Pracowników KUL nie obowiązują w przestrzeni publicznej poglądy katolickie. Każdy ma prawo myśleć i mówić, co chce – wyjaśniła portalowi Fronda.pl Beata Górka, rzecznik prasowy lubelskiej uczelni. – Nie mamy prawa nikogo pozbawić pracy w związku z jego poglądami. U nas nigdy nie było „polowania na czarownice” – powiedziała rzecznik uczelni.
Jeśli dobrze rozumiem, to poglądy pani rzecznik są oficjalnym stanowiskiem KUL. A jeśli tak, to chciałbym zadać władzom uczelni kilka fundamentalnych pytań.
Czy władze uczelni zgadzają się z wypowiedzią pani rzecznik Beaty Górki?
A jeśli tak, to:
1. Na czym polega katolickość Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, jeśli nie na tym, że jego wykładowcy w publicznych wystąpieniach i swojej pracy respektują poglądy katolickie i nauczanie Kościoła?
2. Czy rzeczywiście, zdaniem władz uczelni, wymaganie, by pracownicy katolickiej uczelni nie wygłaszali poglądów głęboko sprzecznych z nauczaniem Kościoła (a to pani doktor Joanna Mucha robiła wielokrotnie, nie tylko w sprawie antykoncepcji czy aborcji, ale również zapłodnienia in vitro, jest „polowaniem na czarownice”?
3. Jak pogodzić obojętność wobec odrzucania prawd i praw fundamentalnych władz uczelni podającej się za katolicką, z noszeniem imienia Jana Pawła II? Czy zdaniem władz uczelni Jan Paweł II byłby skłonny uznać, że publiczne popieranie aborcji, antykoncepcji i in vitro jest do pogodzenia z byciem pracownikiem katolickiej uczelni?
4. Jakie wartości chcą przekazać swoim studentom władze uczelni?
5. Czy w związku z taką, a nie inną postawą, nie byłoby uczciwiej i jaśniej wobec studentów zmienić nazwę na Uniwersytet Lubelski i wycofać z nazwy odwołanie do byłego wykładowcy KUL, który z walki o życie uczynił jedno ze swoich najważniejszych zadań…?