Aktualizacja strony została wstrzymana

O zaletach lenistwa – Stanisław Michalkiewicz

Ładny interes! Co to się narobiło, że tygodnik „Wprost” kierowany przez znanego na całym świecie z żarliwego obiektywizmu red. Tomasza Lisa, nagle zainteresował się, co premier Tusk robi w weekendy? Nie dość, że się zainteresował, ale w dodatku wywąchał, że premier Tusk w weekendy lata do Gdańska albo rejsowymi, albo rządowymi samolotami i że te loty kosztowały podatników naszego nieszczęśliwego kraju 6 mln złotych. Najwyraźniej muszą to być odpryski krytyki, jaka pod adresem rządu, a w szczególności – ministra Bogdana Klicha skierował generał Sławomir Petelicki, który z generałem Skrzypczakiem i prof. Rybińskim – cywilem, utworzył zespół badający na własną rękę okoliczności towarzyszące katastrofie w Smoleńsku. Udało im się wykryć, że – po pierwsze – decyzję o zastosowaniu procesur przewidzianych w konwencji chicagowskiej podjęła trójka klasowa w składzie: Donald Tusk, Paweł Graś i Tomasz Arabski. Jeśli to prawda, to mielibyśmy do czynienia z osobliwą sytuacją, że decyzje w istotnych dla państwa sprawach podejmuje towarzystwo w którym tylko jeden człowiek należy do konstytucyjnego składu Rady Ministrów, a dwóch pozostałych – nie. Byłaby to kolejna poszlaka potwierdzająca, że punkt ciężkości władzy leży poza konstytucyjnymi organami państwa – jakim na przykład jest Rada Ministrów. Od lat to mówię, ale mało kto mi wierzy, a tu proszę – wykrył to sam generał Petelicki, który do SB wstąpił, żeby spełniać dobre uczynki.

Ciekawe, że żadne z mediów głównego nurtu, co to „każdy grzech palcem wytknie, zademonstruje, święte pieczęci złamie; powyskrobuje”, w ogóle nie zainteresowało się wykryciem takiego spisku przeciwko państwu – boć przecież przejęcie podejmowania decyzji przez klasowe trójki, w ogóle przez konstytucję nie przewidziane, jest właśnie spiskiem przeciwko państwu. Widocznie interesowanie się takimi sprawami mają surowo zakazane, dzięki czemu wszyscy mogą docenić rolę mediów niszowych, na które razwiedka macha lekceważąco ręką – a które dzięki temu – jako jedyne – mogą rzetelnie informować opinię publiczną. Inna sprawa, że na niewiele się to przyda, bo cóż może wskórać opinia publiczna w społeczeństwie, w którym agent na agencie siedzi i agentem pogania – zwłaszcza w środowiskach opiniotwórczych? Więc chociaż informujemy i informujemy – to groch o ścianę – z czego wynika, iż rację ma Janusz Korwin-Mikke mówiąc, że gdyby wybory mogły cokolwiek zmienić, to już dawno byłyby zakazane. Inna rzecz, że on sam nie do końca chyba wierzy w to, co mówi, bo nieustannie kandyduje w jakichś wyborach – ale być może po to, by sprawdzić, czy nadal nie mają one żadnego znaczenia? Tak postępowali amerykańscy zegarmistrze opisani przez Melchiora Wańkowicza. Kiedy przyjmowali do naprawy zegar, po reperacji zostawiali w środku kartkę: „Naprawiłem dnia tego i tego. Prezydentem jest ten i ten. Sprawy międzynarodowe – mętne”. Zegar, który do naprawy zaniósł Wańkowicz, miał już ze trzy takie kartki, więc kiedy zegarmistrz umieścił swoją kartkę z adnotacją, że prezydentem jest Eisenhower, kazał mu dopisać, że sprawy międzynarodowe nadal mętne, a nawet jakby coraz mętniejsze.

Skoro tedy nawet sprawy międzynarodowe coraz bardziej mętnieją, to cóż dopiero sytuacja w naszym nieszczęśliwym kraju, w którym nawet taka podpora reżymu, jak kierowany przez znanego na całym świecie z żarliwego obiektywizmu red. Tomasza Lisa tygodnik „Wprost” zaczyna podsrywać premiera Tuska, że to niby za dużo do tego Gdańska lata? Być może zresztą tygodnik pragnie zwrócić w ten sposób naszą uwagę na możliwość rekonstrukcji rządu, bo jużci wiadomo ze statystyki, że im więcej ktoś lata samolotami, tym większe prawdopodobieństwo katastrofy. Oczywiście wcale tego premieru Tusku nie życzymy, bo cieszyć to się wolno tylko ze śmierci Osamy bin Ladena, ewentualnie – prezydenta Lecha Kaczyńskiego – ale jeśli Siły Wyższe o rekonstrukcji rządu postanowią, to wiadomo: ręka, noga, mózg na ścianie! W tej sytuacji może lepiej byłoby, gdyby premier Tusk, który odgrażał się, że w związku z legislacyjną ofensywą zacznie nawet sypiać w Sejmie, przeniósł na ten czas stolicę do Gdańska? Ale katastrofy zdarzają się przecież i w Gdańsku – to po pierwsze – a po drugie – cóż to za cymes, sypiać w Sejmie? Każdy poseł przecież to robi, tyle – że z otwartymi oczami – co jest ważną umiejętnością każdego parlamentarzysty. Wreszcie po trzecie – jak głosił pewien kabaretowy kuplet zapamiętany z młodości – „tu z morałem da się podejść: trzeba wiedzieć, kiedy odejść” – adresowany bodajże do odwiecznego premiera Józefa Cyrankiewicza, na którego przecież też w końcu przyszła kryska. Takie to co otchłanne wnioski można wyciągnąć z faktu rozpoczęcia podsrywania premiera Tuska przez kierowany… i tak dalej – tygodnik „Wprost” – a przecież są to tylko wnioski przykładowe.

Bo równie ciekawa jest informacja o tygodniu pracy premiera Tuska: „Premier pracuje od wtorku do czwartku. W poniedziałek biega po plaży. W piątek prawie nie rusza się z Parkowej i myśli o wyjeździe do Sopotu.” Okazuje się, że w pracy państwowej niewiele się zmieniło od czasów Najjaśniejszego Pana, kiedy to Tadeusz Boy-Źeleński napisał był spiżowe strofy: „Praca posła ciężka, szczera. Z rana poseł się ubiera. Fagas listy mu otwiera, on tymczasem się wybiera – do Puchera!” Ale co tam Najjaśniejszy Pan! Przecież praca państwowa i przedtem bywała atrakcyjna – co ilustruje anegdotka o żydowskim młynarzu narzekającym, że młyn przynosi mu straty. – No to z czego żyjecie, młynarzu – zapytał go ktoś przysłuchujący się tym narzekaniom? – Źyjemy z tego, co ón w szabas stoi – wyjaśnił młynarz. Gdyby tedy premier Tusk biegał po plaży nie tylko w poniedziałek, ale i we wtorek, a nawet w środę – we czwartek zaczynał myśleć o wyjeździe do Warszawy, ale w piątek odwracał tok tego myślenia w przeciwną stronę, rozważając uroki pozostawania na weekend w Sopocie, to może i nasz nieszczęśliwy kraj inaczej by wtedy wyglądał? Nie bez powodu amerykańscy konserwatyści powiadają, że niczyje życie, mienie, ani zdrowie nie jest bezpieczne, gdy trwa sesja Kongresu, a podobną myśl wyraża stara śląska piosneczka: „W niedzieliczkę do kościoła, w pendziałek się napić. We wtorek dług porachować, we strzodę zapłacić. We czwortek se kapka przespać, w piątek se pochodzić. W sobotę się sztajgra spytać: co bydymy robić?

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   11 maja 2011

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2035

Skip to content