Aktualizacja strony została wstrzymana

Czcić bohaterów a nie morderców – rozmowa ze Stanisławem Srokowskim

Czcić bohaterów a nie morderców – ze Stanisławem Srokowskim, autorem powieści „Ukraiński kochanek” rozmawia Petar Petrović

Petar Petrović: W „Ukraińskim kochanku” przedstawia pan sielankę życia na Kresach, gdzie obok siebie żyli Polacy, Ukraińcy i Żydzi. Podczas naszej rozmowy dotyczącej Pana zbioru opowiadań „Nienawiść”, wspominał Pan sąsiadów, którzy potrafili przez wieki żyć w zgodzie. Czy zamykając oczy nadal przypomina Pan sobie ten spokój i tę harmonię? Czy wszyscy kresowianie mają w sobie, ten, często niezrozumiały dla innych, sentyment do tego regionu. Czy ogrom zbrodni przesłonił piękno tego miejsca?

Stanisław Srokowski: Na Kresach żyli nie tylko Polacy, Ukraińcy i Żydzi, ale i Ormianie, Karaimowie, Litwini, Białorusini, Niemcy, Rosjanie, Czesi, Słowacy, Węgrzy, Grecy, Serbowie, Rumuni, Cyganie… Nikt nikomu nie robił wyrzutów z tego, że jest Rusinem, czy Żydem. Moja matka przyjaźniła się z Ukrainką, która nas potem uratowała. Często w naszym domu bywali Żydzi. Ze Lwowa przyjeżdżali znajomi i krewni wielkiego polskiego matematyka, prof. Banacha. Gdy Niemcy tworzyli w mieście getto i zabierali Żydów, moja matka wspomagała żydowskie koleżanki. Ukrywali się w lesie, a matka nosiła im jedzenie. I to było naturalne. Sąsiadom zawsze się tutaj pomagało. Wspólne świętowanie, zabawy, ogniska, pogaduszki, tańce, śpiewy, Dom Ludowy, świetlica, szkoła. Wspólna tłoka, darcie pierza, plecenie kos z kukurydzianych kolb, zbieranie tytoniu, suszenie. Cudowna, urozmaicona krajobrazowo kraina. Niemal sielanka. A przecież to tylko wieś. A miasta? Tarnopol, Stanisławów, a przede wszystkim Lwów. Aż się roiło od bogactwa kulturowego, religijnego, obyczajowego, językowego. Niezwykły rozwój literatury, sztuki, architektury. Aż do tych strasznych dni, kiedy zaczęły się banderowskie mordy. Już w lipcu 1943 roku dotarły do nas wieści o potwornej rzezi na Wołyniu. O wymordowaniu kilkunastu tysięcy Polaków, spaleniu kilku kościołów wypełnionych wiernymi i zakatrupieniu kapłanów. Rodzina zbierała się wieczorami, by radzić, co począć. Ja drżałem ze strachu. I ten strach na długo we mnie zagościł. Od północnego wschodu szła śmierć. Dzień po dniu, noc po nocy. Fala za falą. Mój żydowski przyjaciel znikł. A ukraiński odwrócił się do mnie plecami. Bo ja byłem Lachem, a Lachów „treba rizaty”. Rodzice zabronili mu ze mną się bawić. Wieś pękła, była obolała i chora. Kresy pękały, w bólu i cierpieniu. Pierwszego trupa zobaczyłem na własne oczy w październiku 1943 r. Gdy banda z UPA uprowadziła osiemnastoletniego siostrzeńca księdza, Stasia Rybickiego i za wsią znęcała się nad nim. Gdy go potem chłopi przywieźli, miał wykłute oczy, odcięty język, odrąbane genitalia i cały był pokłuty nożami. Musiał strasznie cierpieć. Matka poszła na plebanię, by się przy nim pomodlić W sierpniu 1944 r. polska część wsi spalona. Kilkanaście osób z mojej dalszej i bliższej rodziny padło w strasznych mękach. Rankiem widziałem tylko szkielety domów, spalone zwierzęta, trupy. Mnie, matkę i ojca uratowała nasza dobra sąsiadka, Ukrainka, Olga Misiurak Moje dzieciństwo zostało zabite. Na dnie duszy noszę gorycz i ból. Te obrazy się przenikają, nakładają na siebie. Tęsknota miesza się z rozpaczą. Pamięć nie gaśnie. A przeciwnie, z wiekiem coraz bardziej odżywa i odsłania tamtą rzeczywistość. Lwowianie tęsknią za Lwowem, śpiewają o nim pieśni, wspominają, ale i są przerażeni, że dziś Ukraińcy stawiają w mieście pomniki mordercom, na przykład Banderze, jednemu z największych katów, jakich nosiła ziemia. To tak, jakby w Berlinie stawiać dziś pomniki Hitlerowi. Na dodatek ukraińscy nauczyciele w szkołach każą uczyć się dzieciom, że to był ich bohater. Jakby Ukraina nie miała innych bohaterów. Identyfikacja ukraińskiego państwa z faszystowską ideologią, jaką był nasiąknięty skrajnie nacjonalistyczny ruch OUN i UPA, niczego dobrego nie wróży. Przeraża i staje się dla Europy groźny.

Petar Petrović: Opisuje Pan dorastanie głównej bohaterki – Kasi, wychowującej się w rodzinie bogatego młynarza, w domu gdzie przede wszystkim matka kultywuje szlachecką, polską tradycją. Poczucie tożsamości narodowej kresowian, przywiązanie do tradycji i wiary katolickiej, było bardzo silne także wśród chłopów.

Stanisław Srokowski: Naturalnie, wiara chrześcijańska była bardzo silnie zakorzeniona w polskiej wsi, ale także w kresowych miasteczkach i miastach. Z niej wyrastał cały system wartości, który buduje – jeśli się go przestrzega – sensowne życie. Kościół i religia katolicka umacniały poczucie przynależności do wielkiej rodziny narodów Europy. Ważne też było kształtowanie szacunku dla odmienności religijnych. Każde święto ukraińskie, polskie, czy żydowskie było tak samo ważne. Gdy Żydzi świętowali Szabat, mój ojciec zawsze mi przypominał, że to ważne święto żydowskie, które należy szanować. Podobnie było ze świętami ukraińskimi. Wielokrotnie bywałem w cerkwi, a mój ukraiński przyjaciel w kościele. Wiedziałem więc, że w dniu świątecznym Grekokatolików, czy w dzień Paschy muszę uszanować zachowanie swoich kolegów. I w takiej atmosferze byłem wychowany.

Petar Petrović: W swojej książce wyraźnie bierze Pan w obronę tą część narodu ukraińskiego, która przeciwstawiała się nacjonalistom ukraińskim. Pokazuje pan na przykładzie ukochanego Kasi – Ukraińca Miti, jak wiele ryzykują ci, którzy nie godzą się na zbrodnie.

Stanisław Srokowski: Trzeba wyraźnie powiedzieć, że tendencje skrajnie nacjonalistyczne, zrodzone z prymitywnej, bestialskiej ideologii Dmytra Doncowa, autora „Nacjonalizmu”, tłumacza Mussoliniego, zwolennika faszyzmu, rozwinęły się tylko w niewielkiej części ukraińskiej społeczności. Wedle rzetelnego ukraińskiego badacza, Poliszczuka, jedynie 1% Ukraińców brało udział w straszliwych mordach, dokonując ludobójstwa. Ale to wystarczyło, by fala nienawiści ogarnęła cztery kresowe województwa – wołyńskie, tarnopolskie, lwowskie i stanisławowskie. Bandy UPA wymordowały tam około 200 tyś. Polaków, ale też i samych Ukraińców. Wedle tego samego historyka wymordowały ponad 60 tysięcy swoich, tylko dlatego, że nie poddali się tej obłędnej, brunatnej ideologii. Wielu Ukraińców pomagało Polakom, ukrywało, uprzedzało o nadchodzącej fali mordów.

Bohater mojej książki, Mitia, stanął po stronie krzywdzonych i upokarzanych. I to on powinien być dzisiaj wzorcem dla współczesnych Ukraińców. Oni nie dali się stłumić faszystowskiemu terrorowi Bandery, Lebiedia i Szuchewycza. Zapłacili nieraz za to wysoką cenę, cenę życia.

Petar Petrović: „Ukraiński kochanek” poprzetykany jest informacjami historycznymi, krótkimi „wykładami” z historii i osobliwości Kresów. Czy zrobił to pan celowo, podejrzewając, że wielu czytelników, w szczególności tych młodszych może, potraktować opowieść jako uniwersalną historię miłosną a na dalszy plan zepchnąć kresowe realia?

Stanisław Srokowski: Piszę książki od lat i mniej więcej wiem, jak się konstruuje dzieło literackie. W moich dokonaniach są utwory wielce pogmatwane, trudne, skomplikowane artystycznie, bo tego wymagała materia twórcza, ale tym razem chciałem napisać klasyczną powieść społeczno – obyczajową, sagę rodzinną, z wyrazistą, przejrzystą narracją i poszerzonymi realiami historycznymi, w które wpisane zostały dzieje pary kochanków, a później polsko – ukraińskiego małżeństwa. Tak więc jest to świadomy zabieg konstrukcyjny i wybór fabularny, jeśli się tak można wyrazić, metodologiczny. Istotnie, chciałem, by tę powieść czytała młodzież, ale i starsi, bowiem każdy w niej znajdzie, jak sądzę, coś ważnego dla siebie. Polska młodzież pozbawiona elementarnej wiedzy o Kresach, odcięta od korzeni własnej historii, bez tych realiów historycznych może się poczuć zagubiona. Ta rzeczywistość historyczna, w której toczy się akcja, uzasadniona jest też głównymi motywami książki, obrazami narastającego dramatu, a przede wszystkim logiką wydarzeń. Poza tym, buduję tkankę fabularną jakby na dwu poziomach, rzeczywistości wyobraźniowej i dokumentach historycznych. Tam są konkretne osoby i konkretne fakty, listy, dokumenty. Lwów, Kołomyja, Stanisławów, Drohobycz i inne miasta ukazane zostały w ich realnym kształcie. Lwowianie mogą rozpoznać swoje domy, place, ulice, kawiarnie, szkoły, atmosferę tamtych dni…Prototypy głównych postaci istniały naprawdę. Kobieta, która mi opowiedziała swoje dzieje, żyła do niedawna Musiały więc być konkretne realia. I odpowiedni sposób myślenia, właściwy dla oddania biegu wypadków język.

Petar Petrović: W książce podejmuje Pan temat współpracy z faszystami ukraińskich popów unickich i prawosławnych, którzy wspierali ludobójstwo na nie-ukraińcach. Proces beatyfikacji Andrzeja Szeptyckiego, budzi w tym kontekście wielkie kontrowersje.

Stanisław Srokowski: I słusznie, że budzi wielkie kontrowersje, niepokój i bunt wiernych, szczególnie katolików, bo arcybiskup Szeptycki, zwierzchnik Kościoła unickiego na Kresach, nie stanął na wysokości zadania, nie stanął po stronie ofiar, mordowanych Polaków, a przeciwnie, wspierał faszystowską ideologię, witając Niemców chlebem i solą, a potem pisząc wiernopoddańczy list do Stalina i ciesząc się, że komuniści zajmują nasze, polskie ziemie. Nie znalazł też w sobie na tyle odwagi i siły, by jasno i wyraźnie zaprotestować i ostrzec Banderę, Szuchewycza, Stećkę i ich całe zaplecze, by nie mordowali swoich polskich sąsiadów. Nie znamy takiego dokumentu. A mógł powstrzymać rozlew polskiej krwi. Na dodatek, uniccy popi, jak wiadomo, święcili noże, sierpy i kosy ukraińskim bandom, które szły wyrzynać w pień polską ludność. Jak dotąd nie słyszałem, by unicka Cerkiew potępiła te zachowania popów. Mnie dotyka też pewna tendencja w wynoszeniu kapłanów na ołtarze. Na Kresach Ukraińcy zamordowali stu katolickich księży i wielu zakonników i zakonnic. Ginęli oni za wiarę. A jak dotąd nie słyszę, by wyniesiono choćby jednego z nich na ołtarze. Uważam to za wielce niesprawiedliwe i Kościół katolicki popełnia tutaj duży błąd.

Petar Petrović: Czy uważa pan, że stosunki z Ukraińcami mogłyby się zmienić na niekorzyść, gdyby nasz prezydent i rząd, na „wewnętrzny użytek” polskiego społeczeństwa, wspierał inicjatywy Kresowian i wspierał poszerzanie wiedzy o historii tego regionu i zbrodni, która miała tam miejsce, lecz nie starał się wymuszać na Ukraińcach rozliczenia się z prawdą. Czy takie połowiczne podejście do tego problemu ma Pana zdaniem sens?

Stanisław Srokowski: Politykę pełną frazesów znamy od lat. Już raz budowaliśmy wielką przyjaźń opartą na kłamstwie ze Związkiem Radzieckim. Przyjaźń została nawet zadekretowana w konstytucji. I co z tego? Jak się to skończyło, wiemy. To żadna droga. Prezydenci mogą sobie składać puste deklaracje, jak chcą, ale narody wiedzą, czują i rozumieją, że takie deklaracje nie mają żadnego głębszego znaczenia, poza doraźną propagandą – są grą na użytek bieżącej kampanii politycznej. Polacy już sporo o tym wiedzą. I nie dadzą się nabrać na ułudę i mistyfikację. Władze państwowe mają obowiązek wobec własnego narodu prowadzić politykę zgodną z interesami kraju, ale i w poczuciu odpowiedzialności za prawdę. A tymczasem Ukraina robi u siebie, co chce, a polskie władze są ślepe, udają, że nic się tam złego nie dzieje. Niczym nie da się wytłumaczyć jakakolwiek daleka strategia, względy geopolityczne i tzw. racja stanu, jeśli nie mają one trwałego fundamentu. Źadna półprawda do niczego dobrego nie doprowadzi. Szybko zostanie obnażona i martwa. Trzeba słuchać głosu sumienia.

Petar Petrović: Czy uważa Pan, że na Ukrainie są politycy, którzy mogą poprzeć polskie inicjatywy w informowaniu o zbrodniach na Kresach. Czy to nie jest tak, że stajemy przed dylematem, albo rozmawiać z antyrosyjskimi, proeuropejskimi politykami gloryfikującymi UPA albo przyjdzie nam rozmawiać z prorosyjskimi przeciwnikami ukraińskich nacjonalistów.

Stanisław Srokowski: W każdym narodzie są ludzie mądrzy, uczciwi, wrażliwi i sprawiedliwi. Na Ukrainie też ich nie brakuje. Myślę nawet, że oni stanowią większość. I oni któregoś dnia dojdą do władzy, by rozliczyć profaszystowskie tendencje w tym kraju. Wcale nie muszą to być siły prorosyjskie. To będą uczciwi, porządni Ukraińcy, którzy zrozumieją, że przyszłość naszych obu narodów należy budować w oparciu o wzajemny szacunek i wspólne wartości. Dziś dzieli nas stosunek do prawdy. Ale nawet teraz można i należy rozmawiać z Ukrainą o wzajemnej współpracy, pod warunkiem, że strona polska stanie na wysokości zadania i godnie będzie reprezentować swoje społeczeństwo. Bo jak na razie robi to nieudolnie, bez wyobraźni i – co najgorsza – skazując się na brak szacunku i pogardę.

Petar Petrović: Co jeszcze mogą zrobić środowiska kresowian, by przekonać polityków, że tematu ludobójstwa nie można wyciszać?

Stanisław Srokowski: Środowiska kresowe to najbardziej poraniona i zbolała część narodu, najbardziej doświadczona polska enklawa. Nie dość, że przeszła przez okrucieństwo komunizmu i niemieckiego faszyzmu, to znalazła się na celowniku ukraińskich faszystów. I straciła wszystko, najbliższych, ziemię, majątki, zasoby kultury, cywilizację budowaną przez wieki, słowem pół Polski. Nie dość, że ludzie z Kresów, to dziś już starzy i chorzy, na dodatek odbiera się im prawo do godnego czczenia pomordowanych. Traktuje się nas jako zło konieczne. Stawia się nam pod nogami wciąż nowe kłody. I pewnie czeka się na naszą śmierć. Ale fizyczna śmierć niczego nie zmieni, niczego nie rozwiąże. Problem kłamstwa pozostanie i będzie zatruwał następne pokolenia. A to znaczy, że władza, która pozostawia taką spuściznę, jest złą władzą, nieudolną i nieodpowiedzialną. Bo nie pamięta o własnej przeszłości i nie umie sobie radzić z dniem dzisiejszym.

Petar Petrović: Co należałoby zmienić w programach edukacyjnych w szkołach, by przybliżyć bogactwo Kresów, podkreślić wpływ mieszkających tam ludzi na kulturę polską. Zachować pamięć o ich tradycjach i patriotyzmie. W jaki sposób wyjść poza środowisko osób zainteresowanych tą tematyką i zbliżyć się do tych, którym ona niewiele mówi?

Stanisław Srokowski: Edukacja to pierwszy stopień do oczyszczenia napiętej atmosfery. Nie można sobie lekceważyć połowy odciętej i odebranej nam Polski. I jej wielkich zdobyczy. W szkołach, co prawda jeszcze uczy się, że był Rej, Kochanowski i Mickiewicz, wielcy Kresowiacy, ale nie mówi się, czym był Lwów dla polskiej nauki i kultury. A na lekcjach historii nie uświadczysz, czym była zbrodnicza organizacja UPA i jak się czci pomordowanych. Szkoły i uniwersytety muszą przywrócić pamięć polskiej świadomości historycznej, bo inaczej wychowamy kolejne pokolenia obywateli niemych i głuchych na polskie sprawy i uniwersalne wartości. A bez tego nie da się mądrze i sensownie żyć w świecie współczesnym. Tracąc pamięć, tracimy bezcenny skarb, bez którego normalny rozwój człowieka i świata nie istnieje.

 

Stanisław Srokowski (ur. 29 czerwcz 1936 r. w miejscowości Hnilcze koło Podhajec – ówczesne województwo tarnopolskie) – polski pisarz, poeta, prozaik, dramaturg, krytyk literacki, tłumacz i publicysta. Rodzice zajmowali się rolnictwem. W 1945 roku wypędzeni z Kresów osiedlili się w Mieszkowicach (ówczesne województwo szczecińskie). Szkołę podstawową ukończył w 1951 roku w Mieszkowicach, liceum w 1955 w Dębnie , przez rok pracował jako nauczyciel w wiejskiej szkole w Zielinie. Zadebiutował jako poeta i prozaik roku 1958 w Opolu. W 1960 roku ukończył filologię polską w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu. Pracował w Technikum Elektroenergetycznym w Legnicy latach 1960- 1968. Po wydarzeniach marcowych 1968 roku został z powodów politycznych zmuszony do opuszczenia szkoły. W latach 1968-1969 pracownik Klubu Seniora we Wrocławiu. W latach 1970-81 dziennikarz działu kultury tygodnika „Wiadomości”. Przez pewien czas redaktor naczelny „Kultury Dolnośląskiej”. Po stanie wojennym został wyrzucony z pracy i pozostawał bezrobotny przez blisko dwa lata. W okresie 1983-89 na wygnaniu w Zagłębiu Miedziowym w Lubinie. W latach 1990-93 wykładowca Uniwersytetu Wrocławskiego. W okresie 1993-1994 bezrobotny. Od 1995 jest redaktorem naczelnym założonego przez siebie czasopisma edukacyjno-twórczego, tworzonego przez dzieci i młodzież w wieku 8-16 lat „Nowe Twarze” (wcześniejszy tytuł: „Gazeta Dzieci”). Przez wiele lat należał do Związku Literatów Polskich oraz ZAIKS-u. Po rozwiązaniu ZLP po stanie wojennym nie uczestniczył w życiu organizacyjnym związków literackich. Obecnie należy do Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich. Brał udział w wielu działaniach na rzecz odnowy moralnej, społecznej i politycznej w kraju. Założyciel „Solidarności” w redakcji „Wiadomości”, doradca Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” Rolników Indywidualnych we Wrocławiu, rzecznik prasowy rolniczej „Solidarności”. Współorganizator Związków Twórczych i Stowarzyszeń Naukowych we Wrocławiu, przewodniczący klubu „Odrodzenie”. Współtwórca stowarzyszenia kulturalnego polsko-ukraińskiej współpracy: „Biały ptak”. Twórca i pierwszy prezes Towarzystwa Polsko-Greckiego we Wrocławiu. Współzałożyciel Instytutu Wincentego Witosa.

Za: kresy.pl

Skip to content