Aktualizacja strony została wstrzymana

„Nie można doprowadzać do sojuszu ołtarza z tronem” – wywiad z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim

O obecnym stanie relacji Kościoła i państwa z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim rozmawia Robert Jankowski.

Jak według Księdza kształtują się obecnie relacje państwo-Kościół w kontekście ostatnich decyzji związanych z pominięciem na stanowisko biskupa polowego Wojska Polskiego ks. Sławomira Źarskiego, a mianowaniem na nie bp. Józefa Guzdka?

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski*: Cała ta sytuacja jest bardzo niebezpiecznym sygnałem, pokazującym, że władza państwowa, która jest w tej chwili reprezentowana przez jedną partię polityczną, będzie ingerowała w wewnętrzne sprawy Kościoła. Zbesztanie przez prezydenta Komorowskiego ks. Źarskiego unaoczniło, że jest to daleko idący krok, bo to nie władza państwowa ocenia kazania.

Od śmierci bp. Płoskiego minęło już prawie osiem miesięcy, pojawiły się problemy nie ze strony kościelnej, ale ze strony państwowej i doszło do zablokowania prawie że pewnej już kandydatury ks. płk. Źarskiego, który jest do tej funkcji najbardziej kompetentny. To jest specyficzna funkcja, gdzie ksiądz duchowny, a tym bardziej biskup – niezależnie od swoich kwalifikacji moralnych czy duszpasterskich – powinien posiadać znajomość wojska. Arcybiskup Głódź znał wojsko, bo jako kleryk służył w nim dwa lata, bp Płoski tym bardziej, bo służył w ordynariacie. Natomiast teraz na stanowisko biskupa polowego desygnowano ks. bp. Guzdka, który nigdy nie miał kontaktu z wojskiem. Dodam, że osobiście znam bp. Guzdka, bo razem zaczynaliśmy studia teologiczne w seminarium duchownym w roku 1975 i wówczas bardzo wielu kleryków zostało powołanych do służby wojskowej, w tym również i ja. Natomiast bp Guzdek do wojska nie trafił i teraz jawi się to jako paradoks, że człowiek, który nawet jako kleryk tej służby wojskowej nie odbył, jest powoływany na stanowisko biskupa polowego. Przy tym wszystkim chciałem dodać, że oceniam bp. Guzdka dobrze – jest dobrym biskupem, organizatorem, człowiekiem bardzo oddanym Kościołowi, natomiast jego mankamentem jest zerowa znajomość wojska i tej problematyki. Tu widzę ogromny problem.

Co może Ksiądz powiedzieć o postawie prezydenta Komorowskiego w tej całej sprawie?

Należy przypomnieć, że w czasach PRL władza komunistyczna ingerowała w nominacje, wiele z nich blokowała, wielu kandydatów zgłaszanych przez Stolicę Apostolską nie zostało biskupami, bo byli przez tę władzę kontrowani. A tu chyba po raz pierwszy od chwili zawarcia w 1993 roku konkordatu między Stolicą Apostolską a niepodległą Polską mamy tak ewidentną ingerencję władzy państwowej. Bardzo źle to świadczy o prezydencie, który z jednej strony bardzo mocno podkreśla, że jest katolikiem, ale z drugiej strony w tym przypadku okazał się działaczem partyjnym. Decyzje te zostały przeprowadzone po linii partyjnej. I tutaj jest właśnie to niebezpieczeństwo, że jedna partia skupia w swoim ręku wszystkie funkcje, tak polityczne, jak i administracyjne. Społeczeństwu to źle rokuje, ale rokuje również źle Kościołowi, bo mogą pojawiać się kolejne ingerencje.

Czyli można powiedzieć, że wybór ks. bp. Guzdka na biskupa polowego jest wyborem „proplatformerskim”?

Oczywiście. Nie ma co ukrywać, że całe środowisko ks. kard. Stanisława Dziwisza jest absolutnie powiązane z jedną partią i trwa to już wiele lat. Zresztą kard. Dziwisz nigdy nie krył swojego poparcia dla tej jednej partii. Środowisko, którym otacza się ks. kardynał, to są praktycznie sami zwolennicy Platformy Obywatelskiej. Tutaj mamy bardzo kuriozalną rolę, jaką odgrywają w otoczeniu kardynała obaj bracia Rasiowie – Dariusz, który jest sekretarzem kardynała, i Ireneusz, który jest posłem i szefem Platformy w Małopolsce. Doszło już do takiego skandalicznego działania, że poseł Raś, wykorzystując funkcję swojego brata, wysyłał nawet listy do wszystkich małopolskich proboszczów, starał się ingerować w wiele wewnętrznych spraw, więc nie ma wątpliwości, że również wybór bp. Guzdka to ukłon w stronę tego konkretnie środowiska kościelnego, które popiera Platformę. Nie znam poglądów, jakie osobiście ma bp Guzdek, nigdy z nim o tym nie rozmawiałem, natomiast całe środowisko Kurii krakowskiej jest sojusznikiem PO.

Chcę również powiedzieć o jeszcze jednej niepokojącej rzeczy – dochodzi do dziwacznego „desantu” krakowskiego w Warszawie. To dziwne, że nagle dwie najważniejsze funkcje biskupie w Warszawie – na ul. Miodowej i przy ul. Długiej w Katedrze Polowej – pełnią bardzo dobrzy koledzy z czasów seminaryjnych, wywodzący się z tego samego środowiska. Co więcej, bp Guzdek zastąpił na stanowisku bp. Nycza, gdy ten w 2004 roku został przeniesiony do Koszalina. Chcę podkreślić, że uważam obu biskupów za pozytywne osoby, nie neguję ich wartości ani uczciwości, ani przyjaźni, jaka między nimi jest. Dochodzi natomiast do kuriozum, że tylko z Krakowa może ktoś pełnić funkcję w Warszawie. Może to wywołać wiele niesnasek w obrębie duchowieństwa, tak jakby nie było gdzie indziej dobrych duchownych, tylko w Krakowie. I mówię to jako rodowity krakowianin. Bo jako krakowianin powinienem się z tego cieszyć, ale wiem, jakie mogą być niesnaski między duchownymi z Krakowa i z Warszawy. Osobiście uważam, że bp. Guzdkowi będzie bardzo trudno, to ogromnie ciężkie zadanie. Pierwsza sprawa to taka, że – jak podkreślałem wcześniej – jest to osoba nie znająca wojska i nigdy nie mająca z nim nic wspólnego, a druga sprawa to kwestia przyjścia z Krakowa. I myślę, że Kościół zrobił tu jakąś bardzo dziwną rzecz. Naturalną rzeczą było mianowanie osoby, oczywiście według uznania stolicy Apostolskiej, która byłaby związana z wojskiem. Należy przypomnieć, że przez bataliony kleryckie w latach 60., 70. i 80., przewinęło się ponad 4 tys. księży, w tym kilkunastu biskupów. Tak więc nawet, tak jak abp. Głódź, można było wybierać ich spośród kapłanów, którzy byli w wojsku; to jest cała paleta różnych, bardzo zacnych postaci w Episkopacie.

Główny powód mianowania bp Guzdka to chęć zablokowania możliwości awansu ks. płk. Źarskiego na biskupa i nominowania go na biskupa polowego.

Swego czasu na opisanie Kościoła w Polsce ukuto pojęcie podziału na „Kościół toruński” i „Kościół łagiewnicki”. „Kościół toruński” w tym opisie miał się nam kojarzyć z konserwatyzmem, Radiem Maryja, PiS-em i wręcz pewną ksenofobią, natomiast „Kościół łagiewnicki” z otwartością, nowoczesnością, kard. Dziwiszem. Czy istnieje w tej chwili w Polsce Kościół „pisowski” i „platformerski”?

Nie sądzę. Podział Kościoła w Polsce na „toruński” i „łagiewnicki” był pomysłem mojego przyjaciela, wówczas jeszcze posła PO, Jana Rokity, którego bardzo cenię, ale który użył –  moim zdaniem – takiego bardzo populistycznego spojrzenia na Kościół. Trzeba pamiętać o kontekście, w jakim te słowa wówczas padły. A padły po przegranej PO w wyborach parlamentarnych w 2005 roku, kiedy kard. Dziwisz zorganizował rzecz unikalną, czyli rekolekcje dla jednego ugrupowania. Wówczas zaprezentowano mniej więcej taki obraz: mamy postępowego kard. Dziwisza, czyli „Kościół łagiewnicki” (gdyż rekolekcje zostały zorganizowane w Łagiewnikach), no i „Kościół toruński”, czyli o. Rydzyka popieranego przez PiS. To wszystko się rozpadło z chwilą, kiedy pojawił się problem lustracji. Okazało się, że te podziały są dużo głębsze i całkiem inne, akurat nie umownie na kard. Dziwisza i o. Rydzyka, ale idą po prostu w innym kierunku. I kolejne lata pokazywały, że rzeczywiście tak jest.

Jak to wygląda obecnie? Rzeczywiście, ten konflikt PO – PiS jest obecny w Kościele, faktycznie część duchownych ewidentnie popiera Platformę. Kard. Dziwisz jest takim liderem swoistego sojuszu ołtarza z tronem – to taka jego koncepcja, aby wiązać struktury kościelne z państwowymi, ale są i biskupi, którzy popierają PiS. Jednak są też inni, którzy mają inne sympatie i nie kryją tego – są biskupi, którzy głosowali na PSL, a np. abp Józef Michalik popierał z kolei Marka Jurka.

Uważam za złe, że to życie polityczne próbuje wciągnąć Kościół do swoich działań. Paradoks jest też taki, że to nie PiS, ale szczególnie Platforma podpiera się różnymi hierarchami, takimi np. jak abp Józef Źyciński, czy emerytowany bp Tadeusz Pieronek. Jest to bardzo niebezpieczne.

I tu mamy znowu casus ks. Źarskiego…

Tak, jest casus ks. Źarskiego, tzn. sposób, w jaki się go pozbyto, od razu przenosząc go do rezerwy. I jeżeli to nie spotka się ze zdecydowaną reakcją władz kościelnych, to może dojść do sytuacji podobnej jak w czasach komuny, czyli do takiego testowania Kościoła, aby sprawdzić, jak dalece Kościół pozwoli sobie ingerować w swoje wewnętrzne sprawy. Później się okaże, że przykładowo będzie mianowany jakiś biskup w innej diecezji, już nie wojskowej, i będą na przykład wojewodowie składali jakieś swoje zastrzeżenia. Zaczyna to iść w kierunku praktyk komunistów i tu jest niebezpieczeństwo.

Dlaczego np. w Krakowie wybory prezydenckie wygrał Jacek Majchrowski? Dlatego, że uważano, iż jeśli wybierze się Stanisława Kracika, to w Krakowie powstanie już sojusz do kwadratu: metropolita razem z władzami miasta, które reprezentują Platformę Obywatelską. Ludzie często głosowali nie tyle na Majchrowskiego, co właśnie przeciwko temu sojuszowi.

Wśród duchowieństwa było duże zainteresowanie ostatnimi wyborami samorządowymi, moim zdaniem znacznie większe, niż wyborami parlamentarnymi, gdyż księża na co dzień mają do czynienia częściej z burmistrzami, starostami, radnymi niż z posłami. I księża mówili, że gdyby głosowali na Kracika, to już wtedy w Krakowie będzie pewne zespolenie Kościoła z partią. Wobec tego paradoks jest taki, iż głosowano na Majchrowskiego, który ma rodowód komunistyczny i wywodzi się z PZPR, ale jest większym gwarantem autonomii niż właśnie Kracik. Dochodzi do tego typu paradoksów.

Uważam, że brakuje radykalnych postaw w Episkopacie, które by przecinały tego typu sprawy, powiedzenie, że nieważne czy PiS czy Platforma. Nie można doprowadzać do takich sojuszów.

Ale wobec podziałów w Episkopacie i jego „zdemokratyzowaniu” może być to bardzo trudne…

Episkopat jest bardzo podzielony i myślę, że dawno nie był tak podzielony, jak jest w ostatnich latach. Zwłaszcza że przewodniczący Episkopatu jest nominalny, wprawdzie wybierany, ale nie ma zbytniej władzy, aby coś w tym kierunku robić. Nie chodzi tu o to, że ma się narodzić drugi kard. Wyszyński, ale o to, aby była grupa hierarchów, która jednoznacznie kieruje pewnymi sprawami. A tak wszystko się rozmyło.

Rozmawiał Robert Jankowski

*Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – historyk Kościoła, działacz społeczny, wieloletni uczestnik opozycji antykomunistycznej, prezes Fundacji im. św. Brata Alberta zajmującej się pomocą osobom upośledzonym, autor książki „Księża wobec bezpieki”, za którą w 2007 r. otrzymał Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza.

Za: Fronda.pl | http://www.fronda.pl/news/czytaj/nie_mozna_doprowadzac_do_sojuszu_oltarza_z_tronem | „Nie można doprowadzać do sojuszu ołtarza z tronem”

Skip to content