Aktualizacja strony została wstrzymana

„Szpaczkowanie” nad Wielkim Niemową – Stanisław Michalkiewicz

Śliczny Jasiu, mowny szpasiu
Szpaczkujesz, nie czujesz
Śmierć jak kot
Spadnie w lot!

(Ksiądz Józef Baka – „Uwagi o śmierci niechybnej”)

Pan redaktor Tomasz Lis, laureat wszystkich możliwych „Wiktorów” i innych dekoracji, jakimi obsypują się nawzajem funkcjonariusze rzuceni na odcinek telewizyjny, znany jest na całym świecie, a w każdym razie – w powiecie warszawskim – z żarliwego obiektywizmu. Dowody swego przywiązania do tej, nazwijmy to – właściwości, składa nieustannie, a ostatnio – 20 grudnia, podczas audycji pretensjonalnie zatytułowanej „Tomasz Lis na żywo” („W trumnie z Baltony wyglądasz jak żywy!”), a poświęconej w połowie listowi, jaki we wrześniu przewielebny ojciec Ludwik Wiśniewski skierował do nuncjusza apostolskiego w Polsce, a który w jakiś zagadkowy sposób trafił do „Gazety Wyborczej”. Warto się zatrzymać chwilę nad tą zagadką. List przewielebnego ojca Wiśniewskiego do nuncjusza miał charakter prywatny, a zatem, jeśli nawet autor sporządził kopię, to do „Gazety Wyborczej” mógł on trafić albo od adresata, czyli nuncjusza, albo – od autora. Możliwość, że to nuncjusz pobiegł do redakcji „Gazety Wyborczej” z listem przewielebnego ojca Wiśniewskiego z góry wykluczam, jako nieprawdopodobną. Pozostaje zatem możliwość druga, że list przekazał redakcji tej gazety sam ojciec Wiśniewski. Jednak JE abp Józef Źyciński nie może się nachwalić ojca Wiśniewskiego za to, że zachował się „fair” i listu do „Gazety Wyborczej” sam nie zaniósł, bo zrobiły to „inne osoby”. No dobrze, ale w takim razie, w jaki sposób te „inne osoby” weszły w posiadanie listu i skąd właściwie Jego Ekscelencja o tym wszystkim wie? Znowu mamy dwie możliwości; albo list ojcu Wiśniewskiemu te „inne osoby” skradły „bez jego wiedzy i zgody”, albo też sam im go w celu opublikowania w „Gazecie Wyborczej” przekazał. W pierwszym przypadku Jego Ekscelencja, który najwyraźniej te osoby zna, powinien ujawnić ich tożsamość prokuraturze, bo nie wypada mu przecież być poplecznikiem tak zuchwałych złodziejaszków. W przypadku drugim, przewielebny ojciec Wiśniewski wcale nie zachował się „fair”, tylko w jakimś sobie znanym celu był inicjatorem jego publikacji.

Jest oczywiście jeszcze trzecia możliwość, na którą wskazywałem już kilkanaście lat temu, przy okazji pogłosek wskazujących, że charyzmatyczny premier rządu naszego nieszczęśliwego kraju, pan Jerzy Buzek został zarejestrowany przez SB aż pod dwoma pseudonimami: „Karol” i „Docent”. Jak pamiętamy, pogłoski te energicznie zdementował JE abp Józef Źyciński, nawiasem mówiąc, sam zarejestrowany – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” – przez SB pod pseudonimem „Filozof”. Analizując ten przypadek doszedłem do wniosku, że nie ma innego wyjścia, jak uznać, że JE prorokuje, co mogłoby zwiastować przybliżanie się „dni ostatnich” według wkazówek podanych przez starotestamentowego proroka Joela. Teraz jednak żadne „dni ostatnie” się nie zbliżają. Przeciwnie – zbliżają się święta Bożego Narodzenia, podczas których nasz nieszczęśliwy kraj pogrąży się w nirwanie – ale jeśli również w sprawie listu przewielebnego ojca Wiśniewskiego Jego Ekscelencja znowu zaprorokował, to mamy kolejny cud, który może przydać się jak znalazł, kiedy sejmowa komisja pod przewodnictwem pana posła Ryszarda Kalisza spróbuje proklamować panią Barbarę Blidę santą subito.

Wróćmy jednak do programu pana red. Lisa, który po raz kolejny stanowił ilustrację jego przywiązania do żarliwego obiektywizmu. Ponieważ znaczną część listu przewielebnego ojca Wiśniewskiego stanowiły oskarżenia wobec Radia Maryja, TV „Trwam” oraz „Naszego Dziennika”, nietrudno się było domyślić, że będą one przedmiotem dyskusji podczas programu. Elementarny obiektywizm wymagałby zaproszenia do programu przynajmniej jednego reprezentanta tego środowiska. Ale pan red. Lis nie uprawia żadnego tam elementarnego obiektywizmu, tylko obiektywizm żarliwy, więc oczywiście nikogo ani z Radia Maryja, ani z TV „Trwam”, ani wreszcie – z „Naszego Dziennika” nie zaprosił – a w każdym razie nie poinformował o tym, czy zapraszał, ani nie wyjaśnił przyczyn nieobecności przedstawiciela tego środowiska. Nie można bowiem za reprezentanta tego środowiska uznać pana dr. Tomasza Terlikowskiego, który w programie red. Lisa reprezentował środowisko „Frondy” – co zresztą zostało zaznaczone. Tym bardziej nie można za reprezentanta tego środowiska uznać przewielebnego księdza Kazimierza Sowę, ponieważ reprezentuje on środowisko powiązane z komunistycznymi tajnymi służbami wojskowymi, z którym związany jest zarówno służbowo, jako jawny współpracownik kanału TV Religia, jak i finansowo – bo pobiera stamtąd wynagrodzenie. Za reprezentanta środowiska Radia Maryja nie można również uznać młodocianego ojczyka – dominikanina, bo sprawiał on wrażenie najbardziej zaciekłego wroga tej rozgłośni, a już w żadnym wypadku – pana Tadeusza Bartosia – byłego już ojczyka-dominikanina. Taka sytuacja w sam raz nadaje się do zrecenzowania przez sławną Radę Etyki Mediów. Panie redaktorze Macieju Iłowiecki! Pani Magdaleno Bajer! Pobudka! Czas uderzyć w czynów stal!

Zgodnie z przewidywaniami, tylko jeden pan dr Terlikowski próbował wyłamać się z jednolitego fołksfrontu potępiającego Radio Maryja, ale odniosłem wrażenie, że te nieśmiałe próby tylko rozjątrzały pozostałych uczestników, a zwłaszcza – wspomnianego ojczyka, którego nazwisko niestety uleciało mi z pamięci. Źeby zilustrować spustoszenia w umysłach młodzieży, jakie powodują księża zainfekowani przez tę rozgłośnię, podał przykład kazania, podczas którego ksiądz podał pod rozwagę słuchaczy kwestię, w jaki sposób podczas wyborów zachowałaby się Matka Boska. Moim zdaniem to znakomite pytanie, ale co z tego, kiedy wspomniany ojczyk najwyraźniej musiał być przekonany, iż młodzieży należało postawić całkiem inne pytanie – jak zachowałby się, dajmy na to, red. Adam Michnik. W ten sposób każdy telewidz mógł na własne oczy się przekonać, jak to Radio Maryja „jątrzy”. Charakterystyczne jest jednak, że ani znany z żarliwego obiektywizmu pan red. Lis, ani żaden z uczestników programu nie zdradził najmniejszego zainteresowania przyczynami, dla których Radio Maryja zdobyło sobie taką pozycję nie tylko w polskim Kościele, ale również – w polskim życiu publicznym i dlaczego ma tylu wrogów. Tych przyczyn jest wiele, ale chciałbym wskazać tu na jedną, być może – najważniejszą. Otóż nawet po zdjęciu komunistycznego knebla – dopiero Radio Maryja sprawiło, że własnym głosem przemówił Wielki Niemowa – Irokezi lekceważeni przez „mądrych i roztropnych”, to znaczy – katolicki proletariat. Głos ten najwyraźniej przeraża rozmaitych ojczyków-maminsynków, którzy wiedzę o życiu politycznym czerpią – z „Gazety Wyborczej” i TVN. To przerażenie pokazuje przepaść, jaka zieje między eleganckimi ojczykami, co to – jak powiadają Rosjanie – „s żyru biesiatsia” – a tym katolickim proletariatem. Ciekawe, że w liście przewielebnego ojca Wiśniewskiego, z którym w tej sprawie zgadzali się przedstawiciele fołksfrontu ujawnionego w programie red. Lisa, zawarta była informacja, że co najmniej połowa polskiego duchowieństwa porażona jest „nacjonalizmem”, „ksenofobią” i „skrywanym antysemityzmem”. Te wszystkie zbrodnie owych 50 procent odczytuję sobie nie tylko, jako zwyczajną spostrzegawczość, ale również – jako wyraz solidarności tej części duchowieństwa z katolickim proletariatem. Bardzo możliwe, że dzięki listowi przewielebnego ojca Wiśniewskiego, a zwłaszcza – dzięki klangorowi, jaki przy pomocy „Gazety Wyborczej” zainicjował – katolicki proletariat również tę przepaść, wypełnioną słabo skrywaną pogardą i obcością, zauważy i wyciągnie sobie po swojemu różne praktyczne wnioski. Gdyby do tego doszło, list ojca Wiśniewskiego rzeczywiście mógłby okazać się ważną cezurą.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz   specjalnie dla www.michalkiewicz.pl   21 grudnia 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1872

Skip to content