Aktualizacja strony została wstrzymana

Nadchodzi triumf katolicyzmu kremówkowego – Bartłomiej R. Gajos

Niestety, nie ma się co czarować, znowu zacznie się emocjonalne uniesienie wokół postaci papieża – Polaka, które do niczego dobrego nie doprowadzi. W emocjach bowiem nie można poważnie dyskutować o rzeczywistych problemach dzisiejszego Kościoła, a tym bardziej zbliżyć się do Boga. Znowu zacznie się medialny jazgot i ta smutna rzeczywistość płytkości polskiego katolicyzmu dnia dzisiejszego utożsamianego z gitarami, kajakami i kremówkami, a rzeczową dyskusję będzie trzeba niestety odłożyć na później.

Wiemy już na pewno co stanie się 1 maja br., a co było od dawna do przewidzenia – papież Jan Paweł II zostanie ogłoszony beatyfikowanym. Media trąbią o tym w niebogłosy podkręcając atmosferę wśród i tak już mocno rozentuzjazmowanych wiernych. Niestety, jak to zwykle bywa w posoborowej rzeczywistości, nikt nawet nie próbuje zachować zdrowego rozsądku i zdrowego krytycyzmu, który w tym przypadku byłby swego rodzaju naruszeniem religijno-politycznej poprawności.

Bez wątpienia beatyfikacja nie jest aktem nieomylności papieskiej (z którego swoją drogą ostatni papieże korzystać nie chcieli), tak więc jako katolicy mamy prawo stawiać pytania i tym samym mieć wątpliwości, które w tym przypadku nasuwają się same, i to bardzo intensywnie. I nie chodzi tutaj o wszelkie nadużycia w kulcie, które przy cichej aprobacie hierarchii od kilku lat mają miejsce, a są po prostu wynikiem niewyobrażalnej wręcz uczuciowości zbudowanej wokół osoby Jana Pawła II. Pierwszą wątpliwością jest proces beatyfikacyjny, a nawet posoborowe procesy kanonizacyjne w ogóle. Drugą zaś nauczenia samego papieża. Przyjrzyjmy się zatem tym zagadnieniom.

Kodeks Prawa Kanonicznego wprowadzony nota bene przez Jana Pawła II w 1983 w niebywały sposób zmienił tok procesu kanonizacyjnego. Zniknęła stara dokładność i precyzja, kiedy to skrupulatnie zbierano dowody, przesłuchiwano świadków i ważono argumenty. Ponadto proces uległ swoistej demokratyzacji, bowiem włącza się do niego opinię świętości kandydata w oczach Ludu Bożego, który raczej biegły w teologii nie jest. I rzecz najważniejsza – usunięto stary urząd „adwokata diabła” niezwykle ważny przy procesach kanonizacyjnych, bowiem ów adwokat przedstawiał wszystkie argumenty sprzeciwiające się wyniesieniu kandydata na ołtarze. I tym sposobem mieliśmy w Watykanie „fabrykę świętych” w nowym posoborowym rozumieniu tzw. „powszechnego powołania do świętości”. W trakcie swojego pontyfikatu Jana Paweł II kanonizował około 500 kandydatów. Ta liczba jest większa niż liczba kanonizowanych przez wszystkich papieży od czasów „reformacji” razem wziętych (sic!).

Beatyfikacja Jana Pawła II przebiegała podobnie. Zrezygnowano z wymaganego minimum pięcioletniego okresu przejściowego między śmiercią, a wszczęciem procesu. Proces bowiem rozpoczął się w kilka miesięcy po śmierci papieża, przy naciskach i aplauzie episkopatu, kleru, mediów, a nawet świata laickiego i niekatolickiego. Kolejni biskupi prześcigali się w typowaniu terminów i miejsca uroczystości beatyfikacyjnych, a naciskom nie było końca. Nikt jednak nie pytał o dobro Kościoła i wiernych w świetle ewentualnej beatyfikacji. Dlatego właśnie wcielmy się na chwilę w rolę „adwokata diabła” i przyjrzyjmy się temu co jeszcze 60 lat temu nie pozwoliłoby nawet rozpocząć procesu takiego kandydata jak śp. Jan Paweł II.

Jeszcze jako arcybiskup Karol Wojtyła głosił poglądy, które zaczynały odbiegać od katolickiej ortodoksji. Pomijam tutaj rzeczy oczywiste w przypadku entuzjastów soborowych, jak wolność religijna czy akceptacja ekumenizmu. Abp Wojtyła poszedł dalej. Opierając się na tezach Karla Rahnera SI o „anonimowych chrześcijanach” wygłosił rekolekcje dla biskupów w Rzymie, gdzie stwierdził, że modlitwa muzułmanina czy „kontemplacja” buddysty są w rzeczywistości modlitwami skierowanymi do Boga Trójjedynego, mimo że modlący się muzułmanin czy buddysta nigdy o nim nie słyszeli, tym samym nie znając Go. Jednak w pełni swą teologię rozwija już jako papież.

W encyklice Redemptor Hominis z 1979 roku Jan Paweł II wyraża pogląd rodem wprost z koncepcji potępionego za czasów Piusa XII Piotra Teilharda de Chardina o zjednoczeniu się Chrystusa Pana z całym kosmosem. W kolejnych dokumentach papież zupełnie odbiega od tradycyjnej doktryny. Głosi teorię „kościołów siostrzanych”, czyli równa Kościół Chrystusowy ze schizmatyckimi cerkwiami „prawosławnymi”. Postrzega sekty protestanckie jako część Kościoła Chrystusowego, którego jedność ma być dopiero osiągnięta w przyszłości (Ut unum sint) zaprzeczając tym samym artykułowi Wiary wyrażonemu w Credo (Et UNAM, sanctam, catholicam et apostolicam ecclesiam), który mówi o stałości jedności Kościoła. Tego typu przykładów można by wymienić wiele, jednakże są to zagadnienia bardzo szczegółowe, które nie każdy czytelnik może zrozumieć.

Tym co budzi największe kontrowersje są działania i gesty uczynione przez Jana Pawła II oraz jego przemówienia czy wypowiedzi.

Najważniejszym wydarzeniem jest tu bez wątpienia spotkanie w Asyżu, które stało się nieprawdopodobny i nie mającym miejsca w historii zgorszeniem dokonanym przez Wikariusza Chrystusowego. Papież sam siebie postawił na równi z wszelkimi heretykami, schizmatykami, poganami wyznawcami najdziwaczniejszych kultów i zabobonów wprowadzając wiernych w niesamowite zakłopotanie. Doprowadzając pośrednio do profanacji świątyń katolickich, w których m.in. składano ofiary z kurczaków demonom (bo czymże są fałszywi bogowie?). Należy w tym miejscu pamiętać o starym nauczaniu św. Agatona, mówiącym o to, że ten kto modli się z heretykami sam staje się heretykiem. Co gorsza, papież w późniejszych latach swojego pontyfikatu wielce się szczycił tymże wydarzeniem, które niestety przeniosło się ostatnio także na grunt polski.

Kolejnymi sprawami budzącymi zgorszenie jest ucałowanie Koranu, który to jest księgą pełną bluźnierstw przeciwko Chrystusowi Panu i samym chrześcijanom; pielgrzymka do grobu herezjarchy Lutra; kazanie wygłoszone wobec młodych muzułmanów, w którym Jan Paweł II mówi wprost o tym, że wiara chrześcijańska i muzułmańska jest wyznawaniem tego samego Boga, co jest jawnym atakiem i grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu, gdyż nawet średnio rozgarnięty gimnazjalista wie, że bóg w ujęciu islamu jest jedną osobą, co jest dalece sprzeczne z podstawową prawdą Wiary mówiącej o trzech Osobach Boskich. Seksualne wybryki papieży doby renesansu są przy tym grzechem zdecydowanie mniejszego kalibru, gdyż grzechy przeciwko wierze są nieporównywalnie cięższe niż grzech cudzołóstwa, bowiem wprost obrażają majestat Stwórcy. Za czasów rządów Jana Pawła podpisano także antymisyjną deklarację w Balamand, która – mówiąc wprost – jest rezygnacją z działalności misyjnej wśród schizmatyków i zarzuceniem idei unii kościelnych, dla których nasi przodkowie zrobili tak wiele, a nie raz ponieśli śmierć męczeńską.

Okres pontyfikatu Jana Pawła II to także masowa apostazja społeczeństw Zachodu, galopująca laicyzacja i kompletne zamieszenie w szeregach duchowieństwa, jak i w teologii.

Czy więc rzeczywiście jest to osoba, której cnoty winniśmy praktykować celem osiągnięcia zbawienia i życia wiecznego? Ja śmiem wątpić. Jednak rozumiem doskonale zamiary modernistów, dla których beatyfikacja Jana Pawła II jest po prostu zakonserwowaniem i kanonizowaniem zasad soborowych, których poprzedni papież był skutecznym egzekutorem. Beatyfikacja ta wpisuje się w ciąg beatyfikacji i kanonizacji ludzi soboru takich jak Jan XXIII i czy założyciel Opus Dei – Josemaria Escriva, których poglądy i nauczanie również znacznie odbiegały od katolickiej ortodoksji, a które są tchnięte „duchem Soboru”, którego tak bardzo adorują moderniści.

Niestety, nie ma się co czarować, znowu zacznie się emocjonalne uniesienie wokół postaci papieża – Polaka, które do niczego dobrego nie doprowadzi. W emocjach bowiem nie można poważnie dyskutować o rzeczywistych problemach dzisiejszego Kościoła, a tym bardziej zbliżyć się do Boga. Znowu zacznie się medialny jazgot i ta smutna rzeczywistość płytkości polskiego katolicyzmu dnia dzisiejszego utożsamianego z gitarami, kajakami i kremówkami, a rzeczową dyskusję będzie trzeba niestety odłożyć na później.

Bartłomiej R. Gajos

konserwatyzm.pl

Za: Kontrewolucja | http://www.kontrrewolucja.bnx.pl/news.php?readmore=2522