Aktualizacja strony została wstrzymana

Tęsknię za tobą – Żydówo! – Stanisław Michalkiewicz

Trudno o lepszy wyraz tak zwanych uczuć mieszanych, czyli ambiwalentnych. Z jednej bowiem strony mamy deklarację „łzawej tęsknicy serca”, ale z drugiej – inwokację brutalną, bo „Żydówa”, to mniej więcej to samo, co – dajmy na to – „Niemra”. Tak w każdym razie widzi to literatura, której znakomitym przykładem jest słynny poemat Janusza Szpotańskiego „Towarzysz Szmaciak”, w którym czytamy m.in.: „Szmaciak się kładzie, rad by zasnąć, lecz Helka w łóżku mu podtruwa, że ta Rurkowa, to Żydówa, a córka ich, to zwykła kurwa, że chyba się z choinki urwał, jeżeli ufa takim parchom”. Inna sprawa, że szyderstwo może być wyrażone również przy użyciu określeń pieszczotliwych, o czym z kolei przekonać się możemy przy lekturze wiersza „Semi-Eros” Juliana Tuwima: „Wyfioczone semitki / Berlińskie judejki / Wiedeńskie izraelitki / (…) Sodomitki i gomorejki / Omdlewające lesbijki / Sarońskie lilijki / Haremowe zulejki – / Skaczą koło nich żydki / Z żydków mają pożytki / Żydki dają na zbytki, / Ale wolą aryjki.” Tymczasem aryjki nie zawsze odczuwają taką samą skłonność. Anna Strońska wspomina na przykład o kobiecie, która dwie największe nienawiści swego życia zamknęła w epitecie: „ty Żydu gestapowcze!

Przed kilkoma dniami spokojną, żeby nie powiedzieć – zatęchłą atmosferą Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie wstrząsnął okrzyk, jaki miała skierować pani prof. Barbara Jedynak z Instytutu Filologii Polskiej do pani dr Marzeny Zawanowskiej, wykładowczyni judaistyki, która podobno trochę przeciągnęła swoje zajęcia ponad wyznaczony czas: „Ty Żydówo!” Według informacji lubelskiej prasy, do dziekana z donosem natychmiast pośpieszyli studenci. Jako absolwent Wydziału Prawa UMCS z roku 1969 nie mogę w związku z tym pozbyć się uczucia niesmaku, a nawet obrzydzenia. Co za hołota studiuje teraz na tym uniwersytecie! Skoro biegają z donosami jako studenci, to cóż dopiero będą wyprawiać, jak już skończą tę swoją judaistykę? Być może donosicielstwo jest częścią tych studiów, bo nie jest wykluczone, że na tym kierunku przygotowywane są kadry kolaborantów dla wiedeńskiej Agencji Praw Podstawowych. Ta agencja, jak wiadomo, zajmuje się szpiegowaniem europejskich narodów, czy aby nie pogrążają się w antysemityzmie, ksenofobii i homofobii. Oczywiście sama Agencja niczego by nie spenetrowała, gdyby nie wspierały jej liczne rzesze kolaborantów z poszczególnych krajów, których szpiegowską działalność z kolei koordynują zwycięzcy przetargów, jakie Agencja rozpisuje dla kolaborantów lokalnych. W Polsce zwycięzcą przetargu jest Helsińska Fundacja Praw Człowieka, z którą z kolei kolaborują liczne organizacje pozarządowe, koordynowane przez wytrawnych, pierwszorzędnych fachowców z MSWiA. Widocznie jest rozkaz, żeby usługi konfidentów podnieść na wyższy poziom, więc nie jest wykluczone, że pożądające „grantów” uczelnie wyszły naprzeciw temu zapotrzebowaniu, no i stąd rozpowszechnienie na uniwersytetach konfidenckich obyczajów, niczym w jakimś sowieckim łagrze. „Porwały mnie plemiona zdziczałych tubylców, zbrojnych w maczugi światła, strzały laserowe, ponaddźwiękowe dzidy, kobaltowe proce, paraboliczne bębny, flety bioplazmy, wtórujące podskokom sztucznych serc lub krwawych, wydartych z piersi trupów jeszcze nie ostygłych. O drogi Panie Hrabio, jakże mi daleko, do dworu ukrytego w sadach, do komnaty ksiąg pełnej, gdzie rozmowy wiedliśmy przy kawie, wonnej kawie, słodzonej z cukiernicy srebrnej” – skarżył się Antoni Słonimski w wierszu „Gołąb ostatni”.

Ale mniejsza o konfidentów; niech w własnym kółku, jak w krzywym zwierciadle pozagryzają się nawzajem. Mimo donosu do dziekana, incydent może rozszedłby się po kościach, gdyby nie red. Karol Adamaszek z „Gazety Wyborczej”, zasłużony na terenie Lublina tropiciel antysemitników, który najwyraźniej ma do nich specjalnego nosa. M.in. za jego sprawą podniósł się niebywały klangor, na skutek czego władze uczelni zostały zmuszone do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Wprawdzie młyny sprawiedliwości mielą powoli, ale nadgorliwcy z pewnością będą je popychali w nadziei, że ktoś ich wysiłki zauważy, doceni, no i sowicie wynagrodzi. Jak to się wszystko zmienia! Za moich czasów studenckich, podczas praktyki sądowej zetknąłem się ze sprawą o obrazę, polegającą na tym, że jedna pani inną panią nazwała „rusałką”. Sędzia próbował wyjaśniać, że w tym określeniu nie ma niczego obraźliwego, przeciwnie – że dla kobiety może to być nawet komplement – ale obrażona najwyraźniej wiedziała swoje. Więc zapytał ją, co jej zdaniem oznacza określenie: „rusałka”. Okazało się, że była przekonana, iż chodzi o kobietę, co to się „rusa”. Oto przykład, jakie szkody może w świadomości społecznej wyrządzić chaos semantyczny. Dlatego warto się zastanowić, co właściwie takiego obraźliwego tkwi w określeniu „Żydówa”.

Oczywiście nie dopuszczam myśli, że pani dr Marzena Zawanowska obraziła się z powodu rzucenia na nią podejrzenia, iż jest Żydówką. Jeśli nawet to nieprawda, to przecież w takim podejrzeniu nie ma niczego obraźliwego. O takie posądzenie może obrazić się tylko jakiś żydożerca. Czy jednak pani dr Zawanowską, wykładowczynię judaistyki można posądzać o żydożerczość? Jest to absolutnie wykluczone, a poza tym z informacji prasowych wcale nie wynika, że to właśnie ona poczuła się obrażona. Przeciwnie – gazety wyraźnie piszą, że z donosem pośpieszyli studenci, Czyżby zatem oni z jakichś tajemniczych powodów uznali tę inwokację za obraźliwą? Tego wykluczyć nie można, bo i ja zetknąłem się z nadgorliwcami, którzy za obraźliwe uważali nawet określenie „Żyd”. Trudno to zrozumieć, bo taka postawa dowodzi przekonania, iż bycie Żydem jest czymś wyjątkowo nieprzyzwoitym, do czego normalny człowiek nie powinien się pod żadnym pozorem przyznawać. Jeśli tak, to mielibyśmy przykład prawdziwego antysemityzmu, z lekka tylko zamaskowanego pozorami troski o polityczną poprawność. Czyżby taka właśnie postawa była charakterystyczna dla studentów judaistyki na UMCS? A to ci dopiero historia! Zawsze uważałem, że w każdej nadgorliwości tkwi coś podejrzanego.

Tymczasem wygląda na to, że w takich inwokacjach nie ma niczego niestosownego. Oto pan Rafał Betlejewski z Warszawy zainicjował akcję fotografowania się na tle namalowanego na murze napisu: „Tęsknię za tobą Żydzie”. Najpierw jednak zatrzymała go policja, która w słowie „Żyd” doszukała się… antysemityzmu! Oto tragiczne skutki tresury ludności tubylczej, jaką uprawia środowisko żydowskie skupione wokół „Gazety Wyborczej”! Policja ma wątpliwości, czy stosowne jest wyrażanie tęsknoty za „Żydem”! Nie tylko zresztą policja. Pan Betlejewski powiedział, że w kilka dni po namalowaniu tego napisu na murze domu przy ul. Waliców w Warszawie, ktoś zamalował słowo: „Żydzie”, wskutek czego napis wyrażał już tęsknotę nieokreśloną: „Tęsknię za tobą”. A gdyby tak pan Betlejewski napisał, że tęskni za „Żydówą”? Nie za „Żydówką” – bo określenie to nie jest wyraziste, ale właśnie za „Żydówą”, Herod-babą, rodzajem sienkiewiczowskiej Horpyny? Nie wolno by mu było? A niby dlaczego? Nie mógłby mieć takich gustów? Nie ma najmniejszego powodu, by mu ich zakazywać, ale skoro tak, to i w słowie określającym obiekt takiej tęsknoty nie może być niczego niestosownego. Bo – jak powiadają wymowni Francuzi – „lepiej tęsknić, niż nie tęsknić wcale”.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   27 października 2010

Za: www.michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1808

Skip to content