Aktualizacja strony została wstrzymana

„Nielegalne” znicze i kwiaty przed Pałacem

Zdesperowani ludzie, gdy tylko widzieli nadchodzących strażników miejskich, brali rozpalone znicze w ręce w obawie, że zostaną potraktowane jak śmieci

Tego warszawiacy się nie spodziewali. Służby porządkowe w uroczystość Wszystkich Świętych skrupulatnie zbierały znicze i kwiaty kładzione w miejscu, gdzie stał krzyż przed Pałacem Prezydenckim, symbolizujący poległych w katastrofie smoleńskiej. Zadziwiające było to, że parę metrów dalej lampki mogły się palić, ale… pod tablicą upamiętniającą tych, którzy złożyli hołd przed trumnami pary prezydenckiej po 10 kwietnia. – Jak w stanie wojennym – komentowali zbulwersowani przechodnie.

– Przyszliśmy oddać cześć poległym w katastrofie smoleńskiej. Myślę, że jest to obowiązek każdego Polaka, żeby tu się pomodlić – mówi pani Teresa, która zapala znicz przed Pałacem Prezydenckim. Lampek stoi już kilka. Wcześniej ktoś złożył bukiet pięknych żółtych kwiatów. Również pani Barbara zapala znicz i odmawia krótką modlitwę. Jest jeszcze kilka osób, które nie ufając przedstawicielom mediów, nie chcą podać swoich imion. Nagle podchodzą strażnicy miejscy. Bezceremonialnie gaszą lampki, zbierają kwiaty i wszystko wrzucają do przygotowanego worka foliowego. – Znicze to na cmentarzu – oznajmiają krótko.

Przechodnie są zszokowani. – To skandal – oświadcza jeden mężczyzna. Przyznaje jednak, że tą sytuacją nie można obciążać funkcjonariuszy, ponieważ „otrzymali widocznie taki 'prikaz'”. – No cóż. Takie mamy teraz rządy – dodaje pani Teresa.
Monika Niżniak, rzecznik prasowy Straży Miejskiej m.st. Warszawy, w rozmowie z nami utrzymuje, że to nie straż miejska zbiera znicze. – Robi to firma sprzątająca. Strażnicy miejscy tylko im asystują – twierdzi Niżniak.

Zdesperowani ludzie sprzed Pałacu, gdy tylko widzą nadchodzących strażników, biorą znicze w ręce. Interesujące jest, że lampki mogą się spokojnie palić przy tablicy wystawionej przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, która jednak nie upamiętnia ofiar katastrofy, ale ludzi czekających, by złożyć pośmiertny hołd prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu oraz jego małżonce Marii. – Ciekawe, dlaczego stamtąd nie zbierają – wskazuje Norbert Kubicki, jeden z uczestników protestu pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim. – Przyjechała firma sprzątająca, zdmuchnęli płomień i zebrali świeczki. Popychali przy tym pana Dariusza Wernickiego – zauważa Kubicki. Zdaniem Wernickiego, są to celowe zabiegi, by sprowokować agresywne zachowania. – Potem znowu zabiorą kogoś do „psychiatryka” – zaznacza Wernicki.

Ludzie nie ukrywają zdziwienia, że znicze można palić pod tablicą prezydencką. – Przecież nie jest to upamiętnienie ofiar katastrofy, ale raczej epitafium dla nas. Czyżbyśmy mieli zostać wybici jak te ofiary pod Smoleńskiem? – pyta retorycznie Wernicki. Janusz Sabka z Komitetu Obrońców Krzyża porównuje tę sytuację z zakazanymi kwiatami w czasach PRL, kiedy to nie można było oddawać hołdu ofiarom terroru komunistycznego. – Tylko że stan wojenny trwał prawie 2 lata, a myślę, że oni tyle nie wytrzymają – konkluduje Sabka.

Nie tylko sytuacja przed Pałacem Prezydenckim sprawiała wczoraj wrażenie odgórnej reglamentacji miejsc, gdzie można składać wieńce. Zabrakło na przykład zniczy na ul. Oczki w Warszawie pod tablicą ku czci ofiar zbrodni komunistycznej Informacji Wojskowej. Nie może w to uwierzyć Antonii Macierewicz, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego. – Zgodnie z moim rozkazem 4 lata temu zostało tam założone miejsce pamięci i zawsze świeciły się dwa znicze. To jest naprawdę dziwne, ponieważ jeszcze tydzień temu te światła stały – oznajmia Macierewicz. – Nie jestem upoważniony do odpowiadania na takie pytania, w sposób urzędowy je przyjmuję – poinformował nas wczoraj ppłk Stanisław Jóźwiak z SKW, oficer dyżurny, pytany, dlaczego miejsce pod tablicą zionie pustkami.
Również w 36. Pułku Specjalnym Lotnictwa Transportowego nie dowiedzieliśmy się, dlaczego nie wystawiono wczoraj wart żołnierzy przed grobami pilotów poległych w katastrofie smoleńskiej i pod Mirosławcem: gen. pil. Andrzeja Błasika, ppłk. pil. Roberta Grzywny, gen. bryg. pil. Jerzego Piłata. Uczyniono to wcześniej – 28 października, w obecności gen. broni pil. Lecha Majewskiego, dowódcy Sił Powietrznych. Duży wieniec od prezydenta Bronisława Komorowskiego został natomiast złożony na grobie mjr. Arkadiusza Protasiuka, dowódcy Tu-154M, na cmentarzu parafialnym w Grodzisku Mazowieckim. Czyżby wyrzuty sumienia za frazę o „pilotach, co mogą latać na drzwiach od stodoły”?

Jacek Dytkowski

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 2 listopada 2010, Nr 256 (3882) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101102&typ=po&id=po51.txt

Skip to content