Aktualizacja strony została wstrzymana

Odgłosy bagienne – Rafał A. Ziemkiewicz

No i proszę, cud się stał. Jak donosi Radio RMF, na krakowskim dworcu po raz pierwszy od lat pojawił się pociąg do Trójmiasta złożony aż z dwunastu wagonów. I wszystkie luksusowe! Wszystkie czyste! Źadnych rozwalonych, śmierdzących wucetów, prąd we wtyczkach do laptopów, w ogóle wszystko co trzeba. A nawet więcej, bo policyjna ochrona to już na PKP usługa nadstandardowa.

A już się przyzwyczailiśmy do pociągów w szczycie sezonu króciutkich jak korniszon, cztero-, góra pięciowagonowych, oblężonych na każdej stacji przez nie mogący się pomieścić tłum niczym ostatni ewakuacyjny eszelon z Prus Wschodnich. Sam miałem wątpliwą przyjemność wracać takim „ekspresem” z wielkanocnego wyjazdu (co zresztą opisywałem w „URze”) i pamiętam, jak przedstawiciele kolei wyjaśniali, że więcej wagonów niestety nie ma. A nie było, jak skądinąd wiadomo, dlatego, że dziesiątkami stały na Olszynce Grochowskiej i nie mogły być dopuszczone do ruchu, bo ktoś tam w ministerstwie nie podpisał w porę odpowiedniego papierka. (Czyli zupełnie tak samo, jak z rozpoczęciem budowy II nitki warszawskiego metra).

Ale do tego pociągu, jak dowiedział się reporter, ściągano odpowiednie wagony z całego kraju. Bo przecież, jak się Państwo domyślają, to nie był jakiś zwykły TLK czy nawet IC. To był pociąg specjalny, wiozący do Gdańska delegatów na zjazd PO. Partia nie będzie się przecież tłuc normalnymi pociągami, jak zwykłe pospólstwo, jeszcze by się w podróży pogniotły transparenty i wystygł zapał do spontanicznego skandowania na cześć „tkniętego geniuszem”.

Warto by doprawdy jakieś wewnątrzministerialne śledztwo przeprowadzić, kto się wykazał taką inicjatywą, kto dzwonił po odległych stacjach i szukał wagonów w odpowiednim standardzie dla tak ważnych pasażerów, kto znalazł w trzeszczącym budżecie odpowiednie na to fundusze. Takiego kogoś należy oczywiście nagrodzić, najlepiej nominacją na odpowiednie stanowisko, gdzie jego rzutkość i oddanie siłom modernizacyjnym zostaną należycie wykorzystane. Wielki bukiet kwiatów też byłby na miejscu.

Chociaż, przyznaję, ten bukiet kwiatów, wręczony za zasługi ministrowi Grabarczykowi, który swego czasu wzbudził we mnie taką irytację, z perspektywy paru zaledwie miesięcy wydaje się rozczulającym przejawem jego skromności. Co tam kawałek klomba, kiedy odpowiedzialni za budowę Stadionu Narodowego za swoje sukcesy dostali premie finansowe, i to sute!

ABW kłamała w żywe oczy, twierdząc, że w najeździe na twórcę strony internetowej antykomor.pl odegrała tylko role usługową. Prokurator Generalny ujawnił, że, wręcz przeciwnie, całe to żałosne śledztwo było od początku do końca inicjatywą agencji, która, przypomnę, zgodnie z prawem powołana jest do zwalczania zorganizowanych działań niosących zagrożenie dla niepodległości i podstaw ustrojowych państwa polskiego. Wiadomość przeszła przez media, plusnęła jak niewypał rzucony w szambo, jedna z wielu − chlup. I kto tam ma głowę się nią dalej zajmować.

Prokurator, który nadzorował śledztwo smoleńskie, odsunięty został od sprawy, formalnie z oskarżenia o przekazywanie tajnych informacji wrogiemu mocarstwu (z którego przywódcą jeszcze wczoraj się przywódcy Partii i państwa lansowali podczas jego wizyty w Warszawie) a naprawdę dlatego, że chciał postawić zarzuty odpowiedzialnym za wysłanie polskiego prezydenta i towarzyszącej mu delegacji w podróż urągającą wszelkim elementarnym w cywilizowanych krajach procedurom.

Chlup.

Kolejni dziennikarze prześladowani są z oskarżenia starego esbeka, z mocy wprowadzonego w stanie wojennym paragrafu, który czyni przestępstwem „podważanie wiarygodności” ludzi związanych z władzą, bez względu na to, czy w istocie oni na wiarygodność zasługują. Szczególna właściwość tego paragrafu, który w III RP przez 20 lat troskliwie utrzymywano w prawie teoretycznie wolnej Polski leży w tym, iż nakazuje on karać za samo postawienie jakichkolwiek zarzutów, którymi członek nomenklatury może się poczuć urażony − bez najmniejszego znaczenia jest, czy zarzuty te są prawdziwe. Jeśli o byłym funkcjonariuszu zbrodniczej SB napisze się, że był funkcjonariuszem zbrodniczej SB, a on poczuje się tym urażony, to na mocy obowiązującego w III RP prawa zostaje się skazanym w procesie karnym, obciążonym bandycką grzywną i wpisanym do rejestru karanych ze wszystkimi tego konsekwencjami. Po Jerzym Jachowiczu przyszła kolej na Dorotę Kanię.

Komunistyczne pseudoprawo, z którego przez 20 lat nikt nie ośmielił się tak bezceremonialnie korzystać, dopiero teraz trafi do Strasburga, gdzie oczywiście uznane zostanie za sprzeczne z europejskimi normami, państwo polskie zapłaci i dostanie ileś tam miesięcy na dostosowanie kodeksu karnego do obowiązujących standardów, co oczywiście sytuacji prześladowanych dziennikarzy nie zmienia. Czymże wobec tego łajdactwa III RP są takie śmieszne w sumie przejawy recydywy peerelu, jak obdarowywanie odpowiedzialnych za „zleconą” (zleconą z planu, jak to się mówiło w owych czasach) budowę premiami albo ściągnie z całego kraju wagonów dla uczestników zjazdu Partii?

Chlup. Chlup. Chlup.

Mógłbym tak przecież wyliczać i wyliczać. Robi się jak za peerelu także i pod tym względem, że aktualności nabrał stary kawał o facecie co rozrzucał zamiast ulotek puste kartki, a kiedy milicjanci dziwili się, dlaczego nic tam nie jest napisane, odparł – a co tu pisać, jak wszyscy wszystko wiedzą?

Wszyscy wszystko wiedzą, i Partia to wie, że wszyscy wszystko wiedzą, i że na jej słupki to nie wpływa − więc ma nas coraz głębiej. „Spełniło się niejeden uczynek, za który piorun powinien strzelić, a nie strzelił”, jak to powiadał i Sienkiewicza pewien łajdak, człek, jak go opisał sam autor, „bez reszty rozzuchwalony”. Tusk i jego ferajna są dziś tak właśnie „bez reszty rozzuchwaleni” wynikami sondaży. Mogą sobie pozwolić na najbardziej bezczelny przewał, a i tak przecież wybory wygrają. Tak wierzą.

Czy słusznie? Jeśli mam rację, że to recydywa schyłkowego peerelu, państwa, w którym nikt już nie wierzył w ideologiczne postawy ustroju, ale wszyscy jeszcze wierzyli w status quo − to czeka ich taki sam szok, jaki spotkał komunistów. Przypomnę, ze do ostatniej chwili badania opinii publicznej dawały im pewność utrzymania dominacji, a najbardziej nawet optymistycznie nastawieni przedstawiciele opozycji nie liczyli na więcej, niż połowa miejsc w senacie i jakieś dwie trzecie z tych 35 procent sejmowych mandatów oddanych na wolną konkurencję. Jak wiemy, wynik wyborów był od tych sondaży dramatycznie różny.

Czy pułkownik Kwiatkowski specjalnie fałszował badania? Chyba nie. Czy badani tak przywykli kłamać, że mówili ankieterom to, co kazał mówić lęk i rozsądek? Tak dotąd uważano.

Ale można to interpretować inaczej. Wybór między Partią i jej stronnictwami sojuszniczymi a opozycją, podobnie jak w latach osiemdziesiątych, jest wyborem niepodobnym do głosowania na tę czy inną partię w demokratycznym kraju. Jest postrzegany, podobnie jak wtedy, jako opowiedzenie się za system, bądź przeciwko systemowi − w całości. Tak wysoko ustawiona została poprzeczka. A odrzucenie systemu w całości nie jest taką prostą decyzją. Owszem, prześladują, kłamią, rujnują, ale ja osobiście mam względne poczucie bezpieczeństwa, swój kawałek słoniny i paczki od syna zza granicy. A jak pieprznie, to Bóg wie, co to będzie… Więc lęk przed deklarowaniem głosowania na Zmianę jest naturalnym lękiem przed Zmianą właśnie. Tolerancja na kolejne głupoty, nadużycia i podłości szeroko rozumianej władzy wydaje się nieskończona. Do czasu, jak sądzę.

Polska przypomina teraz, tak mi się wydaje, uporczywie szturchanego śpiocha, który ze wszystkich sił stara się nie dać obudzić. Nie, jeszcze chwilkę, jeszcze moment, tak pięknie mi się śniło − o Irlandii… Ale sny umykają, już pierzchły, i choćby nie wiem jak uporczywie zaciskać z całej siły powieki, choćby nie wiem jak sobie wmawiać, błoga beztroska już nie wróci. I tylko słychać, jak „pospolitość skrzeczy”.

I jak pluskają kolejne wrzucane do szamba niewypały.

Rafał A. Ziemkiewicz

Za: Les bleus sont là - Rafał A. Ziemkiewicz blog (11 cze 2011) | http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2011/06/11/odglosy-bagienne/

Skip to content