Aktualizacja strony została wstrzymana

Zapuka jeszcze głębsza recesja – Tomasz Cukiernik

Podczas gdy Europa i USA borykają się z głęboką recesją gospodarczą i wzrastającym bezrobociem inne rejony świata mają całkiem ciekawe perspektywy.

Zarówno działania stymulacyjne amerykańskiej Rezerwy Federalnej, jak i pakiety ratunkowe liderów unijnych nie wróżą niczego dobrego. Fed zalewa amerykański rynek wydrukowanymi pieniędzmi o łącznej wartości 600 mld USD, ale niektórzy eksperci twierdzą, że całkowita wartość wydrukowanych pieniędzy może osiągnąć nawet 2 biliony USD, choć sama Rezerwa Federalna, która dba przede wszystkim o interes branży bankierskiej, a nie realnej gospodarki, byłaby skłonna do wykupu obligacji wartych nawet 4 biliony USD. Zdaniem Jima Rogersa, znanego amerykańskiego inwestora, przewodniczącego Rogers Holdings, Stany Zjednoczone nie wyjdą z recesji, dopóki nie zmieni się stosowana przez Fed polityka monetarna polegająca na ciągłym drukowaniu pieniędzy. Rogers uważa także, iż Benjamin Bernanke, szef Rezerwy Federalnej, nie rozumie procesów gospodarczych, o czym świadczy jego decyzja dotycząca zalania gospodarki USA nowo wydrukowanymi miliardami dolarów. Zdaniem Richarda Morrisa, znanego amerykańskiego stratega politycznego, masowe drukowanie pieniędzy przez Rezerwę Federalną grozi hiperinflacją porównywalną do tych, jakie wystąpiły po wojnach światowych. Według Nassima Taleba, finansisty i publicysty wykładającego na Uniwersytecie Nowego Jorku, strategia stosowana przez Rezerwę Federalną stanowi „kolosalne” ryzyko dla amerykańskiej gospodarki i na dodatek jest niemoralna. – Ludzie w Fed nie rozumieją tego ryzyka – ostrzegł Taleb, który dodał, że Bernanke, wcielając w życie swój postępowy plan drukowania pieniędzy, ryzykuje hiperinflacją i wybuchem nowego kryzysu na globalnym rynku walutowym. – Myślę, że Benjamin Bernanke podejmuje ryzyko, korzystając jednak z nie swoich pieniędzy. On próbuje ratować tych, co popełnili błędy, poprzez odbieranie pieniędzy emerytom. Mamy tu do czynienia ponownie z subsydiami dla popełniających błędy z pieniędzy niewinnych. Według mnie to niemoralne i więcej niż niemądre – powiedział Taleb. Bernankego krytykuje nawet Tomasz Hoenig, szef banku Fed z Kansas, twierdząc, że zawarł on „pakt z diabłem”, decydując się na masowe drukowanie dolarów. Psucie dolara szkodzi także gospodarce światowej, gdyż wiele krajów używa tej waluty do zabezpieczenia własnych finansów.

Franciszek de Siebenthal, były szwajcarski bankier, w wywiadzie dla portalu bibula.com, stwierdził że 99,99 proc. dolarów USA jest wytworzone z niczego! Zdaniem Jeffreya Bella, doradcy prezydenta Ronalda Reagana, USA zamiast drukować nic nie warte dolary, powinny wrócić do standardu złota, który został porzucony w 1971 roku przez prezydenta Richarda Nixona. Także Sarah Palin, polityk z Partii Republikańskiej, wezwała Bernankego, by przestał bawić się inflacją i zaprzestał drukowania dolarów w celu wykupywania amerykańskich długów.

Tak więc w 2011 roku wskutek nieodpowiedzialnych działań amerykańskiej Rezerwy Federalnej, należy oczekiwać inflacji i spadku wartości dolara. To pociągnie za sobą wzrost bezrobocia i dalszą stagnację gospodarczą. Sam Bernanke powiedział, że przy obecnym wzroście gospodarczym Amerykanie muszą poczekać nawet 5 lat, zanim bezrobocie spadnie z obecnych 10 proc. do poziomu 5-6 proc.

Nie lepiej sytuacja wygląda w Unii Europejskiej. Co prawda, słuszne są posunięcia wielu europejskich przywódców, którzy dążą do ograniczania deficytu budżetowego, zmniejszania wydatków państwa i redukcji długu publicznego, jednak poza tym unijni liderzy wymyślili i realizują ustanawianie trwałego mechanizmu pomocy finansowej dla krajów strefy euro, które mają kłopoty gospodarcze. Wstępnie ustalono zmianę traktatu lizbońskiego tak, by można było ustanowić stały mechanizm dla ratowania krajów strefy euro. Co ciekawe, zmiana traktatu ma odbyć się w sposób całkiem niedemokratyczny – decyzję podejmą szefowie państw unijnych, a Unioparlament, Komisja Europejska i Europejski Bank Centralny wydadzą tylko opinie, nie mówiąc o tym, że całkowicie zapomniano o możliwości referendum. Problem polega na tym, że nie powinno się ratować bankruta, tylko pozwolić mu upaść. Zdaniem wspomnianego Rogersa, niektóre europejskie państwa już są bankrutami i należałoby zezwolić im na restrukturyzację długu, zamiast na siłę wyciągać ich z tarapatów. – Trzeba pozwolić Irlandii zbankrutować. Dlaczego ktokolwiek ma płacić za błędy zrobione przez irlandzkich polityków i bankierów? To niesamowicie złe postępowanie z punktu widzenia moralności i ekonomii. Niech udziałowcy banków stracą pieniądze, niech Irlandia się zreorganizuje i zacznie od nowa. Wyciąganie ich za uszy i ciągnięcie na siłę zdechłych banków i firm nie zadziała – powiedział Rogers. Inwestor wśród krajów, które chwieją się na granicy upadłości, wymienił też Grecję, Hiszpanię, Portugalię, Belgię, Włochy, a nawet Wielką Brytanię.

Europejski Program Stabilizacyjny, który został utworzony na wypadek niewypłacalności kolejnych krajów strefy euro, ma wartość 750 mld euro, z czego jedną trzecią gwarantuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Zdaniem przedstawicieli MFW fundusze pomocowe powinny wzrosnąć. Jednak taki pomysł odrzuca Angela Merkel, kanclerz Niemiec, która sprzeciwia się także idei wypuszczenia euroobligacji. Niemcy chcą natomiast, by do traktatu lizbońskiego został dodany zapis o tym, że koszty przyszłych pomocy finansowych ponosić będą również firmy sektora prywatnego. Uniourzędnicy myślą także nad utworzeniem Europejskiej Agencji ds. Zadłużenia, która emitowałaby obligacje o gigantycznej wartości do 40 proc. unijnego PKB. Dotychczas europejskie banki otrzymały od Europejskiego Banku Centralnego 531 mld euro. Tymczasem zdaniem prof. Nouriela Roubiniego, ekonomisty z Uniwersytetu Nowojorskiego, jeśli w następnych państwach unijnych będzie dochodziło do kolejnych programów pomocowych, to wzrosną długi narodowe, które w efekcie zmienią się w stale rosnący dług „ponadnarodowy” i tego Unia już nie udźwignie.

Mimo że kraje unijne nie mają pieniędzy na zasypywanie głębokich budżetowych dziur, to Bruksela marnuje miliardy euro. Pozarządowa organizacja Counter Balance ujawniła, że unijna pomoc dla Afryki i Karaibów, która przekracza miliard euro, trafia w ręce afrykańskich banków oraz luksemburskiego raju podatkowego! 12 mln euro unijnych podatników na port na Wyspach Kanaryjskich przepadło, a inwestycja nigdy nie została zrealizowana. Z kolei budowa połączenia mostowego pomiędzy bułgarskim Vidin a rumuńskim Calafat wydłużyła się o 8 lat, a jej koszt zwiększył się o 50 proc. Węgierska spółka Gyrotech Ltd za unijne pieniądze miała wybudować ośrodek wypoczynkowy dla psów, a pieniądze zostały wydane na budowę nowych biur firmy.

Wyliczono także, że ponad jedna trzecia środków z unijnych funduszy strukturalnych przekazywana jest do najbogatszych państw członkowskich Eurokołchozu. Większość z 15 mld euro, które miały zostać przeznaczone na pożyczki dla małych i średnich przedsiębiorców, nie trafiały tam, gdzie powinny. Ponadto Bruksela ulokowała ponad 10 mld euro w funduszach przedakcesyjnych dla państw, które mogą nigdy nie wejść do UE, takich jak Turcja, Albania czy Bośnia i Hercegowina. Przeciwko unijnemu marnotrawstwo buntuje się Wielka Brytania, która zagroziła, że jeśli korupcja, marnotrawstwo i nadmierna biurokracja nie zostaną wstrzymane, to ona przestanie partycypować w tym cyrku.

Tymczasem wskaźniki gospodarcze w Eurokołchozie są coraz gorsze. W październiku 2010 roku bezrobocie było najwyższe od 12 lat. W całej UE wyniosło 9,6 proc., a w strefie euro aż 10,1 proc. Największe bezrobocie było w rządzonej przez lewicę Hiszpanii – 20,7 proc. Nie wydaje się, że ta sytuacja w przyszłym roku szybko się polepszy. Według szacunków Komisji Europejskiej w 2011 roku strefa euro ma się rozwijać w tempie zaledwie 1,5 proc., a cała UE – 1,7 proc. Z kolei dług publiczny państw unijnych wzrośnie z 79,1 proc. w 2010 roku do 81,8 proc. w 2011 roku. Jedno jest pewne: kryzysu nie odczują uniobiurokraci. Unioparlament zatwierdził budżet na 2011 roku poziomie wyższym o 2,91 proc. niż w 2010 roku. Z kolei 44 tys. unijnych urzędników, którym zwolnienia nie grożą, dzięki werdyktowi Trybunału Europejskiego, otrzymają podwyżki płac o 1,85 proc.

Tymczasem w 2010 roku Ameryka Południowa rozwijała się w średnim tempie 6,6 proc., podczas gdy kraje Ameryki Środkowej zanotowały wzrost na poziomie 4,9 proc. i należy przypuszczać, że rok 2011 nie będzie pod tym względem gorszy, gdyż spada tam także bezrobocie, które w 2010 roku wyniosło 7,6 proc. A jak podaje raport ONZ, wzrost poszczególnych krajów tego regionu w 2010 roku był naprawdę imponujący: Paragwaj – 9,7 proc., Urugwaj – 9 proc., Peru – 8,6 proc., Argentyna – 8,4 proc, Brazylia – 7,7 proc., Meksyk i Chile – po 5,3 proc. Najgorzej natomiast było na Haiti – spadek PKB o 7 proc. i w rządzonej przez komunistów Wenezueli – spadek o 1,6 proc. Z pewnością niebagatelny wpływ na tę sytuację ma wspory wzrost wymiany handlowej pomiędzy krajami-członkami Mercosur (o 30 proc.), jak i na zewnątrz bloku (o 24 proc.).

Tymczasem Chiny, których gospodarka według Banku Światowego w 2010 roku rozwijała się w tempie 10 proc., a w 2011 roku ma to być 8,7 proc., nie zasypują gruszek w popiele i zamierzają zacisnąć kontakty z drugim największym pod względem ludności krajem, czyli Indiami, gdzie zarówno w 2010, jak i w 2011 roku wzrost gospodarczy przekracza 8 proc. Wen Jiabao, chiński premier, udał się z wizytą do Nowego Delhi aż na 3 dni nie tylko by załatwić sporne sprawy terytorialne, ale także, by porozmawiać na temat możliwości rozwoju dwustronnego handlu. Z premierem do Indii pojechało ponad 400 chińskich biznesmenów, co oznacza, że delegacja była znacznie większa niż świta wcześniejszych wizyt w Indiach prezydenta USA Baracka Obamy czy prezydenta Francji Nikolasa Sarkozy’ego. Chiny chcą, by do 2015 roku handel pomiędzy oboma potęgami, który teraz wynosi 60 mld USD, wzrósł do 100 mld USD rocznie.

Reformują się nawet takie kraje jak Ruanda czy Filipiny, które dzięki wolnemu rynkowi z pewnością wiele osiągną. Ruanda z 71 miejsca w rankingu Banku Światowego przesunęła się na miejsce 9, jeśli chodzi o państwa, w których najłatwiej otworzyć biznes. Mimo krwawej przeszłości kraj konsekwentnie wprowadza wolnorynkowe reformy: obniża podatki (np. podatek od zagranicznych inwestycji) lub likwiduje podatki (np. z podatek od zysków kapitałowych) i przeprowadza procesy prywatyzacyjne, a firmę można tu założyć w 24 godziny.

Z kolei Filipiny w celu zwiększenia wpływów podatkowych, w przeciwieństwie do ekipy premiera Tuska, która podnosi coraz to nowe podatki, planują obniżyć VAT z 12 proc. do 6 proc., jednocześnie upraszczając procedury administracyjne w tym zakresie. Nowy prezydent Benigno Aquino III walczy z korupcyjnymi układami i działalnością wśród prezesów wielkich państwowych firm, którzy byli do tej pory nietykalni. Filipiny planują też przystąpienie do wolnohandlowego układu Partnerstwo Transpacyficzne i gotowe są na zawieranie jak najwięcej tego typu porozumień z innymi państwami.

Zgodnie ze Szkołą Austriacką nie wstrzyma się kryzysu poprzez pompowanie kolejnych miliardów do gospodarki czy to poprzez pakiety stymulacyjne, czy przez wykupywanie obligacji rządowych, jak to mam miejsce w USA czy Japonii, ani poprzez tworzenie mechanizmów pomocy finansowej dla bankrutów, jak to ma miejsce w strefie euro. W wyniku tych działań katastrofa nie zostanie zażegnana, a jedynie przesunięta w czasie i będzie ona znacznie silniejsza, bo poszczególne państwa będą miały jeszcze większy garb w postaci zwiększonego długu publicznego. Tego możemy się spodziewać w najbliższych latach. Dlatego jedynym rozwiązaniem jest przeprowadzenie głębokich reform zarówno sektora finansów publicznych, jak i realnej gospodarki poprzez deregulację, prywatyzację i obniżki podatków.

Tomasz Cukiernik

* Niniejszy artykuł został opublikowany w 1 numerze miesięcznika „Opcja na Prawo” z 2011 r.

Za: Tomasz Cukiernik blog | http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/artykuly-wolnorynkowe/zapuka-jeszcze-glebsza-recesja/

Skip to content