Aktualizacja strony została wstrzymana

Szczegóły drastyczne, ale niedokładne

Z Zuzanną Kurtyką, żoną prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Janusza Kurtyki, który zginął w katastrofie smoleńskiej, prezesem Stowarzyszenia Rodzin Katyń 2010, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Mecenasowi Rafałowi Rogalskiemu zarzucono, że wprowadza w błąd opinię publiczną, podając w wątpliwość, że w krypcie na Wawelu spoczywa ciało prezydenta Kaczyńskiego.
– Uważam, że wątpliwości pana mecenasa Rogalskiego mogą być w pełni uzasadnione. Sądzę natomiast, że jego wypowiedzi próbuje się zmodyfikować, żeby nie powiedzieć – zmanipulować. Chodzi o to, że część ciała pana prezydenta Kaczyńskiego na pewno się znajduje w trumnie, pytanie tylko, czy są tam wyłącznie szczątki prezydenta. To i inne pytania ciągle będą powracać, a wynika to z coraz większych nieścisłości, jakie znajdujemy w dokumentacji identyfikacyjnej zarówno prokuratorskiej, jak i medycznej dotyczącej ofiar katastrofy smoleńskiej. Sądzę, że bez dokładnych badań sekcyjnych ludzi, którzy zginęli, sprawa ta nigdy się nie zakończy.

Ekshumacje są zatem konieczne?
– Jest jeszcze za wcześnie, żeby kategorycznie się wypowiadać na ten temat. Jednak w sytuacji, kiedy już wiemy, jak wiele rzeczy pomylono w całej tej procedurze, a przypomnę tylko, że pomylono np. numery ciał przypisane do badań genetycznych, kiedy pojawiają się kolejne wątpliwości wynikające chociażby z przesłanej przez Rosjan dokumentacji – to takie ekshumacje powinny być zarządzone odgórnie przez prokuraturę prowadzącą śledztwo. Powinno to dotyczyć wszystkich ofiar.

W piątkowej „Gazecie Wyborczej” pojawił się opis dotyczący ciała prezydenta Kaczyńskiego, z przywołaniem tajnych materiałów Biura Ochrony Rządu.
– Jak pisze „Gazeta Wyborcza”, zarówno filmy, jak i zdjęcia mają klauzulę „ściśle tajne”, podobnie zresztą jak raporty oficerów BOR, którzy rzekomo przekazali te dokumenty gazecie. W tej sytuacji zasadne jest, po pierwsze, pytanie, na jakiej zasadzie się to odbywało, czy „Gazeta Wyborcza” ma status jakiejś super- czy nadprokuratury, czy jakiejś innej instytucji z prawem do materiałów ściśle tajnych? Może również tym oficerom należałoby wytoczyć proces o naruszenie zasad postępowania? Kto odpowie mi na pytanie, czy te raporty można bezkarnie przekazywać dziennikarzom, skoro mają one pieczęć „ściśle tajne”?
Po drugie, szczegóły bardzo drastyczne chyba nie dość dokładnie są przytaczane przez „Gazetę Wyborczą”. Na światło dzienne wyciągane są fragmenty prawdopodobnie opinii wspomnianych już BOR-owców. Skoro jednak gazeta pisze, że ciało prezydenta Kaczyńskiego było pozbawione ubrania, jak zresztą większość ciał ofiar, to zastanawiające, na jakiej zasadzie w Moskwie przeprowadzano ich identyfikację właśnie na podstawie ubrań, które nosiły na sobie numery odpowiadające numerom ciał. W tej sytuacji proces rozbierania ciał musiał być dokonany wcześniej przez jakieś służby i ktoś te ubrania poszeregował adekwatnie do numerów ciał ofiar. Zastanawiające jest również to, skąd w tak małym mieście jak Smoleńsk niemal natychmiast po katastrofie udało się zorganizować blisko sto jednakowych trumien.

W materiale zarzuca się kłamstwo posłowi Joachimowi Brudzińskiemu, który miał twierdzić, że ciało Lecha Kaczyńskiego znajdowało się w błocie…
– Oczywiście, że to, co mówi poseł, jest prawdą, bo tam obok wraku samolotu było tylko błoto. Zatem podawanie, że ktoś kłamie, i niewyjaśnianie tego wątku do końca, szczegółowo, jest właśnie próbą manipulowania przekazem medialnym, próbą, powiedziałabym, bardzo prymitywną. To tylko jeden z przykładów, że informacje „Gazety Wyborczej” są tendencyjne.

„Nasz Dziennik” o sekcji zwłok prezydenta Lecha Kaczyńskiego pisał już cztery miesiące temu… Niestety, często się zdarza, że inne gazety korzystają z naszych materiałów, podając je po jakimś czasie jako własne informacje.
– Myślę, że warto byłoby się zastanowić nad mechanizmami, które zatrzymałyby ten proces, bo jest to ewidentne nadużycie. Jednakże jest to już wewnętrzna sprawa mediów, jak ten problem rozwiązać, a także jakie znaleźć formy obrony przed posługiwaniem się efektami pracy innych. Myślę, że nie bez znaczenia byłaby tu ingerencja Rady Etyki Mediów. Rozmawiam z dziennikarzami z różnych mediów i z przykrością muszę stwierdzić, że często odnoszę wrażenie, że nie czytają oni tego, co piszą ich koledzy po piórze. Świadczą o tym chociażby pytania, które obnażają brak wiedzy na dany temat. Mamy zatem do czynienia z negatywnym zjawiskiem, które nie służy rozwojowi mediów, a już na pewno nie przybliża czytelników do sedna sprawy.

Kiedy opublikowaliśmy rozmowę z lekarzem, który przeprowadził sekcję zwłok prezydenta, obrażano nas, nazywając nekrofilami. Teraz z otwartą przyłbicą pasożytuje się na tym materiale.
– Myślę, że czytelnicy „Gazety Wyborczej” nie czytają „Naszego Dziennika”, a szkoda. Nie są zatem w stanie zorientować się, że takie czy inne tematy były już wcześniej przez państwa gazetę podejmowane. Powiedzmy sobie wprost: jest to zupełnie inna grupa ludzi. Również trudno czasem oprzeć się wrażeniu, że polityka, jaką prowadzi „Gazeta Wyborcza”, nie ma nic wspólnego z obiektywnym pokazywaniem faktów. Jest to tylko komentarz do rzeczywistości, który ma być zaakceptowany przez określoną grupę adresatów. Są to rzeczy podawane niejako na tacy i tak jest to odbierane. Złe praktyki powinny być napiętnowane jako niegodne zawodu dziennikarza, który często sprowadzany jest do rangi zawodu polityka, gdzie z założenia kłamstwo uważane jest za jeden z mechanizmów sprawowania władzy. Moim zdaniem, takie zjawiska w świecie dziennikarskim nie powinny mieć miejsca.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 21 grudnia, Nr 297 (3923) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101221&typ=po&id=po62.txt | Szczegóły drastyczne, ale niedokładne