Armia Czerwona z kamienia i metalu wciąż stacjonuje nad Wisłą, szerząc sowiecką propagandę: „Chwała bohaterom Armii Radzieckiej”.
W rocznicę sowieckiej agresji na Polskę policja zatrzymała dwóch 19-latków pod zarzutem zniszczenia Pomnika Braterstwa Broni na warszawskiej Pradze. Młodzi patrioci, z których jeden okazał się harcerzem ze stołecznej drużyny ZHR, oblali cokół farbą i napisali na nim hasło „Czerwona zaraza”. Za „zniszczenie mienia” grozi im nawet 5 lat więzienia.
W PRL autorzy podobnej akcji staliby się bohaterami podziemia niepodległościowego. Na sowieckich i ubeckich monumentach nie tylko wypisywano wówczas antykomunistyczne hasła, ale i wysadzano je w powietrze. Dziś jedynie najbardziej świadoma część dawnej opozycji uznaje walkę z kłamstwem o polskiej historii za czyn chwalebny. Reszta uważa, że historia się skończyła i nie ma sensu do niej wracać.
Jak to możliwe, że w wielu polskich miastach wciąż straszą relikty poprzedniej epoki? W 1993 r. opuściły nasz kraj ostatnie oddziały sowieckie, ale Armia Czerwona z kamienia i metalu wciąż stacjonuje nad Wisłą, szerząc sowiecką propagandę. „Chwała bohaterom Armii Radzieckiej, towarzyszom broni, którzy oddali swe życie za wolność i niepodległość narodu polskiego” – głosi napis na praskim Pomniku Braterstwa Broni. Za wolność i niepodległość? Czy to znaczy, że PRL nie była państwem okupacyjnym, w którym władzę sprawowali przedstawiciele Moskwy? Czyżby w III RP wciąż obowiązywały dogmaty komunistycznej propagandy?
Ktoś powie, że sowieckie pomniki nikomu już nie szkodzą. Niech sobie stoją, choćby jako pamiątki peerelowskiej architektury. Doprawdy? Ciekawe, co na ten temat mieliby do powiedzenia żołnierze wyklęci, którzy w latach 1944-1963 w lasach prowadzili zbrojną walkę z najeźdźcą. Dla uczestników powojennej konspiracji było jasne, że PRL jest państwem obcym, z narzuconym ustrojem, kulturą i gospodarką. Bijąc się o prawdziwie wolną Polskę, żołnierze AK i NSZ strzelali nie tylko do krasnoarmiejców i funkcjonariuszy NKWD, ale i do mówiących po polsku ubeków, członków PPR, cywilnych donosicieli i „berlingowców” oddelegowanych do likwidacji niepodległościowego podziemia.
Istnieje zasadnicza sprzeczność między tymi wizjami historii. Dopóki na jednej ziemi sąsiadują ze sobą pomniki „Łupaszki” czy „Ognia” i monumenty na cześć „wyzwolicieli” czy przyjaźni polsko-sowieckiej, status PRL będzie fałszowany, co ma ogromny wpływ na nasze dzisiejsze wybory i hierarchie wartości. Pora wreszcie się zdecydować na jedną wersję narodowej historii. Jeśli – w zgodzie z polskim duchem – uznamy za bohaterów żołnierzy wyklętych, powinniśmy wyprowadzić z tego faktu konsekwencje. Łącznie ze zburzeniem wszystkich pomników poświęconych Sowietom i ich polskojęzycznym pomagierom. Jeśli tego nie zrobimy, wciąż będą zdarzać się takie absurdy, jak zamykanie w areszcie ambitnych chłopaków, którzy w rocznicę sowieckiej agresji upomnieli się o prawdę. Czasy niby się zmieniły, aparat władzy działa podobnie.
Wojciech Wencel