Aktualizacja strony została wstrzymana

Kilka słów o pani Steinbach

Ostatnie wystąpienia przewodniczącej niemieckiego Związku Wypędzonych dotyczące m.in. współodpowiedzialności Polski za wybuch II wojny światowej, skłoniły mnie do bliższego przyjrzenia się postaci pani Steinbach. Ktoś pomyśli, że „grzebię” w jej przeszłości po to, aby ją zdyskredytować, że posługuję się metodami podobnymi do tych, jakie stosują politycy pewnej partii, ale nic z tych rzeczy. Chodzi o wyjaśnienie tylko jednej kwestii: czy pani Steinbach ma prawo do określania się jako „wypędzona”. Sama uzasadnia to faktem, iż urodziła się w Rahmel (Rumia) w Prusach Zachodnich.

Zacznijmy od końca, czyli od czasów powojennych. Pani Steinbach w 1974 roku przystąpiła do CDU. W 1990 roku została deputowaną do Bundestagu. Od 2000 roku należy do kierownictwa CDU, a od 1998 roku przewodniczy Związkowi Wypędzonych w Niemczech. Interesujący jest tutaj skład kierownictwa tego Związku. Według niemieckich mediów, 1/3 członków kierownictwa to byli naziści, w tym drugi prezydent Związku Hans Kruger, uczestnik puczu monachijskiego, późniejszy sędzia w okupowanych Chojnicach, gdzie wydano ponad 2 tysiące wyroków śmierci. To na marginesie, a wracając do pani Steinbach. Zasłynęła m.in. tym, że była przeciwko uznaniu przez władze RFN granicy Polski na Odrze i Nysie, a na początku lat 90-tych kwestionowała legalność wschodnich granic Niemiec (głosowała przeciwko uznaniu granicy polsko-niemieckiej). Domagała się też odszkodowań od Polski dla Niemców, którzy utracili swoje majątki na wschodzie, a do dziś opowiada się za budową w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom.

Tak przedstawia się działalność pani Steinach po wojnie. Przyjrzyjmy się teraz dzieciństwu szefowej niemieckiego Związku Wypędzonych. To właśnie ze swojego dzieciństwa i miejsca urodzenia, pani Steinach czyni główny argument w swojej działalności. Tym co wydarzyło się prawie 70 lat temu, tłumaczy swoje prawo do przewodniczenia Związkowi Wypędzonych i upominania się o prawa „wypędzonych” uznając się za jednego z nich. Czy rzeczywiście ma do tego prawo? Matka Eriki Steinbach, Erika Grote urodziła się w Bremie w 1922 roku. W czasie wojny mieszkała w Berlinie. Jej narzeczony, feldfebel Wilhelm Karl Hermann urodzony w 1916 roku, został w 1941 roku skierowany do Rumii, do służby w jednostce pomocniczej na lotnisku wojskowym. Karl Wilhelm Hermann nie miał w Rumii własnego mieszkania ani żadnego majątku. Mieszkał na kwaterze, prawdopodobnie u kaszubskiej rodziny Raulinów. Nie miał wielu znajomych i przyjaciół wśród wojskowych, z którymi pracował na lotnisku. Zaprzyjaźnił się za to z rodziną Pawła Obersiega, kierownika zakładu wodociągów miejskich w Rumi.

Rodzina Obersiegów została uznana za reichsdeutschów, a Paweł został kierownikiem wodociągów. Po wojnie nie wrócił jednak do Niemiec, pozostał w Rumii. Miejscowi Polacy wystawili mu dobre świadectwo i nowe władze PRL nie pociągnęły go do odpowiedzialności za przeszłość. Nie miały zresztą powodów. Paweł Obersieg miał żonę Kaszubkę (w domu mówili po kaszubsku lub niemiecku, modlili się po polsku), potajemnie słuchał w czasie wojny radia BBC (miał zresztą przez to kłopoty, ale „wyszedł z nich cało” m.in. dlatego, że znał się na pędzeniu bimbru). Szef wodociągów w Rumii nie wypełnił też ostatniego rozkazu władz wojskowych w 1945 roku i nie wysadził w powietrze instalacji wodociągowych w mieście. Wracając jednak do Wilhelma Karla Hermanna, przyszłego ojca Eriki Steinbach…

Mieszkał w Rumii sam, ale od czasu do czasu przyjeżdżała do niego w odwiedziny narzeczona z Berlina, czyli Erika Grote. 18 stycznia 1943 roku w Rumii pobrali się, a 6 miesięcy później, 26 lipca 1943 roku urodziła się córka Erika Hermann (późniejsza Steinbach). Dziewczynka przyszła na świat w mieszkaniu Pawła Obersiega. Dlaczego? Może Erika Hermann z domu Grote uznała, że tutaj poród będzie bezpieczniejszy niż w szpitalu? Prawdopodobnie w styczniu 1944 roku Wilhelma Karla wysłano na front wschodni. W tym czasie matka Eriki była już w ciąży z drugim dzieckiem. W październiku 1944 roku urodziła się druga córka. Erika miała więc siostrę. Matka obu dziewczynek nie czekała na to, co stanie się w przyszłości (wiadomości z frontów wojennych nie były pomyślne dla Niemców) i przygotowała wyjazd do Rzeszy. Razem z dziećmi, w styczniu 1945 roku wróciła do Niemiec, do Hanau nad Menem. Pani Eriki Hermann i jej córek nie objęły więc uzgodnienia aliantów z Poczdamu dotyczące przesiedlenia ludności niemieckiej. Wyjechały do Niemiec dobrowolnie, nikt ich z Rumii nie wysiedlał, nie wypędzał. Nieprawdą jest też, że matka pani Steinbach cudem uniknęła śmierci, gdyż mimo zabiegów, nie udało się jej zdobyć biletów na rejs statkiem „Wilhelm Gustloff” zatopionym przez Rosjan w marcu 1945 roku. W tym czasie mała Erika z mamą i siostrą były już bezpieczne w Niemczech.

Pani Steinbach nie ma więc prawa uważać się za wypędzoną. Tak twierdzi m.in. Władysław Bartoszewski. Fakt przyznania jej przez prawo niemieckie statusu wypędzonej wynika nie z celowego jej usunięcia z rodzinnych stron, ale z faktu, że po wojnie jej rodzina nie mogła wrócić na Dolny Śląsk (zresztą dobrowolnie podjęła ona wcześniej decyzję o opuszczeniu stron rodzinnych). Pisząc o przeszłości pani Steinbach nie neguje bynajmniej jej traumatycznych przeżyć związanych z wojną, cierpień i tęsknoty za opuszczonymi stronami. Nie akceptuję jednak hipokryzji szefowej niemieckiego Związku Wypędzonych, jej kłamstw, braku obiektywizmu i elementarnej wiedzy historycznej oraz wykorzystywania cierpień i krzywdy wielu ludzi dla osiągania własnych celów. Czy pani Steinbach ma moralne prawo do reprezentowania „wypędzonych” Niemców, niech każdy z czytelników oceni sam…

Na podstawie: R. Szubarczyk, P. Semków, Erika z Rumii, Biuletyn IPN, nr 5 (40), V, 2004, s. 49-53.

Za: AleHistoriaBlog | http://alehistoria.blox.pl/2010/09/KILKA-SLOW-O-PANI-STEINBACH.html

Skip to content