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu (Wydział do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji), która sprawę – niczym gorący ziemniak – przekazała do prokuratury okręgowej. Nie znam – póki co – jej dalszych losów.

ENEA Operator przeprowadza rocznie setki przetargów na dostawy urządzeń i usług, czy są one kontrolowane wewnętrznie lub przez instytucje zewnętrzne pod kątem podobnych do przetargu na liczniki nieprawidłowości? Co ciekawe, ogłoszenie o „trefnym” przetargu bardzo szybko zniknęło (wraz z pełnym tekstem SIWZ) ze strony internetowej ENEA Operator – powiadomił mnie zresztą o tym oficer z ABW, który chciał zdobyć tekst SIWZ.

Jeśli przykłady mijania się z prawem płyną z samej góry, z rządu i z zarządu, to sygnał taki jest bardzo czytelny i na niższych szczeblach jest – moim zdaniem – jednoznacznie odbierany.

dr inż. Krzysztof Borowiak
8 września AD 2011
 
PS. Historia kołem ponoć się toczy… Tylko czemu jej koło już drugi raz się po mnie przetoczyło? (o pierwszym razie – związanym z MON – można poczytać na mojej stronie pod adresem http://krzysztof.borowiak.pl/mon.html ).

Opracowanie: WWW.BIBULA.COM na podstawie: materiałów autorskich

Skip to content