Aktualizacja strony została wstrzymana

Układ wrocławski – wywiad z reżyserem Grzegorzem Braunem

Co ma Pan na myśli mówiąc o układzie wrocławskim?

– Staram się wyciągać aktualne wnioski z historycznych przesłanek. Zaledwie 20 lat temu na Dolnym Śląsku skoncentrowane były sztaby tzw. Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej. Z prostej pragmatyki służbowej wynikało, że w ramach „operacyjnego zabezpieczenia” tych sztabów oraz wielkich zgrupowań ludzi i sprzętu GRU i KGB musiały tu mieć szczególnie liczne osobowe źródła informacji rekrutowane spośród ludności tybylczej. Po tym jak Sowieci oficjalnie wycofali się z Polski, nie przypuszczam by całkiem osierocili tych agentów. Oni nadal działają. Stawiam hipotezę, że we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku jest większe nasycenie post-sowiecką agenturą niż w jakimkolwiek innym regionie Polski. Drugim rozgrywającym są tu czywiście Niemcy, którym Soweci zawczasu częściowo puścili Polaków w arendę – bo przecież już za tzw. karnawału „Solidarności”, generał Kiszczak wydał oficjalną zgodę na działalnia operacyjne STASI na terenie PRL. Pamiętajmy, że dane informatorów pozyskiwanych wówczas przez niemieckie służby poprzez system ewidencji komputerowej trafiały automatycznie do służb sowieckich. A wszak w latach osiemdziesiątych w Dreźnie pracował w KGB Włodzimierz Putin – nie wykluczam zatem, że już od tamtych czasów może on być patronem karier niektórych zdolnych dolnoślązaków. Nie wiem, czy sam Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, jak dosłownie jego sformułowanie: „kondominium niemiecko-rosyjskie” oddaje prawdziwy stan rzeczy w moim mieście. Wrocław to modelowy przykład transformacji ustrojowej, przeprowadzonej przez sowieckie i post-sowieckie, przede wszystkim właśnie rosyjskie i niemieckie służby. Nota bene przypuszczam, że jeśli idzie o działania na kierunku polskim, wschodnioniemiecka STASI i zachodnioniemiecki BND „zjednoczyły się” jeszcze przed oficjalnym zjednoczeniem Niemiec. Swój udział mają oczywiście i inni gracze, chociażby służby amerykańskie i izraelskie (patrz: „Victory” Petera Schweizera). Powątpiewam, czy w tym doborowym towarzystwie mają cokolwiek do powiedzenia jakieś służby polskie.

Postawił Pan hipotezę, że transformacja ustrojowa była przygotowana już w połowie lat osiemdziesiątych.

– Jeżeli nie wcześniej. Wstępna selekcją kadr do okrągłego stołu miała miejsce m.in. w tzw. internatach podczas stanu wojennego. A Wrocław był doskonałym poligonem doświadczalnym transformacji. Nie przypadkowo działało tu tak dużo silnych organizacji opozycyjnych. Z ogromnym szacunkiem i wdzięcznością odnoszę się do wszystkich dzienych i wspaniałych ludzi, którzy współtworzyli fenomen „twierdzy Wrocław” – RKS i RKW „Solidarności”, Solidarność Walcząca, KPN, wczesny UPR, Pomarańczowa Alternatywa, WiP, NZS i wiele innych organizacji i inicjatyw – po Warszawie to właśnie we Wrocławiu była największa obfitość fauny i flory opozycyjnej. Ale trzeba brać pod uwagę, że jeżeli tajna służba lokalizuje coś, co z jej punktu widzenia jest zagrożeniem, to zagrożenie likwiduje albo przejmuje nad tym kontrolę. Więc, z całym szacunkiem, te wszystkie działania i struktury z perspektywy Moskwy, albo nie były realnym „zagrożeniem”, albo też zostały objęte „kontrolą operacyjną”.

O kontaktach wrocławskich opozycjonistów z SB nie wiedzielibyśmy gdyby, nie pewien wypadek samochodowy.

– Tragiczny wypadek: pod koniec września 1986 r. we Wrocławiu, na ul. Legnickiej Łada zderzyła się z autobusem. Zginęło dwóch mężczyzn. Pasażerem był Edward Majko, członek zarządu Regionu Dolnośląskiego pierwszej „Solidarności”, bliski współpracownik Władysława Frasyniuka. Kierowcą był pułkownik Anatol Pierścionek, wiceszef wrocławskiej bezpieki, który w latach siedemdziesiątych ukończył kurs KGB w Moskwie. Początkowo mówiono, że Majko został porwany, że to zamach. Ludzie bronią się czasem przed poznaniem przykrej prawdy. Nawet ukrywający się Kornel Morawiecki na łamach podziemnej gazetki apelował, aby przeprowadzić śledztwo i zbadać czy to nie było morderstwo. Te hipotezy podważyła sekcja zwłok, która wykazała, że obaj panowie byli po dużej wódce. Zastanawiano się czy Pierścionek nie był wrocławskim Kuklińskim. Snuto przypuszczenia, że pomagał Solidarności. Przeczy temu notatka, która zachowała się w aktach sprawy. Pułkownik meldował swojemu przełożonemu, że będzie wykonywał wieczorem bardzo ważne zadanie operacyjne na mieście. Tak ważne, że o ich wyniku miał meldować jeszcze tego wieczora telefonicznie. Jakieś ważne rzeczy się rozstrzygały przy tej dużej wódce jesienią 1986 r. Zaraz też pojawiła się wersja, że Majko to po prostu agent. Śledząc jego biografię nie wierzę w taki prosty wariant. Pułkownicy SB nie piją wódki ze zwykłymi kapusiami-alkoholikami. Moim zdaniem ś.p. Majko był raczej „delegatem”. Stawiam hipotezę badawczą, że ten wypadek naprowadza nas na trop zaawansowanych rozmów przed-okrągłostołowych. Ta duża wódka Majki z Pierścionkiem, to coś na kształt „okrągłego podstolika”. Na dobrą sprawę, obaj „negocjatorzy” powinni mieć pomnik jako „pionierzy transformacji ustrojowej”, jako męczennicy pojednania narodowego polegli w drodze do okrągłego stołu. A tu nic, cisza. Od tego wypadku miał się zaczynać mój film o układzie wrocławskim.

Co miał przekazać widzom ten niezrealizowany film?

– Miał pokazać, że korzenie transformacji ustrojowej tkwią głębiej, niż by się to nam, zwykłym śmiertelnikom zdawało. Od początku lat 80. pionki na szachownicy transformacji ustrojowej rozstawiane były w Moskwie – i po niemieckiej stronie, w sposób przejrzysty dla Sowietów. W tym kontekście należy patrzeć szczególną na nadreprezentację Wrocławia i Dolnego Śląska na dzisiejszej scenie politycznej. Oby Polacy nie dali się po raz kolejny nabrać, kiedy przyjdzie jakiś moment przełomowy, jakiś „kontrolowany kryzys” – i oby nie wynieśli po raz kolejny do władzy tych samych „geniuszy Karkonoszy”.

Kogo ma Pan na myśli?

– Z Dolnego Śląska są: Grzegorz Schetyna, Rafał Dutkiewicz, Bogdan Zdrojewski, czy tragicznie zmarły, ale za życia „niezatapialny” Jerzy Szmajdziński. To w Jeleniej Górze był szefem KW Partii Stanisław Ciosek, selekcjoner kadry do okrągłego stołu; to w Lubinie zaczynał karierę niedoszły Prokurator Generalny, Zalewski; to na Uniwersytecie Wrocławskim im. Bieruta ostatnim szefem POP był późniejszy sędzia Trybunału Konstytucyjnego Mazurkiewicz. To we Wrocławiu miała sewoją „jednostkę macierzystą”, swoją pierwotną bazę telewizja POLSAT – a zresztą także i telewizja TRWAM. Proszę zwrócić uwagę ile ten region dał Polsce „talentów” – specjalistów od „kręcenia lodów” (patrz: posłanka Sawicka – nb z dolnośląskiej „stajni” Schetyny). Czy w innych regionach Polski jest mniej utalentowanych ludzi? O ludziach z Wrocławia słyszymy z rzadka przy okazji różnych afer, np. afery hazardowej. Ale informacje podawane przez media warszawskie są zazwyczej kompletnie wyprane z kontekstu. A przecież to nie przypadek, że „Rychu” Sobiesiak kopał kiedyś piłkę w wojskowym klubie. Inny piłkarz WKS „Śląsk”, Józef Kwiatkowski to, jak wieść niesie, rezydent tego układu w Wiedniu, gdzie widywano go w towarzystwie starych znajomych pp. Kwaśniewskich, Kuny i Źagla. Nieprzypadkowo to we Wrocławiu mamy słynną willę „Baraniny”. Wedle znanej relacji prok. Czyżewskiego mile spędzali tam czas m.in. Schetyna, Frasyniuk, czy Szmajdziński. A mówi się też o jakichś rzekomo niewygodnych nagraniach z tego obiektu. Czy zajmują się tym jakiekolwiek polskie służby? A powinny. Dodatkowe nieszczęściem jest to, że o układzie wrocławskim nie informują opinii publicznej związani z Dolnym Śląskiem politycy opozycji: Adam Lipiński, Kazimierz Michał Ujazdowski, czy Ryszard Czarnecki. Uważam, że są odpowiedzialni za wytworzenie próżni informacyjnej, w której stołeczni żurnaliści mogą bez obawy kompromitacji przedstawiać np. Rafała Dutkiewicza jako „bezpartyjnego fachowca” i „nadzieję polskiej polityki”. A przecież dwadzieścia lat temu to Dutkiewicz rekomendował Schetynę do pracy w urzędzie wojewódzkim. Nie wierzę w „niezależność” ludzi, kórzy wzajemnie „kryją się” i wspierają przez ćwierć wieku.

Mówił Pan, że Adam Lipiński ma z Grzegorzem Schetyną „pakt o nieagresji”.

– Skoro obaj panowie konsekwentnie unikają wzajemnych komentarzy – ten pakt najwyraźniej de facto obowiązuje. (…) [skrót redakcyjny autoryzowany przez rozmówcę] PiS na Dolnym Śląsku jest jeśli nie uczestnikiem, to w każdym razie żyrantem układu. Jeszcze w maju 2010 roku „opozycyjni” radni PiS głosowali za absolutorium dla prezydenta Dutkiewicza. Nie słyszałem tu o żadnych próbach drążenia wątków, które pojawiły się przy aferze hazardowej. A teraz zanosi się na to, że pakt o nieagresji między PO i PiS zostanie powielony i podniesiony do rangi dogmatu na ogólnopolskiej scenie politycznej.

Niewykluczone, że Grzegorz Schetyna będzie sprawował jakiś ważny urząd w Polsce. Przez niektórych komentatorów sceny politycznej jest przedstawiany jako mąż opatrznościowy i następca premiera Donalda Tuska.

– Przypomnę, że ten człowiek latem 2010 r. był przez jakiś czas głową naszego państwa – a dziś rozmaici pożyteczni idioci stręczą go na premiera wirtualnego gabinetu fachowców. A tymczasem to jest człowiek bez spójnego i rzetelnie opisanego życiorysu.

Dlaczego zaczął pan badać biografię Grzegorza Schetyny?

– Trudno to nazwać „badaniem”. Po prostu jeszcze to i owo pamiętam, czytam i wyciągam logiczne wnioski. Długo czekałem, aż jakiś historyk napisze jego źródłową biografię. Ale oportuniści z IPN podając do druku dokumenty, które dotyczą Schetyny, przezornie nie umieszczają nawet jego nazwiska w indeksach. Nie doczekałem się, więc zamówiłem szczątkowe akta IPN dotyczące Schetyny, które się zachowały. Natknąłem się na szereg fascynujących sprzeczności i znaków zapytania. Trudno oprzeć się wrażeniu, że kariera Marszałka Schetyny od początku lat 80. kształtuje się pod bacznym nadzorem sowieckich, peerelowskich służb. Z akt wynika np., że SB z Wrocławia formalnie zainteresowała się nim dopiero pod koniec lat 80. – Wydział III z Wrocławia wysyła oficjalne zapytanie do kolegów z Opola, skąd pochodzi Schetyna w październiku 1988 r. – co jest dziwne samo w sobie, skoro „figurant” od dłuższego czasu przewodniczy nielegalnej oganizacji (NZS) na jednej z największych uczelni w PRL (nb jako sukcesor w tej roli ww. Zdrojewskiego i Czarneckiego), a ponad dwa lata wcześniej został już kompletnie zdekonspirowany przez SB jako działacz SW (po czym nb bez przeszkód otrzymał paszport na wyjazd do brata do Kanady – po raz drugi zresztą). Ale jeszcze dziwniejsza jest odpowiedź, jaka nadchodzi z Opola: „Grzegorz Schetyna nie przechodził w naszym operacyjnym zainteresowaniu”. Otóż jest to informacja ewidentnie fałszywa, skoro już w 1982 roku – a więc całych sześć lat wcześniej – Schetyna „przechodził” za sprawą niejakiego TW „Miś”, który doniósł, że Schetyna kolportuje jakieś ulotki. W czasie stanu wojennego było to poważnym przestępstwem. Ale z akt nie wynika, by Grzegorz Schetyna miał z tego powodu jakiekolwiek problemy. Bo tymczasem SB formalnie stwierdza, że kontrola operacyjna nie ujawniła prowadzenia wrogiej i szkodliwej działalności, i że w związku z tym podejmowanie jakichkolwiek działań nie jest celowe. Zatem esbecy wpadają na ślad dzielnego kolportera ulotek i od razu zamykają jego sprawę, a po kilku latach dezinformują swoich kolegów z Wrocławia. Dla każdego, kto się choć trochę zajmował tymi sprawami jest jasne, że człowiek na użytek którego dokonuje się takiej wewnętrznej dezinformacji, musi być wykorzystywany w jakiejś innej, ważniejszej sprawie i wystąpiło jego wewnętrzne zakonspirowanie. Jeśli jedna komórka SB udziela drugiej fałszywej informacji – to znaczy, że mamy do czynienia głębszym utajnieniem charakteru „figruranta”, który najwyraźniej został „zastrzeżony” do wyższych celów. „Zastrzeżony” – być może przez jakąś inną służbę, np. wojskową – ?
Przypomnę, że Schetyna po 1989 r. w krótkim czasie został wicewojewodą, prezesem i właścicielem jednej z pierwszych prywatnych stacji radiowych „Eska”, i wojskowego klubu sportowego „Śląsk”.

A czy to ma dzisiaj jakiekolwiek znaczenie?

A skąd niby mamy czerpać pewność, że nie ma? Ludzie, którzy „stoją na narodu czele” powinni mieć biografie przejrzyste i niepodatne na stawianie takich znaków zapytania.

Media chwalą Wrocław, że to jedno z najlepiej rozwijających się miast w Polsce. Pan twierdzi, że to nieprawda.

– Wrocław jest jednym z najbardziej zakorkowanych i zadłużonych miast w Polsce. To miasto bankrut – skończony bankrut. Gmina Wrocław jest zadłużona nieco poniżej formalnej granicy zarządu komisarycznego, ale przecież popycha do zadłużania się spółki od siebie zależne. Długi trzeba będzie kiedyś oddać. Albo sprzedać jakieś „wyspy” – może Ostrów Tumski? Dzieją się dziwne rzeczy. Budują nam most przez rzekę biegnący na skos. Budują stadion, który spłacać mają kolejne pokolenia wrocławian. Tymczasem Wrocław wymaszerowuje z Rzeczypospolitej. Kierowane przez koniunkturalistów i sprzedawczyków Centrum im. Willy Brandta na Uniwersytecie Wrocławskim pełni rolę wydziału quasi-teologicznego – co, jak sądzę, skutecznie neutralizuje możliwość artykułowania krytycznej refleksji nt. stosunków z Niemcami. A na urzędzie marszałkowskim powiewa żółta flaga z czarnym orłem. Tutejsza „Wyborcza” sporo poświęciła miejsca w druku na tłumczenie, że to nasz, swojski orzeł Piastów śląskich – ale jeśli ktoś przejezdny tej lekcji nie odrobił, to łatwo przypuści, że ma do czynienia z godłem ościennego państwa. Zwłaszcza, że biało-czerwonej obok nie wywiesili. O pełzającej germanizacji Wrocławia pisze prof. Jerzy Robert Nowak. Więc przeraża mnie i śmieszy zarazem, gdy różni ludzie mówią o Rafale Dutkiewiczu, prezydencie Wrocławia, jako „nadziei polskiej polityki”, a o Grzegorzu Schetynie, jako o „mocnym człowieku” i „szansie na nowe otwarcie”. Litości! Polska może nie przeżyć kolenego przerzutu układu wrocławskiego na ogólnopolską scenę polityczną.

W jaki sposób miałoby się to dokonać?

– Poprzez kontrolowany kryzys przeprowadzony w krwawy lub bezkrwawy sposób. Celem takich działań będzie zamaskowanie krachu finansów państwa. Nie przypadkowo polskie władze znów zadłużają nas w Międzynarodowym Funduszu Walutowym (akurat otwarta tzw. linia kredytowa – 29 miliardów dolarów na dwa lata – !). Układ gra z nami w trzy karty. W tej grze zawsze wygrywa prowadzący grę. Chodzi o to, aby dalej mogły nami rządzić różne Grzechy, Rychy i Zbychy – których biografie i kariery od początku modelują i moderują sowieckie i post-sowieckie służby.

GRZEGORZ BRAUN – ur. 1967, reżyser, publicysta, zdeklarowany monarchista; autor i współautor m.in. filmów dokumentalnych: „Plusy dodatnie, plusy ujemne”, „TW Bolek”, „Marsz wyzwolicieli”, „Towarzysz generał”, oraz kilkunastu odcinków cyklu „Errata do biografii”, który ostatnio zniknął z tzw. ramówki telewizyjnej. Najnowszy film: „Eugenika – w imię postępu” od stycznia czeka na emisję w TVP.

Wywiad ukazał się w tygodniku Nasza Polska nr 11 z 15.03.2011 r.

Układ wrocławski. Z reżyserem Grzegorzem Braunem rozmawia Mateusz Rawicz.

Za: Nasza Polska nr 11 z 15.03.2011 r.

Skip to content