Aktualizacja strony została wstrzymana

19 października – Aleksander Ścios

Przed 26 laty oprawcy z SB porwali i po kilku dniach tortur bestialsko zamordowali księdza Jerzego. Przed kilkoma godzinami bandyta zamordował  Marka Rosiaka – asystenta posła PiS i ciężko ranił Pawła Kowalskiego, szefa biura poselskiego.

19 października powraca w polską historię datą naznaczoną tym samym piętnem.

Te morderstwa zrodziła nienawiść. Nienawiść do ludzi i wyznawanych przez nich wartości, do wiary i siły przekraczającej miarę nędznych postaci. Ona kazała porwać, torturować i zabić księdza. Ona kierowała bandytą strzelającym do bezbronnych ludzi. Za jej przyczyną zginął polski Prezydent i dziesiątki towarzyszących mu osób. Ta sama – tchórzliwa, zdradziecka nienawiść. Jedyna broń kanalii.

Jak wówczas, tak i dziś zbrodnię poprzedziła kampania, w której nie cofnięto się przed żadną podłością, nie zrezygnowano z żadnych środków – byle wykazać fałszywy obraz człowieka, partii, środowisk. Wiemy, kto i dlaczego odpowiada za tę kampanię – sprzed 26 i sprzed kilku lat. Ci którzy ją rozpętali i nadal prowadzą, chcieli tych śmierci. Cokolwiek nie powiedzą – chcieli śmierci księdza Jerzego, śmierci zabitych w Smoleńsku, śmierci dzisiejszej ofiary. Czy zwą się esbekami, politykami czy dziennikarzami – świadomie wybrali nienawiść, jako drogę prowadzącą do nikąd.

Nie łudźmy się, że dzisiejsze wydarzenia zmienią cokolwiek w polskim krajobrazie. Przeciwnie – spirala nienawiści będzie się nakręcała jeszcze szybciej, bo ludzie napędzający ten mechanizm są dziś coraz bliżsi osiągnięcia celów i nie muszą już ukrywać się za parawanem politycznych patronów. Bezpośrednim celem ich działań jest śmierć Jarosława Kaczyńskiego i delegalizacja partii opozycyjnej. To, co wydarzyło się 19 października stanowi zaledwie zapowiedź, nie kulminację wojny.  Będą kolejne ofiary, akty nienawiści i zemsty.

Pora zrozumieć, że wyrzeczenie się agresji przez środowisko Platformy lub rezygnacja z języka nienawiści nie jest i nigdy nie będzie możliwe. Musiałoby bowiem doprowadzić do unicestwienia tej grupy, do jej rzeczywistej samolikwidacji, poprzez pozbawienie jedynego, stałego fundamentu na jakim opierają się dzisiejsze rządy. Nie jest również możliwe, by ludzie ci dobrowolnie oddali władzę, wiedząc o czekającej ich odpowiedzialności. Muszą zatem się spieszyć.

Przed pięcioma miesiącami w tekście „ŚWIĘTY JERZY ZE SMOLEŃSKA” napisałem słowa, które dziś chciałbym przypomnieć:

„26 lat po tamtej zbrodni czuję coraz mocniej, jak dzisiejsze doświadczenie tragedii smoleńskiej stanowi kontynuację tamtego kłamstwa i tamtej wizji świata, skazującej na śmierć księdza Jerzego. Jak wówczas, tak i dziś nienawiść wyznaczyła drogę – do tamy we Włocławku i do smoleńskiej pułapki.

Analogie sięgają jeszcze głębiej, gdy dostrzegamy metodę, jaką zakłamuje się rzeczywistość. Ta sama zbrodnicza dialektyka nakazywała widzieć w kapłanie „politykiera” współwinnego swojej śmierci, jak w ofiarach smoleńskiej tragedii nakazuje postrzegać szaleńców gotowych do aktu samobójstwa. W tej samej retoryce były kłamstwa o „motywach politycznych” stojących za męczeństwem księdza Jerzego, jak dzisiejsze oskarżenia o „rusofobię”, „upór” i „obsesyjną nieufność”, mające zdeterminować przebieg katastrofy. […]

Przed 26 laty głosem tchórzów i zdrajców obwieszczono Polakom „konieczność szukania porozumienia” z mordercami księdza, podmieniając katów na rzeczników ofiar. Tym samy głosem mówi się dziś o „pojednaniu” z putinowską Rosją i każe wyrażać wdzięczność odwiecznym ciemiężycielom. To decyzją samozwańczych „reprezentantów narodu” i szemranych „autorytetów” zarządzono „historyczny kompromis”, mordując przedtem ludzi nazbyt nieugiętych, których głos mógł zmącić plany garstki miernot. Dziś, gdy zginęli najlepsi reprezentanci narodu, te same postaci gardłują o „pojednaniu” głosząc, że „kość niezgody w relacjach Warszawy i Moskwy zostanie pochowana razem z prezydentem Kaczyńskim”.

Identycznie, – jak przed 26 laty buduje się koncepcję kłamstwa o przyczynach tragicznych zdarzeń; zaciera ślady, nęka niepokornych, zamyka usta świadkom prawdy. Na tej samej zasadzie utrwala się fałszywe wyobrażenia, i mocą medialnego przekazu wznosi konstrukcję cynicznej obłudy. Jak wówczas, tak dziś, za cenę marnych przywilejów i doraźnych korzyści ci sami ludzie i ich środowiska stają się zakładnikami zbrodni. Powstały z niej układ i zmowa milczenia mają na zawsze zamknąć drogę do wyjaśnienia prawdy, stając się „kamieniem węgielnym”, na którym zostanie zbudowane nowe przymierze katów i ofiar.

Zawsze uważałem, że III RP, która zaczęła się nad grobem księdza Jerzego skończy się wówczas, gdy tajemnica śmierci kapłana zostanie ujawniona. To ona stanowiła gwarancję bezkarności komunistycznych oprawców, z niej uczyniono depozyt wiedzy, łączący ludzi bezpieki, Kościoła i opozycji. W państwie przez nich stworzonym, śmierć kapłana miała stać się użytecznym, niewyjaśnionym „mitem”, dławiącym dążenia narodu pod fałszywym nakazem „pojednania”. Z tej perspektywy mogłoby się wydawać, że tragedia smoleńska przygniecie nas podwójnym ciężarem zbrodni, spod której już nigdy nie zdołamy powstać. Groza tego zdarzenia, jego wymiar moralny, polityczny i historyczny miały raz na zawsze zniszczyć marzenia o wolności, przeciąć ostatnią nić narodowych więzi.

Dziś wiem, że zamysły sprawców nie mogą się ziścić. Te sprzed 26 laty i te sprzed kilku tygodni. Wiem, bo ksiądz Jerzy pozostawił nam przedziwne i trudne przesłanie.

Tak trudne, że niezrozumiałe, aż do dnia wielkiej tragedii.

Podczas mszy za Ojczyznę 27 maja 1984 roku wygłosił kazanie, którego treść doprowadziła do wściekłości władców PRL-u. Powiedział wówczas:

W dużej mierze sami jesteśmy winni naszemu zniewoleniu, gdy ze strachu albo dla wygodnictwa akceptujemy zło, a nawet głosujemy na mechanizm jego działania. Jeżeli z wygodnictwa czy lęku poprzemy mechanizm działania zła, nie mamy wtedy prawa tego zła piętnować, bo my sami stajemy się jego twórcami i pomagamy je zalegalizować”.

Trudno o mocniejszy akt oskarżenia. Za Polskę 2010, za zło, które na chwilę zatryumfowało w Smoleńsku. Jednak prawdziwa świętość nigdy nie przynosi świadomości winy, nie dając również daru nadziei. 10 kwietnia przypomniałem te słowa Kapłana z Źoliborza:

Przezwyciężamy lęk, gdy godzimy się na cierpienie lub utratę czegoś w imię wyższych wartości. Jeżeli prawda będzie dla nas taką wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia. Chrystus wielokrotnie przypominał swoim uczniom: „Nie bójcie się. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a nic więcej uczynić nie mogą”.

Jestem przekonany, że fakt, iż Polacy nie ulegli grozie smoleńskiej pułapki, nie zerwali kruchej wspólnoty narodu zawdzięczamy księdzu Jerzemu. Wbrew zamysłom zła – wówczas, gdy w prezydenckim samolocie miał zginąć naród, Bóg sprawił, że naród się narodził.

Mógł się narodzić, odnaleźć i uwierzyć, bo towarzyszyła nam ostatnia modlitwa księdza Jerzego. Ta, z 19 października 1984 r. wypowiedziana w ostatniej homilii w kościele p.w. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy, zakończona słowami:

–         „Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”.


Nie wiem, jak wielu z nas potrafiłobym powtórzyć takie słowa. Wymagają świętości, która nie jest kategorią polityczną i siły wykraczającej poza doczesność. Wiem natomiast, że nie wolno dziś poprzestać na intelektualnej refleksji i werbalnym sprzeciwie wobec nienawiści.  Przesłanie księdza Jerzego nie wiedzie ku zgodzie kata z ofiarą, nie ma nic wspólnego z relatywizacją zła.  Wolność od lęku i zastraszenia wymaga konsekwentnych i realnych działań, a brak żądzy odwetu nie oznacza ślepoty i zapomnienia win. Prezydent Lech Kaczyński w swoim nie wygłoszonym przemówieniu katyńskim miał powiedzieć: „Nie da się budować trwałych relacji na kłamstwie. Kłamstwo dzieli ludzi i narody. Przynosi nienawiść i złość. Dlatego potrzeba nam prawdy. Racje nie są rozłożone równo, rację mają Ci, którzy walczą o wolność. My, chrześcijanie wiemy o tym dobrze: prawda, nawet najboleśniejsza, wyzwala. Łączy. Przynosi sprawiedliwość. Pokazuje drogę do pojednania.”

Nie wolno ludzi szerzących świadomie nienawiść, jak i tych, którzy ze strachu bądź wyrachowania nie odważyli się ich potępić nazywać politykami czy dziennikarzami. Zasługują na pogardę i są tak samo winni hańby 19 października, jak ci, którzy wprost nawoływali do „dożynania watah”. Każdy, kto nie zrozumiał logiki tragedii smoleńskiej, kto niczego nie pojął z retoryki ostatnich miesięcy i nadal bredzi o  „winie dwóch stron” lub z talentem hipokryty dzieli nieistniejącą odpowiedzialność – stoi po stronie łódzkiego bandyty, mordującego w imię nienawiści. Taka postawa nie ma nic wspólnego z „wyborem politycznym”. Jest hańbiącym niewolnictwem, przyjętym w imię nieludzkiej „poprawności” nakazującej nie odróżniać dobra od zła. Nawet dziś ludzie ci mają czelność pouczać nas o prawie do przeżywania tajemnicy śmierci i jak 10 kwietnia głoszą swoje pokrętne, sofistyczne poglądy.

Trzeba tym ludziom twardo uzmysłowić, że każdy następny dzień, w którym milcząco akceptują zło rozplenione w Polsce czyni ich odpowiedzialnymi za przyszłe wydarzenia, czyni z nich wspólników w dziele nienawiści.

Konieczny będzie sprzeciw i gniew, których nie potrafiliśmy okazać, gdy żył nasz Prezydent, gdy mieliśmy wokół ludzi na miarę wolnej Polski. Nie okazaliśmy go wcześniej, gdy Książę Poetów wykrzyczał nam, że „naród dostał w pysk, napluto na niego, na wszystkie jego marzenia.” Milczeliśmy tak długo, aż wina za smoleńską tragedię naznaczyła nas wszystkich, dających przyzwolenie na zatarcie granic dobra i zła. Czy będziemy milczeć dalej?

Aleksander Ścios

Za: Bez Dekretu - Aleksander Ścios | http://bezdekretu.blogspot.com/2010/10/19-pazdziernika.html

Skip to content