Aktualizacja strony została wstrzymana

Siły Wyższe konsolidują – Stanisław Michalkiewicz

Po raz kolejny możemy przekonać się, że literatura wyprzedza tak zwane życie – a wielka literatura wręcz przewiduje wydarzenia. Wszyscy pamiętamy przecież skrzydlate słowa, wyrzeczone przez Klucznika Gerwazego do szlachty podczas zebrania w dobrzyńskiej karczmie: „Gdy wielki wielkiego dusi, my duśmy mniejszych – każdy swego”. I kiedy w arabskich krajach Afryki Północnej uczestnicy „jaśminowej rewolucji” nie bez powodzenia usuwają, albo przynajmniej próbują odsuwać od władzy tych wszystkich prezydentów – w chwili gdy to piszę, w naszym nieszczęśliwym kraju trwa debata sejmowa której celem jest usunięcie z rządu premiera Donalda Tuska ministra obrony Bogdana Klicha.

Skoro już odwołujemy się do Wieszcza, to niechże wesprze nas jeszcze raz uwagą, że „dziś moja moc się przesili; dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny”. Wprawdzie minister Klich nie wygląda na Konrada tym bardziej, że nic nie wiemy, by na czole miał ranę, którą „sam sobie zadał” – ale podczas głosowania wniosku o wotum nieufności będzie mógł sobie po cichu to powtórzyć. Powtórzyć nie bez satysfakcji, bo wszystko zależy od tego, jak się zachowa koalicyjne PSL. Premier Tusk w krótkich żołnierskich słowach przestrzegł koalicyjnego partnera PO, że w przypadku poparcia przez PSL wniosku o odwołanie ministra Klicha byłby to „koniec koalicji”. Wprawdzie takie poważne ostrzeżenie miałoby większy ciężar gatunkowy na początku parlamentarnej kadencji niż pod jej koniec, ale każdy, a więc i Umiłowani przywódcy z PSL wiedzą, że przed wyborami lepiej mieć do dyspozycji możliwości, jakie dają zewnętrzne znamiona władzy, niż ich nie mieć. Toteż poseł Źelichowski uspokaja, że klub PSL wniosku o wotum nieufności wobec ministra Klicha „nie poprze”.

Wygląda zatem na to, że minister Klich swoje stanowisko utrzyma, mimo, że jego odwołania jeszcze w maju ubiegłego roku domagał się m.in. generał Sławomir Petelicki – ten sam, który w swoim czasie wstąpił do SB, „by spełniać dobre uczynki”. Teraz też się domaga, ale premier Tusk broni ministra Klicha z jeszcze większą determinacją, niż ministra Cezarego Grabarczyka, więc nieomylny to znak, że za ministrem Klichem stoi potężniejsza koalicja Sił Wyższych, której Siły Wyższe reprezentowane przez generała Petelickiego mogą najwyżej „skoczyć”. W tej sytuacji nic dziwnego, że i na naradzie, jaką ostatnio przeprowadziło ścisłe kierownictwo PO, Donald Tusk obsztorcował marszałka Schetynę, który przyznał niedawno, że na Raport Końcowy MAK rząd zareagował „z opóźnieniem”. Wprawdzie premier Tusk nie jest już taką duszeńką, jaką był dla Jasnogrodu („Tusku musisz!”) na początku kadencji, bo próba obcięcia 7 miliardów złotych alimentów dla Otwartych Funduszy Emerytalnych wiele osobistości do rządu zniechęciła, ale widocznie korzyści jakie rządzący naszym nieszczęśliwym krajem dyrektoriat Sił Wyższych uzyskuje z podtrzymywania w istnieniu rządu premiera Tuska są tak duże, że może on liczyć nie tylko na dotrwanie do końca kadencji, ale i na przetrwanie kadencji kolejnej – chociaż być może w zmienionej konfiguracji.

O ile bowiem wojna na górze, to znaczy – zachwianie delikatnej równowagi w dyrektoriacie sprawiło, iż notowania Platformy Obywatelskiej spadły, to warto zwrócić uwagę, iż na spadku tym skorzystał Sojusz Lewicy Demokratycznej, który zwolna zaczyna deptać po piętach Prawu i Sprawiedliwości. Nie od rzeczy zatem będzie przypomnienie, że Platforma Obywatelska była na tle PiS raczej rodzajem mniejszego zła, podczas gdy w przypadku SLD Siły Wyższe zwyczajnie wróciłyby do pierwszej miłości. On revient toujours a son premier amour – powiadają wymowni Francuzi, co się wykłada, że zawsze powraca się do pierwszej miłości – zatem i przed SLD może w pewnym momencie otworzyć się świetlana przyszłość. Skoro już zebrało się nam na wspominki, to przypomnijmy, że SLD utracił zewnętrzne znamiona władzy na skutek wojny na górze w łonie dyrektoriatu, której sygnałem była nie tyle może propozycja korupcyjna, z jaką w lipcu 2002 roku Rywin przyszedł do Michnika, co opublikowanie przez tego ostatniego rezultatów sławnego „dziennikarskiego śledztwa”, kiedy okazało się, że premier Miller wcale nie padł przed redaktorem Michnikiem na twarz, tylko zwyczajnie go wydymał. Za dopuszczenie do takiej ostentacji Leszek Miller nie tylko przestał być premierem, ale w ogóle został wyciśnięty w „ciemności zewnętrzne”, poza polityczną scenę – ale dłużej klasztora, niż przeora – więc kiedy już po tych wszystkich zawirowaniach kompromis w klubie gangsterów zostanie ostatecznie dogadany i zaprzysiężony, SLD może mieć swoje pięć minut. Na początek PO może być zmuszona do wejścia z Sojuszem w koalicję i chociaż pobożny poseł Gowin dzisiaj sobie tego jeszcze „nie wyobraża”, to przecież na świecie dzieją się rzeczy, o których nie śniło się nawet filozofom, a cóż dopiero – prostym posłom, niechby nawet i pobożnym aż do przesady.

Wszystko to jednak rozegra się dopiero jesienią, a rozpocznie wiosną, od obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej. Wszyscy się do niej solennie przygotowują, a sygnałem, że również Siły Wyższe przywiązują do niej wielkie znaczenie była deklaracja Jego Ekscelencji abpa Józefa Kowalczyka, Prymasa Polski. Ekscelencja oświadczył, że „nie pójdzie” na żadne „upolitycznienie” rocznicy smoleńskiej katastrofy, która „powinna być przeżywana przez uczciwą, szczerą modlitwę”. Jak pamiętamy, komunistyczna razwiedka zarejestrowała Jego Ekscelencję – ma się rozumieć, że „bez wiedzy i zgody” – jako współpracownika o pseudonimie Cappino”. Ostatecznie świadectwo niewinności taktownie wystawił Jego Ekscelencji ppłk Edward Kotowski, w związku z czym lepiej rozumiemy przyczyny, dla których rocznica smoleńskiej katastrofy musi być przeżywana wyłącznie przez „uczciwą i szczerą” modlitwę. Nie ulega wątpliwości, że w tej sytuacji nawet modlitwa – ale „nieszczera” albo „nieuczciwa” – będzie nie na miejscu, jako niemiła Panu Bogu, a cóż dopiero – próby „upolityczniania”? Kto będzie decydował, czy zaistniało „upolitycznienie”, czy tylko modlitwa nosi znamiona „nieszczerości” – tego dokładnie nie wiemy – ale z pewnością jakiś kompromis w tej sprawie między Siłami Wyższymi zarówno w państwie, jak i Kościele zostanie osiągnięty nie tylko w interesie politycznej stabilizacji w naszym nieszczęśliwym kraju, ale również – a może nawet przede wszystkim – gwoli poprawy politycznej, a także wszelkiej innej moralności.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz   tygodnik „Goniec” (Toronto)   6 lutego 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1925

Skip to content