Aktualizacja strony została wstrzymana

My som stond – Jacek Dziedzina

Jestem Ślązakiem, nie Polakiem. Nic Polsce nie przyrzekałem. To słowa Jerzego Gorzelika, lidera Ruchu Autonomii Śląska. Czy są zapowiedzią deklaracji niepodległości?Do niedawna na obrzeżach polityki, od ubiegłego tygodnia regionalny koalicjant PO i PSL. Po raz pierwszy w swojej 20-letniej historii Ruch Autonomii Śląska wprowadził 3 radnych do sejmiku województwa. Koalicja z oskarżanym o tendencje separatystyczne ruchem wywołała zmieszanie nawet wśród niektórych polityków Platformy. Jerzy Buzek, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, zawsze podkreślający więzi łączące go ze Śląskiem, nie krył swojego sprzeciwu wobec tego projektu. Ostro zareagował bezpartyjny Ludwik Dorn, który w specjalnym liście do premiera Tuska napisał, że RAŚ „jest formacją otwarcie kwestionującą konstytucyjną zasadę unitarnego charakteru Rzeczypospolitej”, a Jerzy Gorzelik jawnie deklaruje „lekceważenie i pogardę” dla narodu polskiego.

Jakie są prawdziwe cele budzącego tyle emocji Ruchu? Czy autonomia i separacja oznaczają to samo? Czy rzeczywiście istnieje naród śląski? I o czym myślał dr Jerzy Gorzelik, gdy wypowiadał słowa przysięgi na radnego sejmiku województwa: „Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu Polskiego, strzec suwerenności i interesów Państwa Polskiego, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny, wspólnoty samorządowej województwa i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczypospolitej Polskiej”?

Pod lupą UOP
Organizacja powstała w 1990 roku. Cel: odtworzenie przedwojennej autonomii Górnego Śląska, z własnym parlamentem, rządem i skarbem. Zajmuje się promocją śląskiej kultury, organizuje Marsze Autonomii, przypomina o skomplikowanej historii regionu. Na tym ostatnim polu dopuszcza się jednak wywołujących oburzenie interpretacji, jak na przykład twierdzenie, że germanizacja Śląska była tylko obroną przed polskim nacjonalizmem, który także przyczynił się do wybuchu II wojny światowej. W wydawanej przez Ruch „Jaskółce Śląskiej” ukazują się teksty nawołujące wprost do ogłoszenia niepodległości Śląska. W 2000 roku Urząd Ochrony Państwa w specjalnym raporcie stwierdza, że RAŚ może stanowić potencjalne zagrożenie dla interesów Polski.

Część działaczy zakłada w 1996 roku Związek Ludności Narodowości Śląskiej. Na jej czele stoi początkowo Jerzy Gorzelik, później Andrzej Roczniok. Ten drugi, w czasie ataku Rosji na Gruzję, zasłynie listem do premiera Tuska, by rząd uznał niepodległość Osetii Płd. i Abchazji (od tego zdystansuje się Gorzelik) oraz prośbą do UNESCO, by nie przychylał się do żądania Polski, domagającej się używania nazwy „niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady”. Sam używa określenia „polskie obozy koncentracyjne”, ze względu na zamordowanych w nich Ślązaków po II wojnie światowej. Oba środowiska protestują, gdy PZPN zabrania kibicom używania na stadionu transparentów z niemieckim napisem Oberschlesien (Górny Śląsk).

Odcienie lojalności
Przed polskimi sądami, a następnie przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu Związek przegrywa walkę o rejestrację: przede wszystkim z powodu samookreślenia się jako „stowarzyszenie śląskiej mniejszości narodowej”. Polskie sądy uznają, że narusza to równość wobec prawa, bo uznanie Związku za reprezentację mniejszości narodowej zwolniłoby go z wymogu 5-proc. progu wyborczego. A – zdaniem sądu – naród śląski nie istnieje (tzn. jego status nie jest prawnie uregulowany). Strasburg przyznał rację polskim sądom, choć nie zajął się rozstrzyganiem pytania o istnienie narodu śląskiego.

Członkowie ZLNŚ uważają, że sądy dopuściły się dyskryminacji. To z tego powodu Jerzy Gorzelik wypowiedział słynne już słowa: „Państwo zwane Rzeczpospolita Polska, którego jestem obywatelem, odmówiło mi i moim kolegom prawa do samookreślenia i dlatego nie czuję się zobowiązany
do lojalności wobec tego państwa”. Czy dziś podtrzymuje tę deklarację? – Płacę podatki, nie szpieguję dla obcego mocarstwa, więc czuję się lojalnym obywatelem. Ale każdy ma prawo do obywatelskiego nieposłuszeństwa, gdy państwo ingeruje w jego tożsamość – oświadcza. Rozmawiamy krótko po podpisaniu przez RAŚ umowy koalicyjnej z PO i PSL. – Można być lojalnym, nie czując się do tego zobowiązanym – dodaje. Dwa dni później w Katowicach złoży jednak przysięgę lojalności wobec Rzeczypospolitej. Gorzelik podtrzymuje również swoją deklarację narodową: – W nadchodzącym spisie powszechnym ponownie zadeklaruję narodowość śląską.

My, naród?
Nie jest sam. W 2002 roku w czasie spisu powszechnego narodowość śląską zadeklarowało 173 tys. mieszkańców województwa śląskiego. Gorzelik swoją pretensję do państwa uzasadnia tym, że nie uznało tych deklaracji. – Po co zadaje się pytanie o narodowość? Źeby usłyszeć odpowiedź zgodną z oczekiwaniami biurokratów? W oficjalnych publikacjach dotyczących spisu w ogóle nie podawano opcji śląskiej – mówi Gorzelik, na co dzień wykładowca historii sztuki na Uniwersytecie Śląskim. Jego dziadek ze strony matki, Zdzisław Hierowski, znany pisarz, pochodził… z Przemyśla. Później przyjechał na Śląsk, gdzie tworzył m.in. środowisko literackie. Co więcej, zasłynął również jako polski nacjonalista i lider Obozu Narodowo-Radykalnego, który zwalczał m.in. tendencje autonomiczne.

Natomiast dziadek ze strony ojca był już Ślązakiem. Z tego powodu przeciwnicy Gorzelika mówią, że żaden z niego hanys (rdzenny mieszkaniec Śląska), tylko krojcok (mieszaniec). Sam zainteresowany, broniąc się, przedstawia jednocześnie prawidłową, jego zdaniem, definicję narodowości. – Cóż to jest krojcok: czy to jest jakiś stan świadomości? To tylko określa jego pochodzenie. A narodowość wynika z przekonań jednostki. Urzędnik nie może tego kwestionować, np. badając krew, znajomość języka itd. To w XX wieku było tak, że Niemcy żydowskiego pochodzenia nagle dowiedzieli się, że nie są Niemcami – przekonuje Gorzelik.

Sojusz separatystów
Piotr Spyra, b. członek zarządu województwa śląskiego, teraz ponownie wybrany na radnego sejmiku, jest głównym na Śląsku przeciwnikiem idei Gorzelika. Ruch Obywatelski „Polski Śląsk”, któremu przewodniczy, to jego odpowiedź na RAŚ. Celem jest podkreślanie polskości Śląska. Nie do końca wierzy też w intencje swoich oponentów. – Jurek Gorzelik nie krył w pierwszych wywiadach, że jego pierwotnym celem politycznym jest wejście do Sejmu przy wykorzystaniu braku progu dla mniejszości narodowej. I to była gra polityczna „narodem śląskim”. Uważam, że dla środowiska rządzącego obecnie RAŚ autonomia jest celem wtórnym i traktowanym tylko i wyłącznie jako narzędzie – mówi GN P. Spyra.

Wypomina też Gorzelikowi przynależność RAŚ do Wolnego Sojuszu Europejskiego, które zrzesza ugrupowania separatystyczne i skrajnie lewicowe w Europie, a w Parlamencie Europejskim tworzy z Zielonymi jedną z grup parlamentarnych. Do WSE należą m.in. separatyści baskijscy, szkoccy i alzaccy. – Wprawdzie Ruchu Autonomii Śląska nie można nazwać wprost ruchem separatystycznym, ale znaczną część Sojuszu już tak. WSE ma najbardziej skrajne w Unii stanowisko w kwestii demontażu państw narodowych i oficjalnie wyznaje koncepcję Europy 100 flag, która będzie państwem federacyjnym stu kilkudziesięciu podmiotów regionalnych. W pewnych kręgach UE Śląsk może zacząć być kojarzony z separatyzmem – ostrzega Spyra.

Mniej Warszawy
Gorzelik zapewnia, że RAŚ z separatyzmem nie ma nic wspólnego. – Separacja nie wchodzi w grę. Ona jest możliwa tylko wtedy, gdy jest na nią powszechna zgoda. Stawiamy natomiast na autonomię – podkreśla w rozmowie z GN. Na zarzut, że przed wojną był zupełnie inny kontekst utworzenia autonomii dla Górnego Śląska (chodziło o pozyskanie Ślązaków w głosowaniu za przynależnością do Polski), odpowiada pewnie: – Teraz kontekst jest zdecydowanie lepszy niż przed wojną. Wtedy autonomia uchodziła za przywilej. Natomiast w drugiej połowie XX wieku zaczęła być postrzegana jako prawo regionów, forma decentralizacji. Nie jeden silny ośrodek władzy, ale ośrodki odpowiednio rozproszone. W scenariuszu separatystycznym nie mamy do czynienia z podziałem władzy, bo władza dalej jest skoncentrowana, tylko że w innym miejscu.

W małym państwie też może istnieć duży rząd, który jest dla obywateli niebezpieczny. A w bardzo dużym państwie ten rząd wcale nie musi być duży, bo może być ograniczony przez federalizm czy poprzez autonomię. Oznaczałoby to, że środki wypracowane w regionie są w większej części w tym regionie inwestowane, a polityka regionalna wypracowywana jest na miejscu, a nie w Warszawie – mówi z przekonaniem Gorzelik. – To można zrobić tylko w autonomii. Władze regionalne mogą wtedy stanowić prawo w randze ustawy. Tylko w autonomii możemy mieć własny skarb, do którego spływają podatki z naszego terenu, z którego określona ściśle część jest odprowadzana do budżetu centralnego. W tej wersji samorządności, która funkcjonuje w Polsce, to nie jest możliwe – dodaje.

Piotr Spyra zgadza się z Gorzelikiem co do jednego: reforma samorządowa w Polsce zatrzymała się w pół kroku, dlatego pogłębiona decentralizacja byłaby wskazana. Pozytywnie ocenia też przedwojenną autonomię Śląska. – – Uważam jednak, że w obecnych warunkach autonomia jest postulatem anachronicznym. Musielibyśmy dokonać kolejnej rewolucji ustrojowej. Pewien system dopiero się kształtuje, myślenie o samorządzie wojewódzkim jest w powijakach. Być może za 20, 30 lat, kiedy obecna reforma utrwali się, będzie można wrócić do tematu. Dzisiaj byłoby to stawianiem się w opozycji do całej Polski – uważa Spyra. Profesor Marek Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego, również jest zwolennikiem większej samodzielności, ale dla wszystkich regionów Polski. – Debata nie powinna dotyczyć tylko Śląska. Byłbym przeciwny tworzeniu jakichś precedensowych ustaw autonomicznych – mówi GN. – Nie można stawiać reszty kraju w opozycji do jednego regionu. Ja bym się bardzo bał takiej wyjątkowości – dodaje. Piotr Spyra: – RAŚ uważa, że skoro mamy swoje tradycje, jesteśmy inni, to musimy mieć autonomię. A tymczasem mieszkańcy Pszczyny, z której pochodzę, żyją sobie swoim rytmem, chcą być dumni z tego, że są Ślązakami, natomiast dla nich nie jest problemem to, że nie mają autonomii. Oni chcą żyć w normalnym państwie – mówi.

Po naszymu
Spyra uważa, że obecne skupienie się RAŚ na spawach autonomii, to wynik przegranej batalii o uznanie narodowości śląskiej. Jest przekonany, że gdyby udało im się wywalczyć autonomię, to wróciliby do sprawy narodowości. – Najgorsze jest to, że nawet w mediach używano sformułowania „Ślązacy przegrali w Strasburgu”. Przepraszam, ja też jestem Ślązakiem i niczego nie przegrałem. RAŚ to nie jest cały Śląsk – zaznacza. Czy walka o uznanie „narodowości śląskiej” skazana jest na porażkę? Prof. Szczepański woli mówić raczej o silnej grupie etnicznej niż o narodzie.

– Ta grupa zasłużyła nawet na swój język regionalny, być może posiada pewne elementy narodowości, ale pojęcie „naród śląski” to jednak za duże słowa. Nie bardzo wiem, co ono miałoby oznaczać. Śląsk historycznie rozciągał się od dzisiejszego Görlitz w Niemczech do Opawy i Czeskiego Cieszyna. Jak opisać ten naród, skoro dzisiaj są to wymieszane, zupełnie już inne społeczności lokalne i regionalne? – pyta retorycznie socjolog z UŚ. – Naród ma skodyfikowany język, i to taki, którym można wyrazić zarówno życie codzienne, jak i wykładać teorię zmian społecznych na socjologii. Ja rozumiem deklaracje tych 173 tys., ale to za mało, by mówić o w pełni wykształconym narodzie. Naturalną rzeczą jest, że naród szuka państwa lub jakiejś jednostki politycznej, w obrębie której mógłby funkcjonować – dodaje. A to by oznaczało, że uznanie narodu śląskiego w naturalny sposób prowadziłoby jednak do separacji.

– Ja się z taką definicją narodu nie zgadzam – protestuje dr Gorzelik. – Amerykanie na przykład stanowią naród polityczny obywateli, nie naród etniczny. Naród polityczny oznacza uznanie różnorodności językowej – dodaje. W Polsce jest etniczne rozumienie narodu, z którym ja się nie zgadzam. To narzucanie wzorca, że prawdziwy Polak utożsamia się z historią Kongresówki i Galicji. A przecież dla części obywateli jest to obce. Źyjemy w państwie, gdzie ktoś, kto miał dziadka w Wehrmachcie, jest piętnowany jako ktoś gorszy. Nawet jeśli w konstytucji mamy zapis, że naród jest wspólnotą obywateli, to polityka kulturalna i historyczna państwa to pojęcie narodu zawęża. Ja nie neguję swojej przynależności do wspólnoty obywatelskiej. Natomiast moja tożsamość jest tożsamością śląską, ja mam inną wrażliwość historyczną niż Polacy z Warszawy czy Krakowa, bez względu na to, skąd pochodził jeden z moich dziadków. Na Górnym Śląsku przez długi czas, nawet jeśli było się Niemcem czy Polakiem, na pierwszym miejscu było się Ślązakiem. Ojczyzna prywatna była ważniejsza niż ta ideologiczna – dodaje lider RAŚ.

Skrzaty nie istnieją?
– Zgoda, na Śląsku zawsze tak było, że wielu nie chciało się czuć ani Niemcami, ani Polakami – przyznaje Piotr Spyra. – Tożsamość śląska była silniejsza. To zresztą bardzo charakterystyczna cecha dla ziem przygranicznych między różnymi państwami, gdzie ludzie unikają określenia, nie chcą się identyfikować z żadnymi narodami. Ale to nie jest wystarczające, żeby na tej bazie budować naród. Bawaria, która jest bardzo niemieckim landem, po I wojnie światowej, w czasie kryzysu niemieckości państwa, przechodziła silne nastroje separatystyczne, bo Bawarczycy nie chcieli identyfikować się z Niemcami.

Chcieli mieć odrębne państwo. Nie jest to więc aż tak rzadkie zjawisko. Prof. Franciszek Marek powiedział kiedyś, że Śląsk zawsze był dla ludzi taką ucieczką od angażowania się w spory narodowe czy polityczne. To był azyl, że jo jest hanys, niech się te Poloki z Niemcami biją, a my som u siebie, my som stond. Natomiast katastrofalna dla śląskości będzie sytuacja, kiedy z tej ucieczki – my nie jesteśmy ani ci, ani ci – zrobi się sztandar polityczny. Bo to już nie jest ucieczka, tylko zmuszanie Ślązaków, którzy przez pokolenia uciekali od wyborów politycznych, do dokonania takiego wyboru – twierdzi Spyra.

Prof. Szczepański próbuje pogodzić oba punkty widzenia. Jego zdaniem, nie ma nic zdrożnego w tym, że ktoś określa siebie jako Ślązaka, ale już nie jako Polaka. – To naturalne na każdym pograniczu – zauważa. Zwiedziłem chyba wszystkie pogranicza w Europie i na każdym z nich ludzie mówią: ja jestem stąd. Bez odniesień narodowych. Mogą być też deklaracje podwójnej, a nawet potrójnej tożsamości. Ks. Emil Szramek przed laty porównał Ślązaka do gruszy granicznej, która rodzi na obie strony – dodaje Szczepański. Problem, czy naród śląski istnieje, czy nie, dobrze oddaje anegdota z nieco innej bajki. Edward Gierek przyjechał do Teofila Ociepki, śląskiego malarza ludowego.

Pochwalił obrazy, ale zapytał, skąd się wzięły na nich skrzaty. Przecież nie istnieją. Na to Ociepka: „Zgadza się, towarzyszu sekretarzu, skrzaty nie istnieją. Ale jak nazywać te maluśkie z brodami, w czerwonych czapkach, co kręcą się po izbie?”. Na koniec – żeby bardziej skomplikować – scenka z 11 listopada tego roku. Jedna z tradycyjnych śląskich miejscowości, gdzie wszyscy mówią o sobie: „my som stond”. Na jednym z domów dumnie powiewa flaga polska. – No co się dziwicie – pyta gospodarz – przeca my som Poloki, nie?

Jacek Dziedzina

Za: GośÄ‡ Niedzielny | http://goscniedzielny.wiara.pl/index.php?grupa=6&cr=0&kolej=0&art=1292248122&dzi=1104764436&katg=