Aktualizacja strony została wstrzymana

Święci Patroni naszej niepodległości

Święty Wojciech, święty Stanisław – biskup krakowski, święty Stanisław Kostka i święty Andrzej Bobola. Trzej męczennicy i jeden wyznawca. Orędownicy naszego Narodu przed Bogiem, apostołowie odrodzenia Polski. U boku Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej sprawują niebiański patronat nad naszą Ojczyzną. Skutecznie i ofiarnie.

W planie nadprzyrodzonym rozbiory Polski były gwałtem zadanym prawu Bożemu, zakłóceniem porządku moralnego. Dlatego odzyskanie niepodległości stawało się zawsze sprawą sumienia. Błogosławiony ojciec Honorat Koźmiński, kapucyn, wierzył, że niepodległość może wywalczyć takie pokolenie, które wyrzeknie się egoizmu i będzie kierować się duchem ofiarności oraz służby. By przygotować takie kadry, ojciec Honorat zakładał zgromadzenia bezhabitowe do pracy wśród świeckich różnych stanów i prowadził formację poprzez konfesjonał – jedyne miejsce wolne od obcej cenzury. Jak potrzebna była taka posługa, świadczy fakt, że do spowiedzi u zakonnika przybywali Polacy nawet z miejsc odległych o 300 kilometrów. Kościół katolicki przez cały okres niewoli umacniał świadomość narodową, integrował podzielony Naród, był zwornikiem jedności. Wskazywał, że droga do niepodległości prowadzi przez świętość – osobistą i w wymiarze społecznym, którą trzeba zdobywać przez współpracę z łaską Bożą.

Polonia semper fidelis
Wstawiennictwu naszych patronów zawdzięczamy świetne wiktorie nad nieprzyjaciółmi wiary i Polski, niezliczone zwycięstwa duchowe w sumieniach ludzkich, orędownictwo w chwilach zwątpienia, umocnienie, gdy gasła nadzieja. Święty Wojciech z czeskiego rodu Sławnikowiców, misjonarz, przyprowadza nas do samych źródeł chrześcijaństwa w Polsce. Jego śmierć dopełniła – przez męczeństwo dla Chrystusa – chrztu przyjętego przez Mieszka I, stała się jednym z kamieni węgielnych polskiej państwowości i organizacji kościelnej – pozostającej nieprzerwanie od 1000 r., czyli zjazdu gnieźnieńskiego przy relikwiach świętego męczennika, w jedności ze Stolicą Apostolską. To istotny dar Wojciechowy dla Polski: Kościół na naszych ziemiach został mocno osadzony w dziejach Narodu – gdy nie było państwa, znajdował on oparcie w strukturach Kościoła, które nie uległy dziejowym burzom. Ta więź pomogła przetrwać nam czasy rozbiorów i okupacji, także tej po 1945 r., co sprawiło, że Polska była i jest „semper fidelis”, zachowuje cały depozyt wiary katolickiej. Dzięki tej więzi została Polską – ze swoim profilem duchowym, kulturą.

Święty Wojciech ogłoszony patronem piastowskiej Polski już w chwili kanonizacji, w 999 r., łączy braterską więzią Czechów, Polaków i Węgrów, a szerzej – jest patronem naszej obecności w rodzinie chrześcijańskich narodów Europy. Dziś, gdy realizowany przez Unię Europejską skrajnie laicki model jedności odrzuca Chrystusa i chrześcijańskie dziedzictwo, św. Wojciech – jak mówił Jan Paweł II – przypomina, że prawdziwa jedność musi być wspólnotą ducha na fundamencie cegieł przepalonych ogniem Ewangelii. Tylko taka jedność nie zagrozi suwerenności państw i tożsamości narodów, uszanuje godność każdego człowieka.

Non possumus
Patroni Polski zaskakują aktualnością swego przesłania. Święty Stanisław, biskup krakowski, który „legł pod mieczem królewskim”, poniósł śmierć w obronie zasad moralności chrześcijańskiej. Zginął, bo Bolesław Śmiały uznał, że „miesza się do polityki”. Jako wierny sługa Chrystusa biskup Stanisław nie mógł milczeć, gdy władca zamiast troską o dobro wszystkich poddanych kierował się partykularnymi interesami. Musiał zaangażować się w politykę, bo jest to obowiązek każdego chrześcijanina. Jego „non possumus”, podjęte po wiekach przez Episkopat pod przewodnictwem Prymasa Tysiąclecia w odpowiedzi na zamach władz komunistycznych na wolność i prawa Kościoła, a więc i Narodu, jest wielkim wołaniem o obecność prawa Bożego w życiu publicznym, o budowę ładu społecznego na wartościach chrześcijańskich. Patronat św. Stanisława jest wyjątkowo potrzebny w obecnych czasach rugowania Chrystusa z życia publicznego. Biskup-męczennik, który nie uznawał kompromisu, gdy chodziło o zasady moralności chrześcijańskiej, dodaje odwagi duchownym i świeckim, by odważnie, z gotowością na męczeństwo, bronili wiary.

Naszej wolności i suwerenności może bardziej niż zewnętrzne problemy zagraża nasze sumienie znieprawione przez grzechy, egoizm, wiarołomstwo, niezgodę. Bo „niczym Sybir, niczym knuty, gdy narodu duch zepsuty, to dopiero bólów ból” (Zygmunt Krasiński). Tu możemy uciekać się do św. Stanisława Kostki, patrona młodzieży, pierwszego świętego z zakonu jezuitów. Młodziutki Stanisław wbrew najbliższemu otoczeniu, wielu przeciwnościom, które miały odwieść go od powołania, nie poszedł za głosem świata. Wybrał „białe męczeństwo”: odrzucenie, niezrozumienie, drogę pod prąd. Wskazuje polskiej młodzieży, o którą toczy się potężna walka duchowa, po której stronie stanąć, by wygrać życie.

Upomniał się o patronat
Pewnego wieczoru w 1819 r. przed dominikaninem ojcem Alojzym Korzeniewskim modlącym się w celi wileńskiego konwentu stanął mężczyzna w stroju jezuity i przedstawił się jako Andrzej Bobola. Polecił zakonnikowi otworzyć okno. Po spełnieniu życzenia dominikanin ujrzał rozległą równinę wypełnioną zażarcie walczącymi armiami różnych państw. Andrzej Bobola zapowiedział: „Gdy wojna, której masz obraz przed sobą, zakończy się pokojem, Polska zostanie odbudowana i ja zostanę jej głównym patronem”. Słowa dotrzymał – gdy zakończyła się I wojna światowa, Polska odzyskała niepodległość. Okazała się krucha, zagrożona ze wszystkich stron, więc znów potrzebny był ogromny szturm do Nieba. Gdy w sierpniu 1920 r. ważyły się losy Polski, święty męczennik pospieszył z pomocą: w ostatnim dniu nowenny za wstawiennictwem św. Andrzeja Boboli, w uroczystość Wniebowzięcia NMP, nastąpił Cud nad Wisłą.

Zamęczony w dramatycznym czasie I RP, u schyłku II Rzeczypospolitej uznany za świętego, w III RP – ogłoszony oficjalnie patronem Polski. Nasi orędownicy w Niebie wskazują, że dzieje zbawienia mają inną logikę niż historia ludzka, ale w Bogu stają się jednością.

Niezwykłe „przypominanie” się św. Andrzeja Boboli wskazuje, że oczekuje on naszego współdziałania w sprawach Ojczyzny. Chce służyć pojednaniu i budowaniu jedności nie tylko wśród chrześcijan – przy relikwiach św. Andrzeja to pojednanie stało się już dawno faktem – ale wśród wszystkich czujących duchową więź z naszym Narodem.

Narody nie umierają
Do miana ojców niepodległości odzyskanej w 1918 r. pretendowało wiele osób: mężowie stanu, politycy różnych orientacji, wodzowie. Do zapomnianych orędowników sprawy polskiej, a bardzo dla niej zasłużonym należy Ojciec Święty Benedykt XV, którego pontyfikat rozpoczął się wraz z wybuchem I wojny światowej. Podejmował wiele inicjatyw charytatywnych na rzecz Polaków poszkodowanych przez konflikt zbrojny, czynił zabiegi jednoznacznie popierające odzyskanie przez Polskę niepodległości. Już w 1915 r. opowiedział się za prawem narodów do samookreślenia – zaznaczył, że „narody nie umierają”.

Dzięki dyskretnej sugestii Benedykta XV polscy biskupi zwrócili się z apelem o pomoc duchową i materialną dla Polski. W wyniku kolekty przeprowadzonej 21 listopada 1915 r. w kościołach 42 państw świata zebrano blisko 4 miliony franków szwajcarskich. Wyrazem wielkiej życzliwości Papieża dla naszego kraju było powołanie urzędu wizytatora apostolskiego dla Polski i Litwy, który objął ks. Achilles Ratti, późniejszy Ojciec Święty Pius XI.

Na powitanie odradzającej się Rzeczypospolitej Benedykt XV wystosował 16 października 1918 r. specjalne orędzie do Narodu Polskiego na ręce ks. abp. Aleksandra Kakowskiego, wyrażając życzenie, „aby Polska – odzyskawszy swoją pełną niezawisłość – mogła jak najrychlej w zespole państw zająć przynależne jej miejsce i dalej rozwijać swoją historię narodu cywilizowanego i chrześcijańskiego”.

Małgorzata Rutkowska

Za: Nasz Dziennik, Środa - Czwartek, 10-11 listopada, Nr 263 (3889) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101110&typ=pa&id=pa11.txt

Skip to content