Aktualizacja strony została wstrzymana

Ale o tym sza – trallalallala! – Stanisław Michalkiewicz

Ach, jakże nie do poznania zmieniłby się nasz nieszczęśliwy kraj, gdyby wybory odbywały się co miesiąc, a przynajmniej – co kwartał! Lepiej może co kwartał, bo gdyby odbywały się co miesiąc, to moglibyśmy nie wytrzymać tej powodzi dobra i roztopić się bez reszty w miodopłynnej szczęśliwości, co z jednej strony może byłoby i dobre, ale z drugiej – oznaczałoby przecież finis Poloniae! Zatem pamiętając o tym, iż lepsze jest wrogiem dobrego, lepiej, gdyby co kwartał. Nawiasem mówiąc, zasada, iż lepsze jest wrogiem dobrego funkcjonuje na amerykańskich autostradach, jeśli nawet nie w całej Ameryce, to w każdym razie – w Kalifornii. Są tam, ma się rozumieć, jak wszędzie – limity dopuszczalnej szybkości, ale nadrzędna nad tymi limitami zasada głosi, że kierowca powinien poruszać się po autostradzie z taką samą szybkością „jak wszyscy”. I słusznie, bo gdyby tak dajmy na to, wszyscy poruszali się z szybkością o 20 mil większą od dopuszczalnej, a jeden, czy dwóch, a już nie daj Boże – trzech i to każdy na innym pasie – z szybkością dopuszczalną, to nieszczęście murowane.

Jeśli zatem Polska – obecnie w likwida… to jest pardon – oczywiście chciałem powiedzieć – obecnie „w budowie” – będzie wreszcie miała autostrady, to warto o tym pomyśleć. Warto – ale oczywiście nikt o tym nie pomyśli po pierwsze dlatego, że Polska jest „demokratycznym państwem prawnym”, w którym jedyną obowiązującą zasadą jest „my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”, a nie – że lepsze jest wrogiem dobrego, a po drugie – że dopuszczalne limity prędkości nie służą bezpieczeństwu ruchu drogowego, tylko temu, by policja – a za jej pośrednictwem – nasi Umiłowani Przywódcy mogli łupić obywateli, którzy już nie mogli wytrzymać, by nie zadośćuczynić pragnieniu okazania prestiżu i kupili sobie samochody. W Kanadzie jest jeszcze inaczej; znajoma Pani opowiedziała mi, że pewnego razu jechała autostradą, ale poniżej dopuszczalnego limitu prędkości. Kiedy zatrzymał ją policjant, nie miała pojęcia o co mu chodzi. Zapytał ją, czy wie, że jechała z prędkością poniżej dopuszczalnej. Kiedy potwierdziła, zawyrokował: zatem musi pani być pijana – i zażądał dmuchania w balonik. Okazuje się, że w państwie praworządnym, które nie stosuje zbawiennej zasady, że lepsze jest wrogiem dobrego – i tak źle i tak niedobrze, a obywatel zawsze będzie zapędzony w kozi róg.

Ale mniejsza z tym, bo tu idzie o wybory – żeby odbywały się co kwartał. Kiedy tak wysłuchujemy potoku zbawiennych pomysłów, jakimi wytryskują nasi Umiłowani Przywódcy, niepodobna nie żałować, że z podobnymi wytryskami mamy do czynienia zaledwie raz na cztery lata, a nie co kwartał – żeby nie wspominać już o miesiącu. Jestem pewien, że materiału do tych wytrysków naszym Umiłowanym wystarczyłoby nawet na wybory codzienne, bo niegrzecznie byłoby przypuszczać, że ciułają je skrzętnie przez całe cztery lata na tego jednego, jedynego wyborczego sztosa.

Jednak znacznie ważniejsze od tego, co nasi Umiłowani mówią – bo przecież mówią, co im tylko ślina na język przyniesie – jest to, czego nie mówią. Jeśli bowiem nawet my wiemy, że coś wisi w powietrzu, a tymczasem nasi Umiłowani, jeden przez drugiego, pilnują się, żeby na ten temat nie pisnąć ani słówka – to dla nas jest to ważna informacja, że szykuje się coś, o czym nasi Umiłowani na razie mają zakazane mówić. Dla przykładu; wiadomo od początku roku, że bezcenny Izrael do spółki z Agencją Żydowską uruchomił program „odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej” i nawet powołał specjalny zespół pierwszorzędnych fachowców, co to potrafią wycisnąć szmalec nie tylko z Żyda, ale nawet z kamienia i że ten program jest właśnie w pełnym natarciu – a nasi Umiłowani nawet się na ten temat nie zająkną – to znaczy, że wszyscy truchcikiem przeszli już na tamtą stronę i tylko wyczekują momentu, kiedy będą mogli izraelskie żądanie spełnić bez uczynienia sobie szkody.

Potwierdza to obawy, że Władysław Bartoszewski, wspominając po lutowej wizycie rządu premiera Tuska ad limina w Izraelu, iż wszystkie ugrupowania parlamentarne są niezmiennie przyjaźnie usposobione do tego państwa, zapewnił izraelskie władze, iż bez względu na wynik wyborów i rodzaj rządowej koalicji, plan rabunku Polski nie jest zagrożony. Kropkę nad „i” postawił zaś niedawno kol. Rafał Ziemkiewicz, pisząc w wiernopoddańczej inwokacji do Szewacha Weissa, że między Polską a Izraelem nie ma konfliktu interesów. Jakże „nie ma”, kiedy bezcenny Izrael właśnie zamierza wycyckać Polskę na 65 miliardów dolarów? Od kiedy to w interesie Polski jest poddawanie się takim rabunkom? I jakich to Izrael i Polska ma „wspólnych wrogów”? Wrogiem Polski jest np. Izrael Singer, który w 1996 roku groził Polsce, że jeśli nie pozwoli się obrabować, to „będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”. Wrogiem Polski jest były ambasador Izraela w Warszawie Szewach Weiss, który dostarcza pozorów moralnych uzasadnień dla tego rabunku. Wrogami Polski są wreszcie ci, którzy dla tego rabunku stworzą po wyborach pozory legalności – ale to wszystko są albo rzecznicy, albo przyjaciele Izraela! Co się Panu stało, Panie Rafale, że zrobił się Pan jakiś taki mało spostrzegawczy? Bo nie dopuszczam myśli, że i Pan truchcikiem…

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2209 | Felieton • tygodnik „Nasza Polska” • 27 września 2011

Skip to content