Aktualizacja strony została wstrzymana

Euro na zakręcie – Tomasz Gabiś

W tygodniku „Die Zeit” Mark Schieritz w artykule „Rebelia przeciwko euro” pisze, że zamiast scalać Europę, euro wywołuje w niej rozłamy i podziały; historia nie jest linearnym procesem; tak jak Europa została zjednoczona, tak może się rozpaść.

Gospodarcze problemy euro, choć bardzo poważne, są rozwiązywalne; jeśli więc unia walutowa się rozpadnie, to głównie z przyczyn politycznych. Z kolei prof. Wilhelm Hankel od samego początku krytykujący unię monetarną oświadczył w mediach, że nikt już nie można powtarzać jak katarynka: „Niemcy odnoszą korzyść z euro”. Dziś – powiedział Hankel – każdy widzi, że euro rujnuje Niemcy – jest niczym tonący, który wciąga w topiel tego, kto chce je ratować.

Publicysta gospodarczy Klaus Peter Krause (b.członek redakcji „Frankfurter Allgemeine Zeitung”) komentując wydarzenia wokół kryzysu strefy euro cytuje fragmenty swojego artykułu z 1997 roku, w którym przewidywał, że: euro nie będzie twardą i stabilną walutą jak marka, Europejski Bank Centralny nie będzie niezależny jak Bundesbank, pakt stabilizacyjny nie będzie działał, kryteria konwergencji niczego nie zagwarantują. Wszystkie jego najgorsze obawy i przewidywania sprzed 14 lat sprawdziły się co do joty. Złamano wszelkie możliwe reguły, obietnice i przyrzeczenia. Dla każdego myślącego człowieka od początku było jasne, że wspólna waluta zawiera ogromny potencjał gospodarczych, społecznych i politycznych potencjał konfliktów. Nie tylko nie zapobiegła wewnętrznym napięciom w Unii Europejskiej, ale stała się wręcz ładunkiem wybuchowym podłożonym pod jedność europejską. Lont został podłożony, i już się tli. Cały system międzynarodowego socjalizmu, którego wyrazem jest Unia Europejska, będzie trwał – pisze Krause – dopóki obywatele pozwolą biernie narzucać sobie coraz cięższe ograniczenia wolności i nakładać na szyję podatkową garotę. Merkel opowiada bajeczki o historii sukcesu euro, nawołuje, aby „wierzyć w euro”. Może, kpi Krause, powinniśmy się modlić, „euro nasze w unii monetarnej, święć się imię twoje”. Krause podkreśla, że to nie unia walutowa jest w kryzysie, ona sama jest kryzysem.

Eric Bonse, dziennikarz zajmujący się sprawami europejskimi w „Handelsblatt” pisze na łamach magazynu „Cicero”, że sytuacja w Grecji to zasadnicza kwestia, która zadecyduje o losie Europy. Cała akcja ratunkowa podjęta w 2010 roku zakończyła się fiaskiem. Przy ratowaniu euro Unia Europejska posługuje się błędnymi diagnozami i niezdatnymi receptami. Zdaniem Bonsego nakładają się na siebie kryzys polityczny w UE, kryzys zadłużeniowy i kryzys bankowy. Tymczasem jedyne, czego pragną politycy z Berlina, Brukseli i Luksemburga to kupić czas i uspokoić wzburzone umysły. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, politycy muszą przestać bredzić o swoich fantastycznych „planach ratunkowych”. Konwersja długów jest konieczna, choć uderzy to w, trzymające greckie obligacje, banki niemieckie i francuskie oraz w Europejski Bank Centralny. Jeśli problem nie zostanie rozwiązany, grozi to – uważa Bonse – nie tylko rozpadem strefy euro, ale całej Unii Europejskiej.

W wywiadzie udzielonym jednemu z największych dzienników austriackich „Der Standard”, wykładający ekonomię na Wyższej Szkole Ekonomii i Zarządzania w Monachium prof. Gerald Mann nie zgadza się z tymi, którzy postulują wyjście Grecji ze strefy euro. Jego zdaniem, należy rozważyć opcję przeciwną – wystąpienie solidniejszych państw ze strefy euro, przede wszystkim Niemiec (przyłączyć mogłyby się najpierw Holandia i Finlandia, a potem inne kraje) i utworzenie nowej waluty – „marki europejskiej”. Powstałby wspólny bank centralny, ewentualnie Bundesbank przejąłby tymczasowo rolę banku emisyjnego.

Na łamach „Financial Times Deutschland” Heinz-Roger Dohms i Mark Schrörs konstatują, że kryzys euro wymyka się z rąk europejskim politykom. Tracą oni kontrolę nad rozwojem wydarzeń, a to grozi katastrofą; coraz wyraźnie widać ich bezradność i bezsilność wobec tego co dzieje się na rynkach. Także publicysta „Preußische Allgemeine Zeitung” Hans Heckel uważa, że kryzys systemu euro wszedł w decydującą, najgroźniejszą fazę i politykom w Brukseli, we Frankfurcie nad Menem i w Berlinie sytuacja zaczyna wymykać się z rąk. Choć ratunek dla Grecji zakończył się fiaskiem i Ateny pogrążają się w spirali długów, politycy powtarzają ten sam, nie zdający egzaminu, model. Po prostu nie wiedzą co robić. Merkel gra na czas, ma nadzieję, że sytuacja się uspokoi, ale skutki mogą być dokładnie odwrotne do zamierzonych. Nikt już nie chce słuchać o „panikarzach” i „spekulantach”, których politycy obwiniają o kryzys; to oni sami są dziś największym zagrożeniem dla Europy. Jeśli nie powrócą do rzeczywistości, nie dokonają rekonstrukcji systemu euro, nie ograniczą strefy euro do tych krajów, które wytrzymują twardą walutę, dojść może do niekontrolowanego rozpadu, któremu towarzyszyć będą konflikty i chaos. Miałoby to straszne skutki dla wszystkich Europejczyków.

Liberalny autor Andreas Tögel przewiduje, że Grecja będzie gwoździem do trumny Eurolandu. Na przykładzie katastrofy zadłużeniowej tego kraju i podejmowanych akcji ratunkowych po raz nie wiadomo który ujawnia się zasadnicza błędność założeń każdej gospodarki planowej. Ponieważ w dziedzinie pieniądza i kredytu nie funkcjonuje system cen, politycy i biurokraci europejscy podejmują decyzje gospodarcze na ślepo, wydają gigantyczne sumy nie swoich pieniędzy, nie mając pojęcia, jakie to będzie miało skutki. Marnotrawią zasoby chcąc utrzymać przy życiu rozdęte greckie urzędnicze państwo socjalne, co powoduje, że sensowne, podnoszące zamożność inwestycje w efektywne projekty muszą zostać porzucone. Coraz szybsza jazda w kierunku finansowej katastrofy ma swoje źródło w planistyczno-biurokratycznych nawykach myślowych przywódców europejskiego molocha. Unijni planiści, chcąc zrealizować utopię centralistycznego państwa europejskiego, ignorują prawa ekonomiczne. Zapłacą za to młodzi ludzie, którym centralne planowanie i zarządzanie blokuje przyszłość, bo niszczy kapitał.

Ralph Bärligea z wolnościowej Partii Rozumu (Partei der Vernunft) uważa, że trwający od ponad roku kryzys strefy euro zawiniony został przez polityką pieniężną Europejskiego Banku Centralnego. Gadanie o tym, że euro pomoże eksportowi lub że sprzyjać będzie zamożności krajów Europy Południowej jak utrzymywano 10 lat temu, to zwyczajne brednie. Profity z euro czerpie jedynie wąska elita finansowa. Jest ono elementem pieniężnego monopolu i powinno zastać zastąpione przez system pieniężny oparty na wolnej konkurencji.

W „Spieglu” Michael Sauga napisał, że politycy w Berlinie, Paryżu i Brukseli budują nowe zamki na piasku. Prześcigają się w pomysłach jak skoordynować politykę gospodarczą i finansową, jak pogłębić integrację. Wszystkie są całkowicie nieprzydatne w leczeniu ostrej choroby wspólnej waluty. Można je śmiało porównać do koncepcji realizowanych przez Gosplan – państwowy urząd planowania w Związku Sowieckim. Sauga ostrzega, że próbuje się stosować środki, które już w przeszłości przynosiły rezultaty diametralnie odmienne od oczekiwanych: kraje strefy euro miały się mniej zadłużać, ale zgromadziły jeszcze więcej długów, pakt stabilności przyczynił się do niestabilności, tzw. proces lizboński – chyba jedyny taki projekt na świecie mający pobudzić ekonomiczną dynamikę przy pomocy monstrualnej biurokracji – zakończył się porażką i zamiast iść w górę, kraje Unii dreptały w miejscu, pozwalając, by inne kraje je wyprzedziły. Ralf Dahrendorf, w latach 1970-1974 członek Komisji Europejskiej, zdecydowany przeciwnik wspólnej polityki gospodarczej i finansowej, nazwał unię monetarną „pogonią za chimerami”. Obecnie prowadzi się taką samą politykę iluzji jak wówczas, kiedy wprowadzano euro.

Autor książki Ostatnie lata euro Bruno Bandulet wywiadach i w artykułach przewiduje co stanie się ze strefą euro w związku z faktycznym bankructwem Grecji, Irlandii i Portugalii. Bandulet przypomina jak to Kohl jemu i innym przeciwnikom euro, zarzucał, że są „antyeuropejscy”, ba, policja polityczna (Urząd Ochrony Konstytucji) poważnie zajmowała się kwestią, czy odrzucanie euro jako waluty jest zgodne z konstytucją – chciano eurosceptyków zaliczyć do ekstremistów i wrogów konstytucji! Ich ostrzeżeń, że euro to pułapka, nie traktowano poważnie. Tymczasem to oni mieli rację: eksperyment z euro zakończył się fiaskiem. Zresztą – uważa Bandulet – nie tylko euro ma wadliwą konstrukcję, lecz cała Unia Europejska. Niemcom – jest przekonany Bandulet – powodziło się lepiej przed wprowadzeniem wspólnej waluty. U podstaw unii monetarnej legły nie gospodarcze, ale czysto polityczne i ideologiczne kalkulacje. I to się dzisiaj mści. Jedyne co potrafią politycy w Berlinie, to zwiększać zadłużenie, aby zyskać na czasie. Większość z nich to ludzie niedouczeni, nie rozumiejący tego, co się dzieje w strefie euro. Patrząc na to, jak rząd w Berlinie przyjmuje na siebie coraz większe zobowiązania finansowe, można dojść do wniosku, że jest on „szurnięty”. Dla takiego rządu nie ma ratunku, sam sobie kopie grób. Bandulet nie wyklucza powrotu do marki i walut narodowych. Ale raczej strefa euro będzie się kurczyć, słabsi członkowie ją opuszczą, pozostanie jądro z Niemcami, Austrią, Holandią, Francją. Zdaniem Banduleta mamy dziś nie tylko problem euro, ale także problem dolara i problem światowego systemu walutowego, gdyż cały świat żyje ciągle w standardzie dolara. W jednym z wywiadów Bandulet powiedział, że odnosi coraz silniejsze wrażenie iż obecny światowy system walutowy wszedł w finalną fazę, właściwie już splajtował wskutek niewiarygodnego ciężaru długów i nie przetrwa obecnej dekady.

Tomasz Gabiś

Za: Tomasz Gabiś - strona autorska - GŁOSY ZZA ODRY - XX 07.14.11 | http://www.tomaszgabis.pl/?p=589

Skip to content