Aktualizacja strony została wstrzymana

Mętna historiozofia Lecha Kaczyńskiego – Jan Engelgard

Podczas swojego pobytu w Ostrołęce Lech Kaczyński odsłonił pomnik ku czci poległych w walce z władzą po 1945 r. Na konferencji prasowej powiedział, że jeździ po kraju, by mówić ludziom o potrzebie patriotyzmu, zaraz jednak zastrzegł, że jego patriotyzm nie ma nic wspólnego z „plemiennym nacjonalizmem endeckim”. To nie pierwsza tego typu wypowiedź pana prezydenta. Po co to powtarza przy każdej okazji? Źeby czasem ktoś nie pomyślał, że on sam jest nacjonalistą? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że oceny dokonywane przez pana prezydenta są – niestety – chybione, a prezentowana przez niego historiozofia pełna mielizn i niekonsekwencji. Dzisiaj nawet najbardziej zaciekli przeciwnicy Narodowej Demokracji wśród historyków nie potwierdzają tezy o rzekomym „plemiennym” nacjonalizmie tej formacji. Ba, na samym początku, na przełomie XIX i XX wieku, był to nacjonalizm, jeśli już używamy tego terminu, wyraźnie „demokratyczny” i „liberalny”. Potem, owszem, zaostrzył się, ale z kolei ogromny wpływa miał nań katolicyzm, co wygładzało skrajności. Tzw. antysemityzm ND miał podłoże gospodarcze i społeczne, a nie rasowe (w szeregach ND byli liczni działacze pochodzenia żydowskiego). Powtarzanie więc sloganów z arsenału politycznej propagandy PPS czy KPP – jest nie na miejscu. Jak wiadomo, Lech Kaczyński jest uczniem Jana Józefa Lipskiego, PPS-owca i masona (loża „Kopernik”). Tenże Lipski przez całe życie walczył z „endeckim nacjonalizmem” zarzucając mu wszystko co najgorsze. Niejako dla przeciwwagi w tym środowisku lansowano Józefa Piłsudskiego, który miał uosabiać najszlachetniejsze cechy „polskiego patriotyzmu”. Niechęć Kaczyńskiego do „endecji” ma właśnie takie korzenie. A teraz o niekonsekwencjach. Prezydent z uporem czci i uznaje za przykłady patriotyzmu bez skazy – uczestników tzw. drugiej konspiracji, czyli podziemia antykomunistycznego po 1944 r. Jest to jeden z elementów jego walki z cieniami PRL. Okazuje się wszakże, że duża część tego podziemia miała charakter narodowy, często dosyć skrajny. W stosunku do Żydów podziemie to raczej nie przebierało w środkach, przy czym jego ofiarą padali nie tylko komuniści-Żydzi. Czy to panu prezydentowi nie przeszkadza, a może tego sobie po prostu nie uświadamia? I druga niekonsekwencja. Fraternizowanie się np. z Valdasem Adamkusem, obecnym prezydentem Litwy, który w 1944 roku uciekał przed armią sowiecką, bo w czasie wojny kolaborował z Niemcami. Co robili litewscy sojusznicy Hitlera, wiemy dobrze wszyscy. Taki sam przypadek mamy przy okazji stosunków z Ukrainą – Lech Kaczyński z wyjątkową pobłażliwością traktuje odradzanie się kultu OUN-UPA, a więc organizacji po stokroć bardziej „plemiennej” niż nawet najskrajniejsze polskie formacje narodowe. To nie jest tylko niekonsekwencja, to skaza. Traktowanie jako „zdrajców”, „komunistycznych zbrodniarzy”, niegodnych jakichkolwiek zasług – de facto wszystkich Polaków służących np. w AL i Armii Berlinga (zdobywców Kołobrzegu i Berlina w 1945), a po wojnie w Wojsku Polskim (często walczących z UPA) – i jednoczesne pobłażanie katom narodu polskiego może tylko zdumiewać. W tych sprawach powinien chyba obowiązywać chociaż minimalny solidaryzm narodowy. Przypomnijmy tylko, co mówił Lech Kaczyński w kampanii wyborczej, o potrzebie wyważonych ocen PRL, o wyciąganiu ręki do ludzi wówczas działających. Co z tego zostało dzisiaj? Nic. Jan Engelgard Za: engelgard.pl
Skip to content