Aktualizacja strony została wstrzymana

Skok na kasę rezerwy demograficznej – Maciej Rapkiewicz

Decyzje o wcześniejszych wypłatach środków z Funduszu Rezerwy Demograficznej prowadzą do zachwiania stabilności machiny emerytalnej w przyszłości.

Sędzia-komisarz w postępowaniu upadłościowym AMICA MEDICAL Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie, prowadzonym przez Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy X Wydział Gospodarczy pod sygnaturą akt X GUp 32/08 zawiadamia, że został sporządzony ostateczny plan podziału funduszy masy upadłości. Plan podziału można przeglądać w sekretariacie Sądu (00-454 Warszawa, ul. Czerniakowska 100) i w terminie dwóch tygodni od daty obwieszczenia wnieść do niego pisemne zarzuty.


Tyka demograficzna bomba zagrażająca stabilności finansowej systemu emerytalnego, a rząd zamiast wprowadzić rozwiązania, jakie pozwolą zgasić płonący lont, osłabia Fundusz Rezerwy Demograficznej.


Zamiast podejmować działania mające na celu realną naprawę finansów publicznych, rząd Donalda Tuska poszedł na łatwiznę i podjął niekorzystną z punktu widzenia przyszłych emerytów oraz krótkowzroczną, jeżeli chodzi o interes finansów publicznych, decyzję o przekazaniu 4 mld zł z Funduszu Rezerwy Demograficznej (FRD) do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS).

FRD – słuszne założenia

Zreformowany w roku 1999 system emerytalny zakładał bardzo istotną rolę Funduszu Rezerwy Demograficznej. Stabilność systemu, który zakłada, że znaczna część wypłat bieżących emerytur ma być finansowana ze składek odprowadzanych przez aktualnie pracujących, uzależniona jest w znacznej mierze od zachowania odpowiedniej proporcji liczby odprowadzających składki do pobierających świadczenia. Ponieważ już przy wdrażaniu systemu znane były prognozy, z których wynikało, że po roku 2020 następować będzie zmniejszenie liczby pracujących oraz zwiększenie liczby emerytów, co związane jest z osiąganiem wieku emerytalnego przez tzw. powojenny wyż demograficzny, stworzono FRD, mający zapewnić środki na uzupełnianie niedoboru w systemie emerytalnym. Źródła przychodów Funduszu to głównie środki pochodzące z części składki na ubezpieczenie emerytalne (obecnie to 0,35 proc. składki na ubezpieczenie emerytalne), a także część wpływów z prywatyzacji majątku należącego do Skarbu Państwa. Ponadto środki FRD miały być pomnażane w wyniku inwestycji dokonywanych przez fundusz.

Demografia? Gorzej to dopiero będzie…

Zgodnie z obowiązującymi przepisami środki zgromadzone w FRD mogą być wykorzystane na uzupełnienie niedoboru funduszu emerytalnego, ale wtedy, gdy niedobór wynika z przyczyn demograficznych. Dlatego w uzasadnieniu do rozporządzenia, na mocy którego odbyło się przekazanie 4 mld zł z FRD na wypłatę bieżących świadczeń, znalazło się stwierdzenie, że decydujące są względy demograficzne. Czy rzeczywiście sytuacja demograficzna Polski wygląda obecnie tak źle, że należy korzystać ze środków zgromadzonych w Funduszu? W przyszłości będzie lepiej? Przyjrzyjmy się danym z prognoz publikowanych przez ZUS.

Zgodnie z szacunkami w roku 2035 liczebność ludności Polski z obecnych 38 mln ma spaść do ok. 36 mln, a następnie w 2060 roku do ok. 30,6 mln. Dramatycznie wyglądają prognozy przedziałów wiekowych ludności w kontekście wspomnianej powyżej proporcji liczby odprowadzających składki do pobierających świadczenia, decydującej o stabilności systemu emerytalnego. W roku 2055 ludności Polski w tzw. wieku poprodukcyjnym (czyli pobierającej świadczenia emerytalne) ma być o ok. 90 proc. więcej niż w roku 2010 (zakładany wzrost z 6,4 mln do 11,4 mln), podczas gdy liczba ludności w wieku produkcyjnym (odprowadzających składki) zmniejszy się w 2060 roku o 40 proc. w stosunku do roku 2010 (przewidywany spadek z 24,5 mln do 14,7 mln)! Oznacza to m.in., że udział ludności w wieku produkcyjnym w ogólnej liczbie mieszkańców Polski, wynoszący obecnie ponad 64 proc., spadnie poniżej poziomu 50 proc. w 2060 roku. Demograficzna katastrofa wynikająca ze starzejącego się społeczeństwa nie nadejdzie nagle za 40-50 lat, ale będzie następować stopniowo. Obecnie osoby w wieku poprodukcyjnym stanowią ok. 16,8 proc. ludności. Natomiast w roku 2020 osób, które przekroczą wiek emerytalny, będzie już ponad 22 proc., natomiast w latach 40. ponad 30 proc. ludności.

Czy można zakładać, że prognozy te okażą się zbyt pesymistyczne? Trudno wątpić jednak w poprawność wskazanych prognoz, gdy minimalna wartość, tzw. wskaźnik dzietności konieczny dla zapewnienia zastępowalności pokoleń i stabilności demograficznej, wynosi 2,1, podczas gdy w Polsce w roku 2010 osiągnął wysokość 1,3! W rankingu uwzględniającym ten wskaźnik Polska w roku 2010 została sklasyfikowana na 209. miejscu w świecie na 223 państwa, m.in. za Chinami (wskaźnik 1,54), które prowadzą antynatalistyczną politykę. Z tych wszystkich danych nie wynika, by perspektywy demograficzne uzasadniały przekazanie w roku 2011 4 mld zł z Funduszu Rezerwy Demograficznej na wypłatę bieżących emerytur.

Rzeczywiste przyczyny

Jakie zatem były rzeczywiste przyczyny sięgnięcia po środki z FRD? Rząd przyznał, że do zapewnienia wypłaty świadczeń emerytalnych potrzebne są dodatkowe środki poza przewidzianą w budżecie dotacją w wysokości ponad 37 mld złotych. Czyli po prostu brakuje pieniędzy.

Problem niedoboru środków emerytalnych można rozstrzygnąć w różny sposób, przede wszystkim w wyniku obniżenia innych wydatków budżetowych, najlepiej poprzez kompleksową reformę finansów publicznych. Znajdujemy się jako kraj w sytuacji, która powinna wymuszać zdecydowane działania. Przecież w 2010 roku Polska zanotowała rekordowy deficyt sektora finansów publicznych, przekraczający 112 mld zł i 7,9 proc. PKB. Zadłużenie publiczne, mimo ukrywania jego części w Krajowym Funduszu Drogowym, według oficjalnych statystyk, na koniec I kwartału 2011 roku. zbliżyło się do 780 mld złotych. Przekroczenie kolejnego progu ostrożnościowego określonego na poziomie 55 proc. PKB jest znacznie bliższe niż zejście poniżej poziomu 50 proc. PKB. Dzieje się tak pomimo wyższych niż zakładano dochodów budżetu, głównie z podatku VAT, na co wpływ ma wyższa inflacja. Rząd jednak jak dotąd unika podejmowania kompleksowych, trudnych decyzji w zakresie reformy finansów. W takiej sytuacji, zamiast podjąć trudne decyzje ograniczające wydatki publiczne, rząd poszedł na łatwiznę, wybierając rozwiązanie przynoszące skutek „tu i teraz”, ale krótkowzroczne, pozbawione spojrzenia perspektywicznego. Rozwiązanie przyjęte przez rząd jest sprzeczne z ideą wprowadzenia Funduszu i pogarsza perspektywy przyszłych emerytów, a także tych, którzy będą wypracowywać środki na wypłatę przyszłych świadczeń.

Poważne konsekwencje

Sięgnięcie po środki z FRD rząd uzasadniał wysokością środków zgromadzonych w Funduszu, które na koniec roku mają zwiększyć się do poziomu 14,25 mld zł, co oznacza, że nawet po zabraniu 4 mld zł zgromadzone aktywa i tak wzrosną w porównaniu do roku 2010. Uzasadnienie to w kontekście przyszłych potrzeb związanych z pokrywaniem niedoboru środków emerytalnych, związanych z opisanymi powyżej zmianami demograficznymi, brzmi jednak mocno kuriozalnie.

W roku 2010, przy sytuacji demograficznej nieporównywalnie lepszej od tej, jaka czeka nas za kilka, a najdalej kilkanaście lat, dotacja z budżetu państwa do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych przekroczyła 38 mld zł (bez refundacji środków przekazywanych do otwartych funduszy emerytalnych), mimo że w roku ubiegłym rząd sięgnął po środki z Funduszu Rezerwy Demograficznej w wysokości nawet wyższej niż w roku bieżącym, bo 7,5 mld złotych. Sam fundusz emerytalny wiązał się z wydatkami blisko 80 mld zł, przy wpływach ze składek w wysokości 51,4 mld złotych. Ten wysoki deficyt blednie jednak z porównaniu z prognozami deficytów funduszu emerytalnego wykonanymi przez ZUS. Już w roku 2020 deficyt może przekroczyć 100 mld zł, a w latach 30. XXI wieku, nawet przy założeniu solidnego, stabilnego wzrostu gospodarczego, spadku bezrobocia i wzrostu płac, stanowiących podstawę naliczania składek, może osiągnąć poziom 150 mld złotych. Ze wskazanych danych wynika zatem, że tyka demograficzna bomba zagrażająca stabilności finansowej systemu, a rząd zamiast wprowadzić rozwiązania, jakie pozwolą zgasić płonący lont, osłabia i tak dość rachityczne osłony mające chronić przed skutkami wybuchu. Aby bowiem pokryć przewidywany niedobór środków na wypłaty świadczeń, bez drastycznego podnoszenia składek emerytalnych (co prowadziłoby do znacznego obniżenia konkurencyjności gospodarki), nie dość, że środki zgromadzone w Funduszu Rezerwy Demograficznej muszą być bardzo wysokie, ale powinny też zostać wprowadzone radykalne reformy w obowiązującym systemie emerytalnym. W takiej sytuacji fakt, że wskazana przez rząd wysokość środków, jaka ma być zgromadzona w Funduszu na koniec 2011 roku w wysokości 14,25 mld zł, jest niższa od stanu funduszu zapisanego w planie rocznym FRD (15,45 mld zł), który znajduje się na stronie internetowej ZUS, ma, choć istotne, to jednak drugorzędne znaczenie.

Trudno zatem dziwić się, że przeznaczenie środków z FRD na wypłatę bieżących świadczeń emerytalnych spotkało się z nieprzychylnymi stanowiskami często bardzo różniących się od siebie środowisk, począwszy od biznesowych, jak Pracodawcy RP czy Krajowa Izba Gospodarcza, do organizacji związkowych. Od problemu niedoboru środków na wypłatę emerytur nie ucieknie się poprzez zabieranie środków z FRD. Najpóźniej za kilkanaście lat problem powróci, tylko że już nie będzie skąd brać pieniędzy na wypłaty świadczeń.

Decyzje o wcześniejszych wypłatach środków z Funduszu prowadzą w konsekwencji do zachwiania stabilności machiny emerytalnej w przyszłości, jednocześnie zwiększając prawdopodobieństwo wzrostu wysokości składek, również w kontekście dokonanego w bieżącym roku znaczącego osłabienia kapitałowej części systemu. Wyższe obciążenia składkami to droga do obniżenia konkurencyjności gospodarki, zwiększenia emigracji, szczególnie w najbardziej mobilnej grupie osób młodych, oraz pogorszenia perspektyw na stabilny wzrost gospodarczy.

Maciej Rapkiewicz

Autor jest ekspertem Instytutu Sobieskiego z zakresu finansów publicznych.

Za: Nasz Dziennik, Poniedziałek, 22 sierpnia 2011, Nr 194 (4125) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110822&typ=my&id=my03.txt

Skip to content