Historia, jak wiadomo, się powtarza, toteż nic dziwnego, że wobec perspektywy utworzenia na „polskim terytorium etnograficznym” Żydolandu, mamy do czynienia z recydywą stalinowskiej polityki historycznej, która ma Żydolandowi dostarczyć pozorów moralnego uzasadnienia. Pierwotna stalinowska polityka historyczna forsowała tezę o współpracy Armii Krajowej z Gestapo i dlatego rozmaite Romkowskie czy Fejginy łamali akowcom kości i zrywali paznokcie, żeby się do tej kolaboracji przyznali. Dzisiaj kolaboracja z Niemcami uchodzi za szczyt politycznej mądrości, więc chodzi o stopniowe przerzucanie odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej z Niemiec na winowajcę zastępczego – Polskę oraz dostarczenie opinii światowej uzasadnienia narzucenia Polakom kurateli szlachty jerozolimskiej.
Podobnie jak w wieku XVIII, światowa opinia jest przekonywana, że Polaków nie można pozostawić samopas, że trzeba roztoczyć nad nimi polityczną kuratelę – ale już nie dlatego, że nie potrafią sami się rządzić, tylko dlatego, że w przeciwnym razie ZNOWU zrobią coś okropnego. Wykonawcami tej polityki historycznej są nie tylko wynajęci przez wpływowe środowiska żydowskie „światowej sławy historycy” w rodzaju Jana Tomasza Grossa, ale również rzesze kolaborantów, którym ton nadają „maleńcy uczeni” z „Gazety Wyborczej”, pedagogizujący mniej wartościowy naród tubylczy, żeby się przyznał – tym razem do holokaustowania Żydów.
Mimo odmienności tez dawnej i obecnej polityki historycznej, cel pozostaje identyczny, podobnie jak metoda: „przyznaj się”! Niedawno do grona pedagogizujących dołączył nawet JE bp Mieczysław Cisło od dialogu z judaizmem. „Maleńcy uczeni” – wiadomo: liczą na okruszki ze stołu pańskiego. Na co liczy Jego Ekscelencja? Czyżby naprawdę myślał, że upragniona „wiosna Kościoła” nastanie dopiero w Żydolandzie? To już prędzej zmartwychwstaną Romkowski z Fejginem, którym „maleńcy uczeni” właśnie prostują ścieżki.
Stanisław Michalkiewicz
Komentarz • „Dziennik Polski” (Kraków) • 20 lipca 2011
Stałe komentarze Stanisława Michalkiewicza ukazują się w „Dzienniku Polskim” (Kraków).