Oto wpis w dzienniczku jednego z polskich misjonarzy (?) z Prowincji Botswana, Zambia, Zimbabwe Zgromadzenia Misjonarzy Werbistów. Wzruszający wpis. Szczególnie zainteresowani jesteśmy sposobem prowadzenia „mszy”, a wlaściciwie mszyczki jak określa to misjonarz, w języku ndebele.
„Przed chwilą wróciliśmy z buszu. Dziś środa czyli
dzień odwiedzin stacji bocznych. Nasza misja ma
ich 23. Jeżdziłem 10 godzin po krzakach (ang.
bush). Odwiedziliśmy 4 wspólnoty i odprawiliśmy z
Mateuszem 4 Msze. Pierwszy raz odprawiłem dla
ludzi Mszyczkę w języku ndebele. W bardzo
afrykańskich okolicznościach przyrody: na
kamieniu pod drzewem. Ludzie mili, udawali, że
rozumieją.
Wracając zabraliśmy kupę uczniów wracających
ze szkoły. Niektórzy muszą iść codziennie cztery
godziny w jedną stronę! Czyli wychodzą do szkoły
o czwartej rano!
Się tak jedzie i się oczom nie chce wierzyć.
Miesiąc temu wszystko było suche. Trochę
żółtych liści i wypalona trawa. Teraz jest taka
zieleń, że aż to dziwnie wygląda. Nawet śmiesznie
trochę, kolory zupełnie przesycone. I
wszechłażące krowy grube i szczęśliwe.
Na niebie spektakl. Chmury szaleją. Obok siebie
prawie czarny granatowy i biały, że w oczy razi.
Gdzieś na horyzoncie, na różowym tle, odbywa
się dzika burza z piorunami. Aniołki
odpowiedzialne za burze w naszej okolicy mają
niesamowitą fantazję. No i zapachy. Delikatne
ale wszechobecne. Pamiętam jak spadł pierwszy
deszcz w tym roku. Jechaliśmy samochodem i
Krystian mnie budzi w pewnym momencie.
„Czujesz jak pachnie powietrze?” Naprawdę
czułem zapach pierwszego deszczu po wielu
miesiącach.
Przed chwilą wróciliśmy z buszu. Fajnie było.”
KOMENTARZ KRONIKA NOVUS ORDO:
Mszyczka… Jakże wzniośleńkie określonko Przenajświętszej Ofiarki… I ci wierni, co „udawali, że rozumieją”… I cały Sobór na nic… Swoją drogą ciekawe, kto w rzymskiej Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów opiniował i zatwierdzał przekład Mszału Rzymskiego na język ndebele (o ile wogóle ktoś go zatwierdził)?