Aktualizacja strony została wstrzymana

Nadchodzi czas skubania – Stanisław Michalkiewicz

Czegóż to nie robi się dla demokracji? Dla demokracji robi się wszystko – a jeszcze więcej – o ile to oczywiście w ogóle jest jeszcze możliwe – robi się dla cywilów. Jak wiadomo, w Libii bezbronni cywile zaatakowali tyrański reżym przyjaciela generała Jaruzelskiego, pułkownika Kadafiego. Ciekawe, że rosnącą rolę cywilów przywidział u nas jeszcze przed wojną anonimowy autor piosenki „Bal u weteranów”, gdzie mogliśmy usłyszeć, jak to „Po północy się zjawili jacyś dwaj cywili, mordy podrapane, włosy jak badyli; nic nikomu nie mówili, światła pogasili, potem w mordę bili fest a fest! Maruszka moja, Maruszka chodźże ze mną…” no, mniejsza z tym. Najwyraźniej ta przepowiednia sprawdziła się w Libii, gdzie straszliwy tyran w osobie pułkownika Kadafiego nie tylko nie zadrżał, w myśl wskazań „Międzynarodówki” („Przed ciosem niechaj tyran drży”) na widok francuskich przygotowań do utworzenia Unii Śródziemnomorskiej – ale nawet zaczął się odgrażać.

Tego było już za wiele, bo przecież nie po to prezydent Sarkozy przez tyle czasu antyszambrował u Naszej Złotej Pani Anieli o zgodę na to francuskie kieszonkowe imperium, aż ta, zniecierpliwiona tym ustawicznym molestowaniem, wreszcie powiedziała upragnione „tak”, nie po to prezydentowi Miedwiediewowi roztoczył miraże podczas szczytu w Deauville – żeby teraz jakiś tyran spod ciemnej gwiazdy mu się odgrażał. W dodatku bezbronni libijscy cywile zebrani przed kamerami telewizji strzelali w powietrze, wymachiwali karabinkami AK-47, karabinami maszynowymi, a także stojąc na czołgach krzyczeli, że „Kadafi kaput!” – że nie można było dłużej czekać. Toteż Rada Bezpieczeństwa ONZ na wniosek USA podjęła rezolucję o zakazie lotów nad Libią, dlatego zaraz potem loty nad Libią znacznie się nasiliły, z tym, że latały tam samoloty francuskie i amerykańskie, no i oczywiście – pociski „Tomahawk” z amerykańskich okrętów i łodzi podwodnych. Wywołało to szaloną radość wśród libijskich cywilów – chociaż Liga Arabska zaczęła mamrotać, jakoby została oszukana, bo popierając rezolucję Rady Bezpieczeństwa myślała, iż z tym zakazem lotów to wszystko naprawdę. Kto by się jednak przejmował jakimiś arabskimi ligowcami z trzeciej ligi, którzy w dodatku najwyraźniej nie znają francuskiej literatury, bo w przeciwnym razie wiedzieliby, że „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”.

Z tego pośpiechu okazało się, że nawet nie bardzo wiadomo, kto operacją „Świt Odysei” dowodzi. Z tego powodu Norwegia wycofała się z operacji, ale nie o to chodzi, bo jest to przykład, że w wielkiej polityce trudno jest niekiedy odpowiedzieć na proste pytania. Nie tylko zresztą w wielkiej. Na przykład Janusz Korwin-Mikke, będąc posłem – wiceprzewodniczącym komisji obrony narodowej, i z tego względu uczestnicząc w posiedzeniu Komitetu Obrony Kraju, zadał w tym gronie pytanie, kto w właściwie dowodzi w Polsce wojskiem – i uzyskał cztery sprzeczne ze sobą odpowiedzi. Teraz pytanie to jest już na szczęście bezprzedmiotowe, bo każde dziecko wie, że Polski do ostatniej kropli krwi będzie broniła Bundeswehra, którą będzie wtedy dowodził ten, co trzeba. Podobnie i w Libii wszystko się wyjaśni w jak najlepszym porządku, to znaczy – prezydent Sarkozy wyznaczy w końcu jakiegoś bezbronnego cywila, który wygra demokratyczne wybory i w ten sposób cała Libia z rozłożonymi nogami znajdzie się w Unii Śródziemnomorskiej.

Tymczasem kiedy w Libii, gwoli udelektowania tamtejszych bezbronnych cywilów wprowadzana jest demokracja, w naszym nieszczęśliwym kraju, w interesie bezbronnych emerytów, debatowali posiadacze najtęższych głów: prof. Leszek Balcerowicz i minister Jacek Rostowski. Ciekawe, że i oni też nie potrafili odpowiedzieć na proste pytanie: czyją właściwie własnością są pieniądze odprowadzane na konta OFE. Prof. Balcerowicz powiedział, że to zależy, w jaki sposób traktujemy państwo. Uzależnianie własności pieniędzy w OFE naszego od stosunku do państwa jest wprawdzie podejściem szalenie oryginalnym, ale niestety nie dostarcza nam informacji, jak jest naprawdę. Identyczne pytanie zadałem pani Ewie Tomaszewskiej jeszcze w roku 1997, kiedy zwycięska kolicja AW„S”-UW przystępowała do realizacji czterech wiekopomnych reform charyzmatycznego premiera Buzka. Na pytanie, czyją własnością będą pieniądze w OFE, pani Tomaszewska najpierw odpowiedziała, że ubezpieczonego – ale kiedy, chcąc się w tym przekonaniu umocnić stwierdziłem, że w takim razie, kiedy zechce on odbyć podróż dookoła świata, to OFE na jego wniosek wypłaci mu te pieniądze bez mrugnięcia okiem – pani Tomaszewska odparła, że nie. Na moje zaskoczone – że jak to; nie wypłacą właścicielowi na jego żądanie? – odpowiedziała, że „każdy by tak chciał”.

Toteż i minister Rostowski przytoczył orzeczenie Sądu Najwyższego stwierdzające, że pieniądze w OFE nie są przedmiotem własności, tylko jakiegoś innego, bliżej nieokreślonego prawa. Za pierwszej komuny takie bliżej nieokreślone prawa wymyślali nasi jurysprudensi, gwoli nadania pozorów legalności rozmaitym komunistycznych szwindlom, zaś orzeczenie przytoczone przez ministra Rostowskiego pokazuje, że od tamtej pory aż do dnia dzisiejszego nic się nie zmieniło. A szwindel polega na tym, iż rząd pod przymusem odbiera ludziom część pieniędzy, żeby wręczyć je cwaniakom tworzącym OFE. Cwaniacy muszą część tych pieniędzy pożyczać rządowi, za co kasują „zysk bez ryzyka”, czyli procent od obligacji skarbowych. Z tego wypłacają sobie prowizję – początkowo nawet 10 procent, a teraz już skromniej – tylko 3,5 – ale i po to warto się schylić, zwłaszcza, że pozostałą forsę inwestują w akcje spółek prawa handlowego i tam tracą to, co zarobiły na obligacjach. Tak w każdym razie wynikało ze sprawozdania finansowego jednego z dużych funduszy, które z nudów przeczytałem sobie kiedyś w poczekalni u dentysty i zrozumiałem, że prawdziwy interes OFE robią właśnie na tych stratach, zaś prowizja – to tylko takie makagigi dla zmylenia naiwniaków. Źeby bowiem było jasne – ostatecznym gwarantem wypłacalności jest budżet państwa. Rzeczywiście – „każdy by tak chciał” – więc nic dziwnego, że próba oskubania OFE przez rząd, który z powodu braku forsy przystąpił do skubania wszystkich po kolei, wywołała takie zgorszenie w niektórych środowiskach. Ale skoro w interesie cywilów Odyseusze powracają do obskubywania Libii i innych mniej wartościowych kraików, to znaczy, że nadszedł czas skubania.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   29 marca 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: Michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1982

Skip to content