Aktualizacja strony została wstrzymana

Parzące dutki – Robert Gwiazdowski

Dolarki rozrzucane przez Pana Prezesa Bernanke od 2 lat na rynki finansowe coraz bardziej parzą inwestorów finansowych, którzy zostali nimi miłościwie obdarzeni, w paluszki. Czym prędzej starają się je wydać na jakieś „assety”. Albo się przynajmniej jakoś „zahedżować”.

W nerwowym poszukiwaniu jakichś „opportunitów” w różnych częściach świata, z uwagą spoglądają i na nasz piękny kraj. Nawet sam Goooooldmaaaaaan Saaaaachs otworzył w Warszawie swoje biuro, żeby wykonywać – jak to określił Prezes Blankfein – „Boską robotę” .

Ja się nie dziwię, bo od lat twierdzę, że różnych „opportunitów” jest u nas pod dostatkiem. W zasadzie cały nasz kraj jest takim jednym wielkim „opportunitem”. Leży w sercu Europy, na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych, z dostępem do morza, ze znacznymi zasobami niewykorzystanej jeszcze ziemi, dużo tańszej niż w Starej Europie, z 38 milionami konsumentów (patrząc od strony (popytowej) i z jedynym w Europie pokoleniem wyżu demograficznego z lat 80-tych wkraczającym właśnie na rynek pracy (to patrząc od strony podażowej). Dodajmy pokolenia relatywnie nieźle wykształconego i rwącego się do pracy (znowu relatywnie – w porównaniu z innymi nacjami).

I tylko nasi politycy te nasze „opportunity” regularnie marnują.

Ku zaskoczeniu analityków RPP podniosła wczoraj stopy procentowe o 25 punktów bazowych do 4,25%.

Decyzja RPP będzie miała krótkoterminowo niewielki wpływ na portfele kredytobiorców (stracą) i depozytariuszy (zyskają). Ale skala podwyżki o 25 punktów bazowych (przy stopie 4%) ma u nas inny wymiar niż w „Eurzone” (przy stopie 1%) czy w USA (przy stopie 0%). Co się więc takiego stało, że RPP zdecydowała się na taki ruch?

W marcu inflacja osiągnęła poziom 4,3%, ale większość członków RPP (z Panem Prezesem Belką na czele) twierdziło, że nie ma co się spieszyć z podwyżką stóp, gdyż mogłoby to spowolnić wzrost gospodarczy i „zaklinała się”, że decyzje nie będą podejmowane w oparciu o dane o inflacji z ostatniego miesiąca.

Pod koniec kwietnia Pan Prezes NBP porozumiał się z Prawie Najlepszym Ministerstwem Finansów w Europie, że nie będą wymieniać środków unijnych w NBP, tylko bezpośrednio na rynku walutowym. Dzięki temu złoty miał się umacniać, towary importowane (głównie ropa) tanieć, co miało powstrzyma inflację i pozwolić Radzie poczekać z podwyżką stóp procentowych.

Na cenę ropy RPP ma taki sam wpływ, jak na jutrzejszą pogodę. To FED ma wpływ drukując „dutki”. Cena paliwa w Polsce nie zależy tylko (ani nawet głównie) od ceny ropy naftowej. W lipcu 2008 gdy ropa kosztowała ponad 147 USD za baryłkę, cena benzyny trzymała się z dala od 5 zł (ok. 4,75 zł). Ale za to „dutki” były wtedy tańsze. A kurs „dutków” zależy od tego co robi FED, co robi BOC, co robi EBC i co robią US Navy. Ale korelacja: cena ropy/kurs dolara nie odwzorowuje się dokładnie w cenie benzyny. Bo cena benzyny zależy też od cen innych produktów naftowych, a te zależą od koniunktury sektorze chemicznym, a ta od koniunktury między innymi w sektorze samochodowym (zaopatrywanym przez sektor chemiczny) i spożywczym (zaopatrywanym też przez sektor chemiczny/nawozowy) czyli od ogólnej koniunktury gospodarczej.

Na to wszystko RPP też nie ma żadnego wpływu. Więc powtórzmy pytanie: skąd zmiana stanowiska? Możliwości są dwie: albo uczeni „mężowie” zasiadający w Radzie nie mają zielonego pojęcia co robić w tym skomplikowanym świecie i tak sobie „coś” zrobili, wychodząc z założenia, że ich decyzja nie będzie miała wielkiego praktycznego znaczenia, a że „coś” zrobić powinni, albo wiedzą już coś, czego my jeszcze nie wiemy, o tym do jakiego stanu nasi „mężowie stanu” doprowadzili naszą gospodarkę. Obstawiam to pierwsze.

Robert Gwiazdowski

Za: Robert Gwiazdowski blog (2011-05-13) | http://www.blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=943

Skip to content