Aktualizacja strony została wstrzymana

To będzie finał skoku na media

Nie jest tajemnicą, że medialnymi doradcami przewodniczącego SLD Grzegorza Napieralskiego są Włodzimierz Czarzasty i Robert Kwiatkowski. To oni będą mieli dużo do powiedzenia w najbliższych latach na temat kształtu mediów publicznych. A to zgrani i twardzi zawodnicy

Z Jarosławem Sellinem, byłym członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, posłem KP Polska Plus, rozmawia Mariusz Bober

4 września wejdzie w życie nowa ustawa medialna. Co to będzie oznaczało dla mediów publicznych?
– Celem tzw. małej nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji było po prostu wymienienie władz mediów publicznych. Od 4 września rozpoczną się działania, które mają do tego doprowadzić. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji będzie wówczas musiała ogłosić zasady konkursu na stanowiska osób zasiadających w radach nadzorczych tych mediów. Zasady funkcjonowania tych rad zostały tak określone, że po raz pierwszy udział w nich przedstawicieli rządu zwiększa się z ok. 11 do 30 procent, co oznacza, że to już jest wręcz ustrojowe upartyjnienie tych mediów, a nie wynikające jedynie z dotychczasowej praktyki działania. W Radach Nadzorczych TVP i Polskiego Radia liczbę ich członków zmniejszono bowiem z 9 do 7, ale ministerstwa skarbu i kultury mają mieć w tych zmniejszonych radach aż 2 przedstawicieli. To nieprzypadkowe: oba resorty są w ręku polityków jednej partii – Platformy Obywatelskiej… Tymczasem dotychczas było tak, że rząd miał tylko jednego reprezentanta w 9-osobowej radzie – przedstawiciela Ministerstwa Skarbu Państwa. Pozostali członkowie nowych rad mają być wyłonieni w drodze konkursów. Muszą mieć rekomendacje wyższych uczelni. Ale wyboru dokona nowa KRRiT.

Jak będą w praktyce wybierani ci przedstawiciele do rad nadzorczych?
– Myślę, że będą wyłaniani kandydaci związani „środowiskowo” z PO, PSL i SLD, ponieważ tak wygląda kształt nowej koalicji medialnej.

Czyli jest to „skok” na media publiczne?
– Przede wszystkim są to działania obliczone na wyrugowanie z mediów publicznych wszystkich ludzi w jakikolwiek sposób związanych lub oskarżanych o sympatyzowanie z Prawem i Sprawiedliwością, przy zachowaniu osób związanych z SLD, które wciąż tam funkcjonują dzięki wcześniejszej koalicji medialnej z PiS. Myślę, że teraz wpływy lewicy w mediach staną się jeszcze bardziej widoczne, ponieważ będzie ona miała więcej instrumentów pozwalających na „rozpychanie” się tego środowiska w mediach publicznych, właśnie dzięki nowelizacji ustawy medialnej oraz nowemu składowi Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Zwrócił Pan jednak uwagę, że to przedstawiciele rządu będą stanowić większość w nowych radach. Czy w takim razie ta koalicja medialna to triumwirat, czy dominacja PO ze wsparciem PSL i SLD?
– Bez poparcia lewicy nic nie będzie można przegłosować. Nawet gdyby nowy przewodniczący KRRiT Jan Dworak wysuwał przyzwoite, przemyślane propozycje. W KRRiT najważniejsze decyzje trzeba podejmować proporcją głosów 4:1, a lewica ma tam dwóch przedstawicieli. Jeden PSL-owiec do współpracy nie wystarczy.

Czyli przeprowadzone niedawno zmiany w KRRiT są elementem skoku na media publiczne?
– Skład rady jest właśnie odzwierciedleniem tej nowej koalicji medialnej. Dziwić może tylko to, że PO tak łatwo zgodziła się na odstąpienie dwóch miejsc w KRRiT na rzecz słabego SLD, a nie znalazły się w niej osoby rekomendowane przez drugą największą siłę polityczną w Polsce – czyli PiS. Ludzie kierujący się zasadami konserwatywnymi i wyborcy tej partii na pewno nie będą patrzeć na to spokojnie i zapewne będą zarzucać nowej KRRiT realizację interesów wspomnianej medialnej koalicji oraz brak poszanowania dla wrażliwości konserwatywnej w mediach publicznych. Choć nie odmawiam nowemu szefowi KRRiT Janowi Dworakowi woli niezależnego działania, to myślę, że zderzy się on z twardymi oczekiwaniami, by realizował medialne interesy omawianej koalicji.

Konkretne efekty tej walki o wpływy zobaczymy po rozstrzygnięciu konkursów?
– Tak. Znowelizowana ustawa przewiduje też dość dziwne rozwiązanie. Mianowicie, jeśli nawet rady nadzorcze zostaną już wybrane, to one nie wybiorą zarządów, a jedynie zarekomendują ich skład KRRiT…

Czyli zarządy mediów publicznych również będą wyłaniane pod kontrolą PO?
– W ten sposób władza znowu wróci do KRRiT. Ona również określi wielkość zarządów mediów publicznych (od 1 do 3 członków). W Krajowej Radzie będą więc odbywały się główne przetargi o wpływy w mediach.

Jak te wpływy mogą być w praktyce podzielone?
– Jeśli np. Rada wskaże, że zarząd danego medium ma być jednosobowy, to może być spór o to, kto ma pełnić funkcję prezesa radia, a kto telewizji, i jakim stanowiskiem wtedy zadowolić PSL. Doprowadzi to – jak zwykle – do gorszących przepychanek o władzę i podziału wpływów. A przecież PO obiecywała, że tym razem będzie inaczej…

Do tej pory niełatwo było zmieniać wyłonione już składy rad i zarządów. Czy to oznacza zacementowanie obecnego układu politycznego na co najmniej kilka najbliższych lat, czy jedynie do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych?
– Znowelizowana ustawa jest o tyle oryginalna, że przewiduje możliwość odwoływania członków rad nadzorczych i zarządów, i to z powodów niesprecyzowanych, jak np. zarzut o działanie na szkodę spółki. A przecież taka ocena jest bardzo poważnie uzależniona od subiektywnej interpretacji sytuacji. Nie dość więc, że nowi członkowie rad i zarządów zostaną wyłonieni w drodze „konsumpcji” nowej koalicji medialnej, to jeszcze zawsze będzie wisiał nad nimi bat, że w przypadku nieposłuszeństwa można będzie ich w każdej chwili odwołać. To też ustrojowa nowość. Natomiast zapewne stabilnie będzie funkcjonowała, prawdopodobnie przez 6 lat, KRRiT w nowym składzie. Trudno bowiem przypuszczać, by nowy prezydent Bronisław Komorowski, który został wybrany na 5-letnią kadencję (a zapewne będzie również ubiegał się o reelekcję), nie zatwierdził kiedykolwiek sprawozdania Rady. Przypomnę, że jej rozwiązanie nastąpiło tylko raz w historii, w tym roku, w wyniku tragedii smoleńskiej, ponieważ śp. prezydent Lech Kaczyński, gdyby żył, do jej rozwiązania by nie dopuścił. (Przypomnę też, że jej rozwiązanie następuje, gdy wszystkie trzy instytucje – Sejm, Senat i Prezydent – w tym samym roku odrzucają sprawozdanie z rocznej działalności KRRiT). Przecież w obecnej Radzie zasiadają zaufani współpracownicy nowego prezydenta – Jan Dworak i Krzysztof Luft. Dlatego uważam, że to rozkład sił w KRRiT będzie najbardziej stabilną częścią nowego układu medialnego w najbliższych latach, czyli podziału wpływów między PO, SLD i PSL.

A czy ten medialny triumwirat przetrwa przyszłoroczne wybory, jeśli w ich wyniku zmieni się układ sił?
– Nie jest wykluczone, że dojdzie do jakichś ostrych konfliktów w ramach takiego układu, co bardzo często się zdarzało. Jeśli się tak stanie, to moim zdaniem będzie to wynikało z tego, iż o wiele większe apetyty na władzę nad mediami będzie miało środowisko SLD. Nie jest tajemnicą, że medialnymi doradcami przewodniczącego SLD Grzegorza Napieralskiego są Włodzimierz Czarzasty i Robert Kwiatkowski. To oni w najbliższych latach będą mieli dużo do powiedzenia na temat kształtu mediów publicznych. A to zgrani i twardzi zawodnicy. Wiem coś o tym.

Co będzie oznaczało dopuszczenie do wpływu na media publiczne tych postaci, kojarzących się ostatnio głównie z aferą Rywina?
– Będzie to oznaczać twardą realizację interesów lewicy w mediach publicznych zmierzających do tego, by powstała w nich programowa przestrzeń pomagająca SLD wrócić do pierwszej ligi politycznej. Bo największą bolączką tej formacji jest to, że od kilku lat lewica nie może wyjść z politycznej drugiej ligi, czyli nieprzekraczania 15 proc. poparcia społecznego.

PO przekonuje jednak, że równoważyła wpływy polityczne poprzez dopuszczenie do KRRiT środowiska twórców, którego rzecznikiem miał być sam jej prezes – Jan Dworak?
– Środowisko twórców przedstawiło swój kompleksowy projekt ustawy medialnej, a nie cząstkowy, jaki przeforsowała PO. Ten projekt rzeczywiście zmierza do tego, by odebrać politykom decydujący wpływ na kształt mediów publicznych, a oddać go szeroko rozumianym środowiskom twórczym. Projekt ten w zasadzie spotkał się z życzliwym przyjęciem wszystkich stron sceny politycznej. Przypuszczam jednak, że zarówno PO, jak i SLD będą w tej sprawie urządzać koncert hipokryzji. Do końca obecnej kadencji Sejmu został bowiem niecały rok. Do wyborów 2011 roku będą więc trwały co najwyżej dyskusje na ten temat. Źadne decyzje nie zapadną. Ustawa ta nie wejdzie w życie, bo cele polityczne już zostały osiągnięte – rozpoczął się proces wyrzucania z mediów publicznych ludzi o konserwatywnej wrażliwości, oskarżanych o sympatyzowanie z PiS. I o to chodziło.

Co będzie oznaczało dla widzów zakonserwowanie wpływów nowego triumwiratu politycznego w mediach publicznych?
– Moim zdaniem, dziennikarze, a zwłaszcza publicyści i komentatorzy, mają prawo do posiadania własnej wrażliwości ideowej. Choć powinni, zwłaszcza dziennikarze informacyjni, kierować się zasadami jak najdalej idącego obiektywizmu i rzetelności, bo to powinna być część ich warsztatu pracy. Dobrze by było, aby publicyści jasno, bez kamuflażu, prezentowali swoje stanowisko, choć warto, aby byli przynajmniej zaciekawieni odmiennymi stanowiskami. Myślę jednak, że w najbliższych latach najbardziej namacalną dla widzów zmianą będzie „wypłukiwanie” z mediów publicznych wrażliwości konserwatywnej. Ponownie zacznie w nich dominować sposób myślenia charakterystyczny dla mediów lewicowo-liberalnych z dużą dozą tzw. poprawności politycznej.

Czyli widzowie znów będą musieli odczytywać prawdę między wierszami przekazu medialnego?
– Ostatnio histeria wokół mediów publicznych rozgrywała się głównie z powodu kilku programów czy nazwisk. Natomiast zupełnie cicho jest wokół innych nazwisk i programów, które również są wyraziste ideowo. Widocznie tzw. główny nurt medialny uważa, że to, iż one funkcjonują, jest rzeczą naturalną. W uproszczeniu: uważa się, że sytuacja w telewizyjnej Jedynce i radiowej Trójce to skandal, a to, co dzieje się w telewizyjnej Dwójce i radiowej Jedynce jest w porządku. Proszę sobie już dopasować do tej sytuacji konkretne nazwiska dziennikarzy czy nazwy programów. A wyjaśnienie jest proste: te pierwsze anteny były w ostatnich miesiącach domeną PiS, te drugie – SLD. To pierwsze jest oczywiście skandalem, to drugie – normą…

Nową koalicję mogą podzielić jednak niektóre nierozstrzygnięte dotychczas problemy, jak choćby ten podstawowy – finansowanie. To PO chce zlikwidować abonament radiowo-telewizyjny…
– Prezes Dworak zapowiadał, że będzie się starał doprowadzić do uszczelnienia abonamentu i namówić władze, by zrezygnowały ze szkodliwej walki z tą opłatą. Z jednej strony – obecne władze nie mają siły albo woli, by rzeczywiście go zlikwidować, jak zapowiadały, a z drugiej strony – dezawuują go, co jest sygnałem dla społeczeństwa, że jest to jakiś nieuprawniony podatek, którego można nie płacić. To w ogóle jakiś fenomen, iż władza namawia do nieprzestrzegania prawa, a w tej sprawie PO robi tak od 3 lat. Myślę jednak, że nie powiodą się wysiłki Jana Dworaka i nie będzie kolejnej nowelizacji ustawy ani zaostrzenia egzekucji abonamentu. Dlatego warto już zacząć myśleć o nowym sposobie finansowania mediów publicznych. Pomysłów jest sporo. Nie przypuszczam jednak, by stało się to za kadencji obecnego rządu, on bowiem nie robi tego, co zapowiadał. Zapowiadał obniżanie podatków, a je podnosi. Zostanie więc tak, jak jest, a media publiczne – aby przetrwać – będą musiały coraz bardziej komercjalizować programy, co będzie oznaczało dalsze wypychanie z ich oferty programów misyjnych.

Skoro politycy i media publiczne nie poradzą sobie z uporządkowaniem zasad ich finansowania, jak udźwigną zobowiązanie do ich cyfryzacji?
– To jest wyzwanie dla państwa jako całości. Jego waga i rozmiary nie do końca są rozumiane przez obecny rząd, a przecież jest to proces nieuchronny. Przypominam, że do połowy 2013 roku nadawanie analogowe w Polsce ma zostać wyłączone i sygnał radiowo-telewizyjny będzie nadawany wyłącznie w technologii cyfrowej. Tymczasem obecnie jeszcze nie ruszył projekt kompleksowego i przemyślanego nadawania naziemnej telewizji cyfrowej. Miał on ruszyć tej jesieni, ale na skutek jakiejś złośliwości rządowej nie został rozpoczęty, gdyż plan ten był realizowany przez poprzednią KRRiT, którą postrzegano jako instytucję wrogą. Dlatego teraz trzeba będzie wszystko zaczynać od nowa. Wcześniejszy plan Urzędu Komunikacji Elektronicznej i wcześniejszej KRRiT był dobry – zakładał równowagę potencjału w przestrzeni cyfrowej między mediami publicznymi i komercyjnymi. Nie wiem jednak, czy ten plan utrzyma się w nowym układzie politycznym.

Może to będzie sposób na ostateczną rozprawę PO z mediami publicznymi?
– Trzeba będzie obserwować, czyje interesy są realizowane i czy władza rozumie wagę istnienia mediów publicznych.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 26 sierpnia 2010, Nr 199 (3825) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100826&typ=my&id=my11.txt

Skip to content