Aktualizacja strony została wstrzymana

Trzecia RP stawia na psychopatów z KGB

Porównanie zachowania rosyjskich władz po zatonięciu podwodnego okrętu „Kursk” i po Smoleńsku poraża. Oba „śledztwa” to ten sam schemat PR-owski, wyprodukowany na użytek zachodnich mediów.

„Nie mamy niezależnej władzy sądowniczej ani niezależnych urzędów prokuratorskich. Zamiast tego mamy nadal wyroki, o których decydują polityczne zarządzenia, ogłaszane w celu osiągnięcia doraźnych politycznych celów” – pisała Anna Politkowska w książce Rosja Putina. Za te i podobne słowa zapłaciła śmiercią. W telewizyjnej sondzie zapytano Rosjan, kogo się bardziej boją: bandytów czy milicji. 68 proc. odpowiedziało, że milicji.

Gdy przyszli historycy opisywać będą smoleńską tragedię, dowodem niewyobrażalnego upadku polskich elit początku XXI w. będzie dla nich fakt, że bez zmrużenia oka pogodziły się one z tym, iż śledztwo w tej sprawie prowadzą nie jacyś „Rosjanie”, lecz rosyjskie organa ścigania. Wszyscy liczący się polscy politycy, całe świadome uczelniane polskie elity czy myślący dziennikarze wiedzą, że coś takiego jak niezależne organa ścigania czy niezawisłe sądownictwo w Rosji nie istnieje. I że dociekanie prawdy o śmierci polskich elit oddane zostało w ręce zbrodniarzy z byłej KGB, nieróżniących się od hitlerowców.

Mimo to wszyscy ci, którzy ustalenia KGB podważają, są w polskich mediach ośmieszani.

Ugryzienie komara w tyłek słonia

Dwójka niemieckich dziennikarzy, Bettina Sengling i Johannes Voswinkel, opublikowała książkę Śmiertelna pułapka o tragedii załogi okrętu „Kursk”. Przypomnijmy: okręt ten zatonął w 2000 r. w czasie manewrów. Powodem była eksplozja, w której wyniku zginęło 118 członków załogi. Jak dowodzą niemieccy dziennikarze, próbując za wszelką cenę ukryć prawdę, Moskwa odrzuciła pomoc Zachodu, gdy jeszcze były szanse na uratowanie marynarzy. Działania rosyjskiego sztabu kryzysowego niemieccy dziennikarze nazywają zbrodniczymi.

Wyjaśnianie przyczyn tragedii „Kurska” szokująco wręcz przypomina rosyjskie śledztwo w sprawie Smoleńska. Natychmiast powołana zostaje rządowa komisja, mająca wyjaśnić sprawę. Na jej czele staje wicepremier Ilja Klebanow (w przypadku Smoleńska premier Putin). W jej skład wchodzi kilkunastu odpowiednio wyselekcjonowanych wojskowych i specjalistów. Do komisji nie zostają natomiast dopuszczeni przedstawiciele rodzin ofiar, mimo że jest wśród nich wielu oficerów łodzi podwodnych, mających odpowiednią wiedzę fachową.

„Wprawdzie prezydent Putin wielkodusznie obiecuje »maksymalną przejrzystość śledztwa«, lecz w rzeczywistości pozostaje ona na poziomie minimalnym. Wyniki dochodzenia nie wydostają się poza wąski krąg wtajemniczonych” – piszą niemieccy dziennikarze. Pojawiają się tylko informacje o „tytanicznej pracy” śledczych.

Postępowanie z wrakiem okrętu przypomina niszczenie dowodów w sprawie Smoleńska. Z tą różnicą, że w przypadku „Kurska” działo się to, gdy marynarze jeszcze żyli. To dlatego, by prawdziwe przyczyny tragedii nie wyszły na jaw, opóźniano zwrócenie się do innych państw o pomoc.

Od początku głównym celem rosyjskiej komisji staje się dowodzenie nieprawdziwości hipotezy najbardziej prawdopodobnej, lecz niewygodnej dla władzy – że powodem był katastrofalny stan rosyjskiej armii. Na potrzeby mediów pojawiają się masowo upowszechniane teorie niemające żadnych podstaw dowodowych (odpowiedniki hipotezy o tym, że prezydent Kaczyński naciskał na pilotów). Rok po tragedii komisja dochodzeniowa i prokuratura za najbardziej prawdopodobną uznają wersję, że okręt trafił na minę z II wojny światowej. Jest ona równie prawdopodobna jak ta, że tupolewa w Smoleńsku zniszczyły brzozy. Kapitan Aleksander Leskow, były dowódca okrętu podwodnego, komentuje: „Zderzenie miny z »Kurskiem« to jak ugryzienie komara w tyłek słonia”.

Piotr Lisiewicz, „Gazeta Polska”,

Za: Niezalezna |http://www.niezalezna.pl/article/show/id/39568