Aktualizacja strony została wstrzymana

Ministerstwo Prawdy i Ministerstwo Wolności – Stanisław Michalkiewicz

Wprawdzie pan minister Michał Boni, w swoim czasie „bez swojej wiedzy i zgody” tajny współpracownik SB, a dzisiaj doradzający premieru Tusku objawił, że rząd już wkrótce zamierza zwolnić „co dziesiątego” urzędnika, ale wiemy przecież, że jak partia mówi, że zdziesiątkuje – to mówi. Czego to już przez ostatnie trzy lata nie mówił minister Michał Boni, czy nawet sam premier Tusk – i co? I nic – bo premieru Tusku, podobnie jak ministru Boniemu wolno różne rzeczy mówić, żeby niezależne media miały o czym pisać i wychwalać rząd za to, jakie to wiekopomne i zbawienne reformy zamierza zrobić – ale na zrobienie jakiejkolwiek reformy najpierw musi dać pozwolenie razwiedka. Nie po to przecież generał Czesław Kiszczak wespół ze swoimi konfidentami i autorytetami moralnymi położył w Magdalence ustrojowe fundamenty III Rzeczypospolitej z podstawową zasadą konstytucyjną: „my nie ruszamy waszych, a wy nie ruszacie naszych” na czele, żeby teraz jacyś Zasrancen robili tu jakieś reformy. Lepsze, jak wiadomo, jest wrogiem dobrego, więc po co tu jakieś reformy, kiedy ustanowiony w 1989 roku model kapitalizmu kompradorskiego pozwala razwiedce i jej konfidentom ciągnąć z „nieszczęśliwego kraju” – jak zwykł mawiać Książę w „Lalce” Bolesława Prusa – grubą rentę i to bez żadnego ryzyka? Wprawdzie „nieszczęśliwy kraj”, wyrzucając poza główny nurt życia gospodarczego coraz to nowe rzesze obywateli, wykorzystuje swój ekonomiczny potencjał w niewielkim stopniu, co jednych skłania do emigracji, innych – do schodzenia do konspiracji w „szarej strefie”, a jeszcze innych – do coraz bardziej natarczywego demonstrowania postaw roszczeniowych – ale razwiedce to zwisa. Odstąpienie od tego modelu zagroziłoby bowiem kontroli, jaką sprawuje ona nad kluczowymi segmentami gospodarki z sektorem finansowym – tą śmietanką życia gospodarczego – na czele, no i całą resztą życia społecznego w Polsce. Dlatego premieru Tusku i ministru Boniemu wolno różne rzeczy opowiadać, bo od tego jeszcze nikt nie umarł, natomiast nie wolno niczego zmieniać. Wprawdzie niektórzy uczeni politologowie, np. pan prof. Adam Wielomski, w istnienie razwiedki ostentacyjnie „nie wierzy”, ale podobny brak wiary wystąpił również u pewnego małżonka, który – zastawszy żonę w sytuacji wskazującej na zdradę – rozpoczął hałaśliwe poszukiwanie gacha po całym domu. Otworzywszy wreszcie drzwi szafy, zastał go tam – ale z gotowym do strzału rewolwerem w ręce. – „I tu go nie ma!” – obwieścił zatrzaskując szafę, szczęśliwy, że żywy i zdrowy. Zresztą nawet gdyby nie było razwiedki i jej ulubionego kapitalizmu kompradorskiego, to pomysł zdziesiątkowania urzędników, po 3 latach rządów premiera Tuska rekrutujących się przecież chyba już wyłącznie z zaplecza politycznego PO i PSL, mógłby doprowadzic do katastrofalnego spadku notowań ugrupowań koalicyjnych i katastrofy wyborczej. Zatem – jak partia mówi, że zdziesiątkuje – to mówi.

W tej sytuacji nie byłoby żadnego powodu, by zajmować się pogróżkami marionetkowego rządu premiera Tuska, gdyby nie inicjatywa grona tak zwanych „legendarnych postaci” Solidarności. Jak wiadomo, po uroczystym Zjeździe w Gdyni, na którym wygwizdano premiera Tuska, grupa „legendarnych postaci” domaga się, by w związku z tym następne uroczystości rocznicowe organizowało już „państwo”. Ale co to znaczy: „państwo”? Państwo działa poprzez urzędy, zatem żądanie „legendarnych” prowadzi w prostej linii albo do powierzenia tego obowiązku jakiemuś istniejącemu już urzędowi, albo do powołania nowego, specjalnego urzędu. O tym, jaki modus operandi będzie wybrany, warto zastanowić się biorąc pod uwagę, kto o to prosi. A proszą osoby „legendarne”, to znaczy zainteresowane podtrzymaniem upiększonej wersji swoich działań, roli i dokonań. Takie pragnienie najlepiej personifikuje właśnie Lech Wałęsa, który – jak to kiedyś ujął małżonek pani minister w rządzie premiera Tuska – ma cały czas ten sam problem: jak wynieść za bramę ukradzioną puszkę farby, żeby w razie czego odpowiedzialność spadła na kogoś innego, a nie na niego. I tylko puszka farby się zmienia; raz to jest puszka dosłownie, a innym razem – nawet cała Polska. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że wolałby, żeby jakaś władza raz na zawsze zatwierdziła jego „legendę”. W takim jednak razie urząd organizujący rocznicowe obchody musi być wyposażony w kompetencję ustalania obowiązującej wersji wydarzeń historycznych. Takiej kompetencji nie ma na przykład Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, więc jeśli to ono miałby w przyszłości organizować uroczyste obchody, musi zostać w tę kompetencję wyposażone. Sęk w tym, że wyposażenie go w tego rodzaju kompetencję, zmieniałoby sama istotę tego urzędu, czyniąc z niego orwellowskie Ministerstwo Prawdy. Tego można było się spodziewać nie tylko po nieustannych umizgach premiera Tuska do Lecha Wałęsy, ale również – a może nawet przede wszystkim – po wyroku niezawisłego sądu w sprawie wytoczonej przez Lecha Wałęsę Krzysztofowi Wyszkowskiemu. Okazuje się, że nie można polegać nawet na wszystkich niezawisłych sądach i to gdzie – w samym Gdańsku, tuż pod nosem „legendy”! Oczywiście wyższa instancja błąd naprawi; „policmajster powinność swej służby zrozumie”, ale ten przypadek pokazuje, że trzeba dmuchać nawet na zimne, bo inaczej wszystkie „legendy” diabli wezmą i cały pogrzeb na nic. Dlatego też, niezależnie od nazwy, jaką będzie nosił urząd organizujący w imieniu „państwa” przyszłe rocznicowe uroczystości, będzie to Ministerstwo Prawdy.

Ale utworzenie Ministerstwa Prawdy byłoby aktem połowicznym – bo co z tego, że na uroczystościach wynajęci prelegenci recytowaliby zatwierdzone panegiryki, a spędzone tłumy wiwatowałyby na cześć „legendarnych” – gdyby jednocześnie jakaś Schwein zaledwie kilometr dalej mogła sobie zorganizować, dajmy na to, promocję książki całą tę „legendę” masakrujące? Nie tylko cały wysiłek „państwa” mógłby pójść na marne, ale i pieniądze na panegiryki i recytatorów – wyrzucone w błoto. Dlatego jeśli powie się „a” – to trzeba będzie powiedzieć też i „b”, czyli – utworzyć Ministerstwo Wolności, które surowo zabroni podważania zatwierdzonych „legend” i dyskutowania z panegirykami, okrutnie represjonując wszystkie przypadki „kłamstwa solidarnościowego”, podobnie jak represjonuje „kłamstwo oświęcimskie” czy „klimatyczne”. Wykrywanie, dokumentacja i karanie takich przestępstw będzie wymagało zatrudnienia nowych, wysoko kwalifikowanych specjalistów – bo dla Prawdy i Wolności nic nie jest zbyt kosztowne, to jasne. Ale w tej sytuacji chyba rozumiemy, ze żadnego dziesiątkowania urzędników być nie może, a jeśli już – to tylko powiększenie ich liczby o kolejnych 10 procent. Nic tak nie gorszy jak prawda, nic tak nie zagraża bezpieczeństwu, jak wolność i dlatego zarówno Prawda, jak i Wolność powinny być reglamentowane przez Państwo. Do takiego wniosku w 30 rocznicę triumfu nad totalitaryzmem doszło grono postaci „legendarnych”. Historia zatoczyła koło.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   8 września 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1755

Skip to content