Aktualizacja strony została wstrzymana

Polska i jej wrogowie

Motto:

„ludzie będą wiecznie kopać ziemię, budować piramidy, podbijać kraje, organizować niezorganizowane i walczyć między sobą. Kto chce wyrwać się spod władzy tego prawa, w imię pokoju i ogólnej sprawiedliwości, ten pozostaje jego biernym wykonawcą. Kto nie chce pracować dla swych abstrakcyjnych ideałów, pracować będzie „na faraona”. Tylko ten dylemat stoi przed nami”

Dmytro Doncow

 

Powyższy cytat pochodzi z doktrynalnego opracowania, noszącego ogólny tytuł „Nacjonalizm”, autorstwa dwudziestowiecznego ideologa ukraińskiej nacji, budzącej się z wiekowej drzemki do życia na rozległych terenach Rusi południowej. Ten traktat powstał w latach  dwudziestych minionego stulecia i posłużył za ideową podstawę dla tej części ruskiej inteligencji, która wychowana w warunkach względnie dużego liberalizmu Galicji Wschodniej, wchodzącej w skład monarchii wiedeńskiej, a później prometejskich mrzonek antyrosyjskich polityków z ekipy  marszałka Piłsudskiego – gwałtownie szukała duchowej strawy dla skrajnego antypolonizmu, posuwającego się – w ostatnim swoim stadium – aż do znanych  i dobrze  obecnie opisanych – zbrodni ludobójstwa.

Książkę tę wydano w tym roku w Krakowie, znakomicie edytorsko przygotowaną przez znanego czytelnikom Myśli, Wiktora Poliszczuka oraz zaopatrzoną w doskonały wstęp prof. Bogumiła Grotta, z jego błyskotliwą polemiką – z pozycji polskiej racji stanu – ze wschodnimi koncepcjami paryskiej „Kultury”, szczególnie jej demiurga Jerzego Giedroycia, który  z kolei wprost nawiązywał do  przedwojennej twórczości Adolfa Bocheńskiego i innych prominentnych postaci nurtu związanego z koncepcjami Józefa Piłsudskiego. Jednak na samą zawartość publikacji i jej rzeczową treść należy spojrzeć także z  nieco z innego punktu widzenia i potraktować ją jako raczej pretekst do przyjrzenia się bieżącym naszym problemom  w stosunkach z Ukrainą. Wstępny cytat jest bardziej „prowokacją”, mającą służyć wskazaniu naszych słabości – niż próbą demaskowania Doncowa, lub jego obecnych spadkobierców, budujących pomniki bezpośrednim uczniom tego ideologa darwinistycznego nacjonalizmu, wyzutego z prób, choćby ogólnego uzgodnienia, swoich pomysłów z chrześcijaństwem. Jednak pomimo nakierowania własnych myśli na sprawy dzisiejszego dnia – nie można uciec od krótkiej prezentacji opinii na minione dramatyczne zagadnienia polsko – ukraińskich relacji.

Historia pewnej historii

W rozważaniach o ukraińskich mordach na polskiej ludności, głównie wiejskiej, z okresu 1943 – 1946 razi chroniczny brak oglądu tych spraw, także z perspektywy naszych rodzimych zaniedbań, zaniechań i niedoskonałości, które doprowadziły do tego, że karne ekspedycje na polskie domostwa i osady, przesycone niesłychanym bestialstwem, stały się w ogóle możliwe i okazały się, co do swoich zamierzeń, ostatecznie niezwykle skuteczne. By tego rodzaju ludobójcza działalność mogła być praktykowana, w trudnych przecież i dla Ukraińców warunkach, musiała przecież funkcjonować niezwykle sprawna, ideowo fanatycznie umotywowana oraz rozległa organizacja, była nią OUN – UPA. Nic się nie dzieje z dnia na dzień, zatem taki twór, by uzyskać swój ostateczny; zbrodniczy wyraz w 1943 roku, dojrzewał latami; tylko bowiem czas dawał szansę na zbudowanie tak karnej i zastanawiająco sprawnej oraz wydolnej struktury. Z owej konstatacji należy wyprowadzić następujący końcowy wniosek: ruch musiał rozwijać się  jeszcze w epoce drugiej połowy lat dwudziestych oraz trzydziestych, pod tolerancyjnym patronatem polskich władz tamtych czasów. Należy sobie zadać również pytanie o odpowiedzialność  rządowych czynników międzywojennej Polski za umożliwienie tym skrajnym odłamom osiągnięcia takiego potencjału, który z kolei w dość przyjaznych okolicznościach mógł eksploatować zmasowaną falą zbrodni. Patrząc na klimat tamtej epoki nasuwa się także i inne pytanie: polskie ośrodki okresu wojny, a więc struktury podziemnego państwa (cywilne oraz wojskowe), pozostające na miejscu na Kresach południowo – wschodnich, środowiska inteligenckie, wreszcie szerokie rzesze zamieszkujące średnie oraz większe miasta – robiły wszystko, co można, by przynajmniej ograniczyć rozmiary strat własnych. Wydaje się, że nie. Przykładów skutecznej samoobrony i samoorganizacji jest w końcu niezwykle mało, zwłaszcza w Galicji Wschodniej.

Czy po wojnie, a nawet teraz, uczyniono wystarczająco dużo, by sprawców tych zbrodni przeciwko narodowi ukarać odpowiednio surowo. Na podstawie danych sądzić przecież wypada, że w tym przypadku odpowiedź jest negatywna. Nie jest bowiem tajemnicą, że wielu byłych oprawców z UPA, zwłaszcza na Ziemiach Zachodnich, przenikało do polskich instytucji, zajmując niekiedy w nich dość prominentne stanowiska. Skoro tak: doświadczenie życiowe podpowiada, że te niezakończone aż dotąd zaszłości rzutują i na dzisiejszy dzień polskiej polityki. Czczenie ofiar jest patriotyczną powinnością i obowiązkiem, który należy pieczołowicie spełniać – ale trzeba pilnie baczyć, by właściwe nam przesadne cierpiętnictwo oraz maniera obnoszenia się minionymi klęskami, nie zaciemniały pełnego obrazu sprawy i nie utrudniały wyrachowanego wglądu w stosunki polsko – ukraińskie, w celu wyciągnięcia prawidłowych wniosków, mających istotny wpływ na kształtowanie naszej wschodniej polityki dziś oraz jutro.

Ukraina: strategiczny partner Polski?

Ukraina – po wstąpieniu Polski do zachodniego systemu – NATO, UE – została oficjalnie zaliczona w poczet tak zwanych strategicznych partnerów Warszawy; ostatnio razem z Gruzją, Izraelem oraz Stanami Zjednoczonymi, pełniącymi rolę protektora tego aliansu. O ile problem USA wymaga odrębnego omówienia, to wszystkie pozostałe państwa (poza Kijowem) leżą w tak zwanej egzotycznej strefie, a ich los nie ma dla nas żadnego poważniejszego znaczenia. Pozostaje więc nieco bliżej zająć się relacjami ze wschodnim sąsiadem. Nadmieńmy przy tym, że zarówno prezydentura Wałęsy, jak i szczególnie  dwie kadencje Kwaśniewskiego, cechowała pewna ambiwalencja i ostrożność w tych relacjach. Wychodzono wtedy z realistycznej tezy, że samo wyodrębnienie niepodległej Ukrainy jest dla nas dobre, lecz najlepiej będzie, gdy Kijów pozostanie w szarej strefie oddzielającej Polskę od Rosji; stale przez Moskwę zagrożony w swoich próbach wybicia się na niezależny byt. Obecnie mamy w Warszawie do czynienia – w wydaniu głownie naszego prezydenckiego ośrodka – z niespotykanym i szaleńczym przechyłem w stronę prezydenta Juszczenki i jego politycznych okolic, co może zakończyć się dla nas niemałą katastrofą o dalekosiężnych oraz nieobliczalnych skutkach.

Na czym zatem polega istota problemu? Trzeba wyjść od zbadania poradzieckiej przestrzeni geopolitycznej. Z analizy owego problemu wynika, że po rozpadzie Związku Sowieckiego, na jego zgliszczach powstały trzy kraje, które rozstrzygną między sobą – najpewniej w aliansach z zewnętrznymi potęgami – które z nich opanuje ów niezwykle ważny eurazjatycki obszar. Są nimi: Rosja, Ukraina, Kazachstan; przy czym ten trzeci ma jednak znaczenie regionalne, ograniczające się do Azji Centralnej z przyległościami. Pozostaje więc Moskwa oraz Kijów. Jeżeli Ukraina – po część przy naszej znaczącej pomocy – wygra ten ważny wyścig, przestanie być państwem o średniej wadze i skromnym znaczeniu. Przeciwnie: wygna Rosję z Europy, zajmując jej miejsce w relacjach z Zachodem. Jaki wówczas będzie los Polski? Czy między Kijowem, silnie zakorzenionym na obszarach tak zwanej Nowej Rosji a Berlinem – Warszawa będzie miała cokolwiek do powiedzenia? Do kogo być może powrócą wtedy Prusy Wschodnie ze swoją historyczną stolicą w Królewcu? Odpowiedź wydaje się być oczywista; dlatego Rzeczpospolita w dobrze pojętym interesie własnym nie może popierać Ukrainy, w stopniu przekraczającym ogólną dbałość o przyzwoite stosunki z tym wschodnim państwem. Również dlatego konieczne są z kolei właściwe relacje z Moskwą, a przynajmniej takie, które nie będą gorsze od stosunków z nią Niemiec oraz Francji.

W sam raz w tych sprawach powinniśmy się kryć raczej za plecami UE, nie zaś Waszyngtonu. Te więc kwestie winny decydować o naszym długofalowym nastawieniu do Ukrainy. Sprawy banderowszczyzny są, z punktu widzenia polskich żywotnych interesów, rzeczywiście drugorzędne. A swoją drogą, pomijając ideologiczne przerysowania, można się wiele nauczyć od Doncowa, zwłaszcza w zakresie analizy ducha narodu w ogóle, jego stanu oraz przyczyn różnych zapaści na progu szczególnie przecież brutalnych czasów. Jego uwagi są więc w tym sensie uniwersalne, nie zaś ksenofobiczne i zaściankowe. Ukraina jest dla niego ostatecznie tylko pretekstem do szerszych rozważań, więc niech będzie i dla nas tylko drugorzędnym powodem do oceny własnego położenia.

Antoni Koniuszewski
Myśl Polska, Nr 47 (23.11.2008)

 

Skip to content