Aktualizacja strony została wstrzymana

Franciszek Salezy Krysiak „Z dni grozy we Lwowie” – Wspomnienia z ciekawych czasów

Podobno, gdy uprzejmy Chińczyk chce komuś złorzeczyć, życzy mu, by „żył w ciekawych czasach”. Ciekawe czasy to takie, nad którymi historiografowie zatrzymuje się dłużej. O czasach nieciekawych piszą zwykle krótko: „rozwijał się handel i przemysł, a nauka i kultura przeżywały okres nadzwyczajnego rozkwitu”. I tyle. Bo i cóż ciekawego można napisać o czasach spokojnego dobrobytu? Tymczasem czasy ciekawe – to rewolucje, powstania, wojny, a w ostateczności – powojenne ustalanie granic.

Właśnie o takich ciekawych czasach opowiada książka Franciszka Salezego Krysiaka Z dni grozy we Lwowie. Te „dni grozy” to okres od 1 do 22 listopada 1918 roku. 1 listopada generał Pfeiffer, wojskowy komendant Lwowa, wydał miasto Ukraińcom, którzy utworzyli milicję, opanowali strategiczne obiekty, jak dworzec kolejowy, pocztę i magazyny oraz gmachy publiczne i wystawili uzbrojone patrole i warty. W taki właśnie sposób stwarza się polityczne fakty dokonane, które później rzucane są na stół jako argument na konferencjach pokojowych. Politycy ukraińscy wyciągnęli wnioski z rzymskiej sentencji beatus qui tenet, podczas gdy przywódcy tamtejszej społeczności polskiej jak zwykle sądzili, że „jakoś to będzie”. Dokładnie tak samo, jak obecnie, gdy stoimy w przededniu Anschlussu.

Z pewnego punktu widzenia byłoby to może nawet zabawne, gdyby nie okoliczność, że za to safandulstwo, niedołęstwo, lekkomyślność, głupotę, a wreszcie i zdradę ludzi dorosłych  i odpowiedzialnych, krwią własną musi potem płacić młodzież, a nawet dzieci, żeby odwojować wolność i dla tamtych. Tak właśnie było we Lwowie. To miasto odzyskały wtedy dla Polski dzieci, Orlęta Lwowskie, z których jedno, bezimienne, spoczywa w Grobie Nieznanego Źołnierza w Warszawie po dziś dzień.

Zaletą „kartek z pamiętnika” Franciszka Salezego Krysiaka jest to, że przemawia do czytelnika nie tylko świadek naoczny, ale świadek wszędobylski. Mamy tam zatem nie tylko obrazki z ulicy, ale zaglądamy do mieszkań, podsłuchujemy rozmowy, by poznać nastroje panujące w polskiej społeczności Lwowa, w salonach uczestniczymy w rozterkach polityków, asystujemy duchowieństwu obydwu obrządków, uczestniczymy w utarczkach…  Autor zdaje się wszystko oglądać, wszędzie być i ze wszystkimi rozmawiać, a relacje swoje podaje, chociaż raczej bez emfazy i patosu to jednak sugestywnie.

Oto fragment proklamacji, jaka ukazała się 1 listopada: Z dniem dzisiejszym Ukraińska Rada Narodowa objęła rząd w stołecznym mieście Lwowie i na całym terytorium państwa ukraińskiego. (…) Wzywa się ludność do spokoju i posłuchu tym zarządzeniom. Bardziej wylewne były gazety, drukujące podziękowania za oswobodzenie narodu ukraińskiego z niewoli lackiej co jednocześnie wyznaczało perspektywę polityczną dla Polaków, których rozwój wydarzeń zaskoczył w tym miejscu. Wkrótce jednak okazało się, że te podziękowania były przedwczesne, bo byli legioniści polscy stawili opór, a nawet zaatakowali składy amunicji. Dołączyli do nich wkrótce polscy kolejarze i w ten sposób nawiązana została w miarę równorzędna walka.

Krysiak w swoim pamiętniku wspomina mimochodem o „haniebnej roli Żydów”: Żydzi tutejsi coraz haniebniejszą odgrywają rolę, coraz jawniej odkrywają karty. Tak zwana milicja żydowska pełni, jak stwierdzono, służbę wywiadowczą dla wojska ukraińskiego. (…) Miarę wszelkiej przyzwoitości przebrali Żydzi tutejsi, wysyłając telegram do Wilsona i do biura syjonistów w Kopenhadze ze skargą na Polaków, że mimo ogłoszonej przez nich neutralności Polacy po drugiej stronie frontu rekrutują Żydów i zmuszają ich, by walczyć przeciw Ukraińcom. Jest to oczywisty fałsz i nonsens, ale jest w tym metoda.

Ilustracją skuteczności tej „metody” były reakcje „prasy międzynarodowej”, wtedy jeszcze zwyczajnie nazywanej żydowską. „BerlinerTageblatt” 27 listopada doliczył się 600 zabitych Żydów, opierając swoje doniesienia na informacjach, jakże by inaczej, „naocznych świadków”. Wprawdzie dzień wcześniej „naoczni świadkowie” z… Wrocławia donosili o 1000 zabitych Żydów we Lwowie, ale po panu Grossie i jego „naocznych świadkach” już nic w takich sprawach zdziwić nie może. Zresztą pan Gross miał swego poprzednika i wtedy. Niejaki E. Nacht, „austriacki pisarz” i naturalnie „świadek naoczny” doliczył się aż 1200 zabitych Żydów i 12 tysięcy pozbawionych dachu nad głową. Ma się rozumieć, że pan, Nacht w ogóle się do Lwowa nie  fatygował, tylko dodawał dramatyzmu z własnej inicjatywy i fantazji.

Nie byłoby najmniejszego powodu, by zajmować się tymi głupstwami, gdyby nie fakt, że w roku 1984 prof. Jerzy Tomaszewski opublikował w „Przeglądzie Historycznym” artykuł poświęcony „pogromowi Żydów” we Lwowie w listopadzie 1918 roku. Oczywiście winowajcami byli Polacy. Ten artykuł prof. Tomaszewskiego jest przytoczony w całości w „Dodatku” do książki F. S. Krysiaka, wraz z polemiką Leszka Tomaszewskiego, przedrukowaną z „Dziejów Najnowszych” z roku 1993. Bo trzeba nam wiedzieć, że pan prof. Jerzy Tomaszewski hołduje żydowskiemu szowinizmowi i nie przepuszcza najmniejszej okazji do spaskudzenia każdej polskiej legendy. Z tego zapewne powodu trafił do rady programowej żydowskiego czasopisma „Midrasz” i pełni obowiązki redaktora żydowskiego pisma „Polin”, wspierającego polityczne cele diaspory żydowskiej w Polsce. W związku z tym lepiej docenimy smakowitość faktu, że właśnie prof. Tomaszewski został zaangażowany w charakterze biegłego do śledztwa prowadzonego z donosu jakiegoś funkcjonariusza warszawskiej gminy żydowskiej przeciwko panu Dybowskiemu, oskarżanemu o sprzedawanie „antysemickich książek”. Na podstawie dotychczasowej działalności prof. Tomaszewskiego nie ma najmniejszej wątpliwości, że potrafi on doszukać się antysemityzmu nawet w książce telefonicznej.

Ale mniejsza już o to, chociaż z drugiej strony jednak trudno pogodzić się z myślą, że granice wolności słowa, granice swobody badań naukowych i wreszcie – obiekty narodowej dumy, będzie nam wyznaczała jakaś grupka żydowskich szowinistów.

Wracając do książki Franciszka Salezego Krysiaka, wypada pochwalić wydawnictwo „Dextra” za staranne jej wydanie. Okładki zdobią reprodukcje obrazów Wojciecha Kossaka „Młody obrońca” i „Obrona Lwowa”. Na szczęście Kossak przy malowaniu tych obrazów nie musiał jeszcze słuchać wskazówek redaktorów „Midrasza”, bo Polska była wolna. Dlatego i dzisiaj budzą one wzruszenie każdego polskiego serca, bo przedstawiają męstwo Lwowskich Orląt, z których dzisiaj wrogowie naszego narodu chcą zrobić… sprawców żydowskiego pogromu. Okładkę zdobi też fotografia posągu lwa, dłuta mego znajomego z lat szkolnych, Witolda Marcewicza z Bełżyc, przez co książka jest dla mnie podwójnie bliska.


Franciszek Salezy Krysiak Z dni grozy we Lwowie (1-22 listopada 1918 r.) Kartki z pamiętnika. Świadectwa – dowody – dokumenty. Pogrom żydowski we Lwowie w świetle prawdy ze wstępem dr Dariusza Ratąjczaka. Wydawnictwo Dextra, Rzeszów-Rybnik AD 2003

Książkę pt „Z dni grozy we Lwowie” można kupić u Wydawcy:

Adres internetowy https://dextra24.com/index.html?search=ok&prod_name=krysiak

Stanisław Michalkiewicz tygodnik NASZA POLSKA nr 50 (373) 10 XII 2002

Skip to content