Aktualizacja strony została wstrzymana

Kazanie na 19. Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego

„Gniewajcie się, a nie grzeszcie (…) nie dawajcie miejsca diabłu” (z Lekcji)

Drodzy wierni,

Krzyżmo Święte, olej pobłogosławiony przez biskupa w Wielki Czwartek, używane jest w Kościele przy udzielaniu sakramentu bierzmowania oraz święceniach kapłańskich. Zgodnie z tradycją apostolską, olej ten tworzy oliwa z oliwek zmieszana z balsamem, co – oprócz innych rzeczy – symbolizuje dwie wzniosłe cnoty, lśniące szczególnym blaskiem w Osobie Chrystusa Pana. Praktykowanie tych cnót Zbawiciel gorąco nam zalecał, by dzięki ich posiadaniu serca nasze mogły poświęcić się Jego służbie i gorliwie naśladować Jego przykład.

„Uczcie się ode mnie” – powiedział Pan Jezus – „że jestem cichy i pokorny sercem”. Zbawiciel uczył nas wielu rzeczy, przede wszystkim jednak uczył nas tych właśnie dwóch cnót. Pragnie, byśmy byli uczciwi, byśmy byli sprawiedliwi, byśmy byli roztropni – z pewnością cnoty te, jak i wiele innych, Zbawiciel posiadał w całej ich pełni – jednak w sposób szczególny pragnął, byśmy naśladowali Go w Jego pokorze i łagodności. To te właśnie dwie cnoty lśnią szczególnym blaskiem w Nim, Pomazańcu Pańskim.

W Krzyżmie Świętym znajduje się balsam, który zawsze opada poniżej wszystkich innych płynów. Symbolizuje on pokorę. Oliwa z oliwek, która wypływa na wierzch, symbolizuje łagodność i delikatność, która przezwycięża wszystkie rzeczy i wyróżnia się wśród cnót, jako owoc miłości. Miłość jest doskonała, drodzy wierni, nie tylko wówczas, gdy jest silna, nie tylko wtedy, gdy jest cierpliwa, ale zwłaszcza wówczas, gdy jest pełna łagodności i delikatności.

Drodzy wierni, starajcie się, by to Święte Krzyżmo łagodności i pokory było zawsze obecne w waszych sercach – gdyż to właśnie pokora czyni nas doskonałymi wobec Boga, a łagodność doskonałymi wobec bliźnich.

Tak wielu ludzi oszukuje samych siebie pustymi słowami i zewnętrznymi pozorami tych dwóch cnót. Nie badają wystarczająco wnikliwie swych własnych wewnętrznych przywiązań i uważają siebie samych za pokornych i łagodnych, podczas gdy w rzeczywistości od posiadania tych właśnie cnót są najdalsi. W takim przypadku, pomimo okazywanej na zewnątrz pokory i łagodności, wystarczy nieraz najmniejszy sprzeciw czy krzywda, by ludzie tacy okazali nagle niespodziewaną wyniosłość i butę.

Drodzy wierni, przez znamię waszego chrztu, przez dar łaski uświęcającej, przez Ducha Świętego, który został wam dany, posiadacie to święte namaszczenie, będące lekarstwem na palący płomień gniewu, jaki w sercach naszych budzą doznane krzywdy. Jednak lekarstwa tego trzeba używać. Jaki jest pożytek z lekarstwa, które leży na półce, jeśli nie używacie go, gdy jesteście chorzy?

Patriarcha Józef, który był ministrem faraona w Egipcie, odesłał swych braci do ojca z tą jedynie radą: „Nie gniewajcie się w drodze” (Gen 45,24). Drodzy wierni, to życie jest jedynie podróżą do domu ojca, do wiecznej szczęśliwości życia przyszłego. Nie gniewajmy się więc na siebie w drodze. Nie gniewajmy się wcale, jeśli to możliwe, i nie otwierajmy drzwi naszych serc dla tej niszczycielskiej namiętności.

Św. Jakub pisze wprost: „Gniew bowiem męża nie powoduje sprawiedliwości Bożej” (Jk 1,20). Musimy z całych naszych sił opierać się złu, musimy z cała mocą walczyć z wadami tych, którzy są nam powierzeni, wytrwale i odważnie, jednakże z łagodnością i współczuciem.

Nie należy przywiązywać większej wartości do poprawy będącej skutkiem namiętności, nawet, jeśli towarzyszy temu pobudka rozumowa. Znacznie cenniejszy jest akt skruchy, którego przyczyną jest wyłącznie akt rozumu. Jesteśmy istotami ludzkimi, jesteśmy z samej definicji rozumni. Dlatego dusza rozumna, będąca w sposób naturalny podległa rozumowi, namiętności ulec może jedynie w wyniku tyranii. Stąd, gdy aktowi rozumu towarzyszy namiętność, staje się on występny; jego sprawiedliwy osąd jest wypaczony przez bliskość tyranii.

Gdy prezydent czy książę odwiedzają poddanych w towarzystwie swych współpracowników, czynią im zaszczyt i zarazem sprawiają radość, gdy jednak pojawiają się na czele wojska, nawet jeśli ma to na celu dobro wspólne, ich odwiedziny są zawsze przykre. Nawet jeśli wymagają od swych żołnierzy ścisłego przestrzegania wojskowej dyscypliny, nigdy nie odniosą pełnego sukcesu i zawsze będą mieli do czynienia z zamieszkami.

Podobnie jest z nami, drodzy wierni. Tak długo, jak rządzi nami rozum, spokojnie napominając nas oraz korygując nasze postępowanie, choć robi to w sposób surowy i dokładny, wszyscy godzą się z tym i aprobują. Gdy jednak obok niego pojawia się gniew, namiętność czy wściekłość, staje się on obiektem raczej lęku niż miłości, oraz przyczyną największego cierpienia.

Nie zostawiajcie w waszych sercach miejsca na gniew, drodzy wierni. Lepiej jest nauczyć się żyć bez gniewu, niż udawać opanowanego, a w tajemnicy dawać mu ujście. Jeśli damy mu choć tyle swobody, zacznie panować w naszym sercu, podobnie jak wąż, który z łatwością przeciska się w całości, gdy tylko uda mu się wsadzić gdzieś głowę.

Moglibyście zapytać: „Ale jak możemy pozbyć się tej niebezpiecznej namiętności?” Drodzy wierni, na pierwszą oznakę gniewu, skupcie wszystkie wasze siły na obronie. Nie w sposób gwałtowny i bez wzburzenia, ale łagodnie, a zarazem stanowczo. Nie bądźcie jak owi woźni sądowi, którzy krzycząc: „Cisza!” czynią w istocie więcej hałasu, niż wszyscy inni obecni na sali. Często zdarza się, że gdy usiłujemy gwałtownie zwalczyć nasz gniew, wzniecamy w naszym sercu większą jeszcze burzę. A gdy serce jest w ten sposób wzburzone, nie może już być panem samego siebie.

Czyńmy to, co czynili Apostołowie, gdy na jeziorze w łódź ich uderzał wiatr i fale. Gdy uderzą na nas wichry namiętności, uciekajmy się do naszego Pana Jezusa Chrystusa. Uciekajcie się na Tego, który jest Panem stworzenia, który pragnie być Panem waszych serc, a On powie wiatru i falom: uciszcie się – i nastanie spokój. Jest On jak oliwa, którą wylewa się na powierzchnię wody, by uspokoić fale.

Ponadto, gdy tylko odczuwać zaczniecie wyrzuty sumienia z powodu własnego gniewu, naprawcie to natychmiast poprzez akt łagodności względem tej samej osoby, na którą byliście źli. Świeże rany łatwo się leczą, lecz gdy nie zostaną natychmiast opatrzone, pozostawiają głębokie blizny. Podobnie jest z naszymi bliźnimi: świeżą urazę łatwo jest naprawić prosząc szybko o wybaczenie; ale nawet mała uraza nie leczona będzie się jątrzyła i doprowadzić może do nowych komplikacji jeszcze po wielu latach.

Jak mówi powiedzenie: miłość zaczyna się w domu. Najlepszym sposobem na ćwiczenie się w łagodności jest praktykowanie jej względem siebie samych. Nie powinniśmy martwić się przesadnie własnymi niedoskonałościami. To prawda, rozum wymaga, byśmy czuli żal po popełnieniu jakiegoś błędu czy grzechu, powinniśmy jednak wystrzegać się stanu zapamiętałego zgorzknienia, który nazywany bywa niekiedy depresją. Tak jest w przypadku ludzi, którzy zwyciężeni przez gniew, rozdrażnieni są wskutek tego, że dali wyprowadzić się z równowagi. Złoszczą się, że ulegli gniewowi i w ten sposób pozwalają, by ich serca całkowicie opanowały namiętności. Stają się nawet smutni wskutek własnego smutku.

Ten rodzaj gniewu i złości na siebie samego jest po prostu przejawem pychy i jego źródłem jest miłość własna, poruszona i zaniepokojona własną niedoskonałością.

Musimy odczuwać niezadowolenie z powodu naszych upadków. Musimy odczuwać do nich odrazę całym naszym sercem, jednak zawsze w sposób spokojny, stanowczy i niewzruszony. Poprawiamy się znacznie skuteczniej na fundamencie spokojnej i rzetelnej skruchy, niż wskutek żalu gwałtownego i zapalczywego. Skrucha okazywana gwałtownie nie wynika z uznania naszych win, ale ze skłonności skażonych pychą.

Łagodne i czułe napomnienie ze strony ojca ma znacznie większy skutek, niż okazanie gniewu i uleganie emocjom. Gdy więc zdarzy nam się w jakiś sposób upaść, jeśli karcimy nasze serca łagodnym i spokojnym napomnieniem, odczuwając silniej żal za grzech niż namiętność skierowaną przeciwko niemu, z łagodnością zachęcając się do poprawy, wówczas skrucha będzie głębsza niż wskutek żalu gwałtownego, niespokojnego i burzliwego, który nigdy nie ustaje, ponieważ wypływa z miłości własnej i namiętności poszukującej jedynie własnego dobra.

Drodzy wierni, „gniewajcie się, a nie grzeszcie”. Opanowując tę niebezpieczną namiętność, przygotowujmy drogę dla Chrystusa, pragnącego żyć między nami poprzez miłość, tę miłość, która przygotuje nas na życie wieczne ze wszystkimi świętymi, na wszystkie wieki wieków. Amen.

Ks. Jan Jenkins, FSSPX

Za: Kazanie na każdą Niedzielę - niedziela, 3 października 2010 | http://kazanieniedzielne.blogspot.com/2010/10/19-niedziela-po-zesaniu-ducha-swietego.html | 19 Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego

Skip to content