Jak podaje „Rzeczpospolita” po naciskach UE antyaborcyjna kampania na Węgrzech została wstrzymana. Rzecznik wiceszefowej Komisji Europejskiej Viviane Reding, Matthew Newman nie kryje radości:
Budapeszt podaje inne powody zdjęcia plakatów, ale jesteśmy przekonani, że nasza interwencja odniosła skutek.
Przypomnę, że chodzi o tysiące plakatów z nienarodzonym dzieckiem, na których widniał tekst „Cóż, rozumiem, że nie jesteście gotowi, aby mnie przyjąć, ale pomyślcie dwa razy i oddajcie mnie służbom adopcyjnym. POZWÓLCIE MI ŹYĆ.”. Plakaty były elementem przeprowadzonej przez rząd Viktora Orbana kampanii społecznej, której celem było uświadomienie znaczenia ochrony życia i promocję adopcji.
Na Wegrzech, gdzie ginie w wyniku legalnej aborcji tysiące dzieci rocznie, w tym samym czasie wiele par stara się o adopcję. Dlatego premier Viktor Orban postanowił uruchomić ogólnokrajową kampanię, którą sfinansował w 80% z unijnych pieniędzy. I rozpętało się piekło.
Na marginesie dyskusji na temat nowej węgierskiej konstytucji w Parlamencie Europejskim uznano, że unijne środki, pochodzące z programu 'PROGRESS’ zostały użyte przez wegierski rząd niezgodnie z ich przeznaczeniem.
Viviane Reding, w imieniu Komisji Europejskiej, nie przebierając w słowach, nazwała rzecz po imieniu, ujawniając prawdziwe motywy protestujących przeciwko polityce Orbana:
Państwa członkowskie nie mogą wykorzystywać funduszy europejskich w celu finansowania inicjatyw antyaborcyjnych. Ta kampania jest sprzeczna z wartościami europejskimi.
Rząd Viktora Orbana protestował przeciwko takiemu stawianiu sprawy, tłumacząc, że nie jest to kampania antyaborcyjna, lecz proadopcyjna, mająca na celu ratowanie dramatycznej sytuacji demograficznej na Węgrzech.
Swoją drogą to niewątpliwie znak czasu, że trzeba odwoływać się do takich sztuczek, aby uzasadnić wykorzystanie środków europejskich (pochodzących z podatków obywateli państw członkowskich) dla kampanii pro-life.
Komisja Europejska wykazała się rewolucyjną czujnością i ustami pani Reding przyznała, że program zachęcający do adopcji jest zakamuflowaną kampanią na rzecz ochrony życia. A tej, broń Boże, nie można finansować, lecz należy zrobić wszystko, aby potępić jej autorów i napiętnować na forum międzynarodowym polityków, którzy dają jej wsparcie.
Wniosek z tej awantury jest bardzo prosty: Według Komisji Europejskiej ochrona życia poczętego jest sprzeczna z wartościami europejskimi. Dlatego żadna kampania na jej rzecz nie może być finansowana z pieniędzy europejskich. Prawo do zabicia dziecka zaś jest z europejskimi wartościami jak najbardziej zgodne. I dlatego powinno być wspierane politycznie, ideologicznnie i przede wszystkim finansowo.
Wiceszefowa „rządu europejskiego” mówi ni mniej ni więcej: mordowanie niewinnych dzieci to europejski wkład w świat wartości.
We wtorek Parlament Europejski skrytykował nową konstytucję Węgier. Podkreślił m.in., że Budapeszt powinien zrewidować zapis „życie płodu jest chronione od chwili poczęcia”.
Premier Viktor Orban skwitował to krótko:
Węgry nie są podporządkowane Brukseli. Źaden rząd, żadne państwo nie ma prawa mówić nam, jaka ma być węgierska konstytucja.
Ten pan na pewno kariery w strukturach europejskich nie zrobi. Ale zapewne to nie zaprząta teraz jego głowy. Ponieważ są jeszcze w Europie mężowie stanu, dla których perspektywa nieźle płatnej fuchy w brukselskim akwarium nie przesłania tego, co najważniejsze – odpowiedzialności za naród, który im zaufał i powierzył władzę. Ale do tego trzeba wyjść poza horyzont „tu i teraz” i być politykiem wielkiego formatu.
U nas premier Tusk dla swoich partyjnych i osobistych celów rozważa przyjęcie ustawy o związkach partnerskich. Martin Schulz, Daniel Cohn-Bendit i cała zgraja naszych rodzimych, ideowych pogrobowców Maja ’68 bije naszmu premierowi brawo. Akwarium czeka.
Artur Bazak
Artur Bazak – ur. 1981 r., redaktor portalu wPolityce.pl, publikuje m.in w „Rzeczpospolitej”, „Uważam Rze” i „Salon24.pl”.