Aktualizacja strony została wstrzymana

Bal na Titanicu – Tomasz Rożek

Emerytury. Rząd ogłosił (na stronach „Gazety Wyborczej”), że porozumiał się z Komisją Europejską w sprawie odliczania kosztów reformy emerytalnej od długu publicznego. Jak w Radiu Erewań. Nie porozumiał się, tylko umówił na rozmowy później, i nie odliczania kosztów reformy emerytalnej, tylko udawania, że długu nie ma.

Pani Malinowska wzięła kredyt w banku na zakup nowych mebli do swojego mieszkania. Przy okazji – skoro wybrała się już na zakupy – kupiła jeszcze nowe buty, garsonkę i markowe perfumy. Gdy wieczorem zajrzała w rachunki, oblał ją zimny pot. – Mój Boże, ile ja dzisiaj wydałam – zauważyła. I zaczęła gorączkowo zastanawiać się, co teraz zrobić. Przecież nie będzie miała z czego zwracać zaciągniętych długów. Bank Malinowskiej wiedział, że ma „lekką rękę”, więc nie miała szans na nowy kredyt. – Co robić? Co robić? – chodziła wokół stołu w kuchni. – Wiem – krzyknęła. – Będę przed bankiem udawała, że pożyczyłam mniej niż wydałam, to powinno zadziałać – pomyślała. Nie zadziałało. Bank nie dał się nabrać, bo ma czarno na białym, ile jego klienci pożyczają i ile wydają. Pani Malinowska wpadła w kłopoty. Te zawsze się pojawiają, gdy ktoś wydaje więcej, niż zarabia. Malinowska powinna była ciąć swoje wydatki (żeby zaoszczędzić na spłatę zadłużenia), albo więcej pracować (by mieć z czego zadłużenie spłacać).

To, co nie udało się Malinowskiej, w życie wprowadza polski rząd. Mamy potworne długi, a rząd nie wykazuje się inicjatywą, by ten stan rzeczy zmienić. Przeciwnie – zaciąga kolejne. Ekonomiści biją na alarm, ale minister finansów i premier są na te ostrzeżenia głusi. Zbliżamy się jednak do progu, po przekroczeniu którego grozi nam tzw. procedura nadmiernego deficytu, czego konsekwencją będzie m.in. wstrzymanie pieniędzy, jakie płyną do Polski z Brukseli. Na to rząd nie może sobie pozwolić, bo zatrzymanie wszystkich inwestycji byłoby szkodliwe wizerunkowo i generowałoby straty w gospodarce. Minister finansów chodził zapewne wokół swojego biurka i – jak pani Malinowska w swojej kuchni – gorączkowo myślał: Co robić? Co robić? – Wiem, przekonam Brukselę, że pożyczyłem mniej, niż wydałem, to powinno zadziałać. I zadziałało. Komisja Europejska (KE) zgodziła się na to, żeby udawać, że mamy mniejszy dług, niż rzeczywiście mamy. Szczegóły będzie trzeba omówić później, ale Manuel Barroso – szef KE – obiecał, że nie nałoży na nas procedury nadmiernego deficytu, czyli, innymi słowy, kary za niepilnowanie finansów publicznych. Pieniądze dalej będą płynęły z Brukseli, a rząd PO-PSL będzie mógł dalej przecinać wstęgi otwierające nowe inwestycje i mówić, że już niedługo wstąpimy do strefy euro. Dodatkowo minister Rostowski może zmienić definicję długu publicznego i w ten sposób go zmniejszyć, okłamując przy okazji społeczeństwo.

Mąż Malinowskiej dał się nabrać, gdy ze łzami w oczach przekonywała, że wydała niewiele i nie rozumie, skąd te monity z banku. Co prawda, w statystykach europejskich nasz dług będzie wynosił 60 proc., a w statystykach naszych może 35 proc., a może 43 proc., ale oprócz totalnego spadku zaufania zagranicznych inwestorów wobec Polski nic się nie stanie. Na pewno nie będzie trzeba wprowadzać reform, bo to grozi przegranymi wyborami. Progi ostrożnościowe i procedura nadmiernego deficytu to ostrzeżenie, że gospodarka zaraz roztrzaska się o górę lodową. Rząd, zamiast reformować finanse, ciąć wydatki i dbać o wzrost dochodów, przekonuje pasażerów, że nie powinni się martwić, przeciwnie, powinni się cieszyć i bawić, póki gra orkiestra. Bo po pierwsze to, co widzą za burtą, to złudzenie, i góra lodowa jest jeszcze daleko, a po drugie wcale nie płyniemy aż tak szybko, jak mogłoby się wydawać. Bal na Titanicu trwa.

Tomasz Rożek

Za: GośÄ‡ Niedzielny – Fakty i opinie | http://www.goscniedzielny.wiara.pl/index.php?grupa=6&art=1292792215&dzi=1207763630