Aktualizacja strony została wstrzymana

Izrael – Państwo dla niektórych obywateli – Ben White

Państwo Izrael jako państwo syjonistyczne musi – w przeci­wieństwie do innych państw – uznawać się za państwo należą­ce do ludzi, z których większość nie żyje w jego granicach.
Eliezer Schweid

Zachodni obrońcy Izraela twierdzą, że państwo to jest niesprawiedliwie wytykane palcami w geście potępienia, z którym nie spotykają się inne państwa. Izrael istotnie stanowi przypadek „jedyny w swoim rodzaju”, jednak nie w sensie, o jakim mówią broniący go propagandyści. W przeciwieństwie do na przykład Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych czy Francji, Izrael nie jest pań­stwem wszystkich swoich obywateli, lecz tylko niektórych z nich: państwem Żydów. Co więcej, nie jest on tylko pań­stwem żydowskich obywateli: Izrael samookreśla się jako państwo wszystkich Żydów na świecie, bez względu na to, w którym jego zakątku żyją.

Pod pewnymi względami – procesów wyborczych i od­powiedzialności przed wyborcami, solidnego systemu prawnego czy wolności prasy – Izrael jest jak najbardziej demokratyczny. Jednak u jego źródła leży fundamentalna sprzeczność. Były premier Icchak Szamir ujął to następu­jąco: „Państwo żydowskie nie może istnieć bez specjalne­go budulca ideologicznego. Nie przetrwamy długo będąc państwem takim jak inne, których główną troską jest za­pewnienie dobrobytu jego mieszkańcom”.

Wewnętrzna sprzeczność koncepcji państwa „żydow­skiego i demokratycznego” znajduje swe odzwierciedlenie w stosowanym w prawie izraelskim rozróżnieniu między obywatelstwem a narodowością. Wszyscy izraelscy obywatele (hebr. ezrahut) formalnie posiadają równe pra­wa. Lecz tylko jego żydowscy obywatele są członkami narodu (le’um) – cel syjonizmu politycznego sprowadza się bowiem całkowicie do państwa narodu żydowskiego. Prawo izraelskie nie przewiduje zatem istnienia „narodo­wości izraelskiej”, co odróżnia to państwo od większości demokracji zachodnich, w których „obywatelstwo” i „na­rodowość” pozostają zazwyczaj właściwie synonimami.

Zaowocowało to pozwami sądowymi ze strony osób pragnących zmienić status quo. W 1970 r. Izraelski Sąd Najwyższy podtrzymał werdykt sądu okręgowego, zgodnie z którym „narodowość izraelska” w ogóle nie istnieje. Sąd okręgowy uzasadniał swą decyzję stwierdzając, że „nie istnieje narodowość izraelska odrębna od narodowo­ści żydowskiej”. Gdy w ostatnim czasie grupa Izraelczyków wystąpiła z podobnym pozwem sądowym – okazał się on, przynajmniej w chwili pisania tej książki, również bezsku­teczny. Jeden z powodów, prof. Uzzi Ornan, wskazywał na nieuchronnie „antydemokratyczną” naturę rozróżnienia między obywatelstwem a narodowością w Izraelu:

„Wiele krajów ma obywateli, których samookreślenie wiąże się nie tylko z ich krajem pochodzenia, lecz również z przyna­leżnością etniczną, religijną czy kulturową; uznaje się jednak, że bez względu na to przynależą do jednej narodowości. […] Wyobraźcie sobie, jakie wzburzenie zapanowałoby wśród społeczności żydowskich w Stanach Zjednoczonych czy we Francji, gdyby władze zechciały kwalifikować obywateli w ofi­cjalnych dokumentach jako Żydów czy chrześcijan”.

Izrael samookreśla się jako „demokracja żydowska”, co stanowi contradictio in adjectio – i rzecz jasna decydujące znaczenie posiada zawarty w tym terminie przymiotnik, nie zaś rzeczownik. W 1985 r., gdy premierem był Szymon Peres, do jednego z 9 izraelskich Praw Podstawowych (razem stanowiących namiastkę jednolitej konstytucji) wprowadzono poprawkę, zgodnie z którą w wyborach do Knesetu nie mogą startować kandydaci, którzy „bezpo­średnio lub pośrednio” sprzeciwiają się „istnieniu państwa Izrael jako państwa narodu żydowskiego”.

Gdy kilka lat temu żyjący w Izraelu Palestyńczycy opu­blikowali poważną, dogłębną analizę nieuchronnej dyskry­minacji w państwie żydowskim (patrz również część trze­cia), reakcja była przewidywalna. W artykule wstępnym w The Jerusalem Post określono apel o państwo „demokra­tyczne, dwujęzyczne i wielokulturowe” jako „podżegają­cy i podstępny”. Czołowy dyplomata i uczony potępił projekt konstytucyjny jako plan zmierzający „do zniszcze­nia Izraela jako państwa żydowskiego” pod płaszczykiem „złudnych pozorów praw człowieka i sprawiedliwości”.

Cóż było tak przerażającego w żądaniu konstytucji opar­tej o prawa człowieka i sprawiedliwość? Centrum praw­ne na rzecz praw mniejszości arabskiej w Izraelu Adalah, które przeprowadziło jedno z ostatnich badań, zwróciło uwagę, że „reakcją establishmentu izraelskiego […] była histeria”, charakterystyczna dla reżimów kolonialnych, wi­dzących zagrożenie strategiczne w każdym wyzwaniu dla konstytuującej je, opartej o represje struktury:

Tak wyglądała reakcja reżimu apartheidu, gdy w latach 50. Afrykański Kongres Narodowy przedstawił Kartę Wolności, w której zażądał przekształcenia Republiki Południowej Afryki w państwo wszystkich jej obywateli.


AKCEPTACJA A WYKLUCZENIE

To oczywiste, że rozwiązanie syjonistyczne i państwo żydow­skie pozostają niemożliwością bez wypędzenia Arabów, bez konfiskaty ziem i bez odgrodzenia się od nich.

Jeszajahu Ben-Porat, dziennik Jedijot Aharonot, 14 lipca 1972

Działający w Izraelu od wielu lat doktor Uri Davis pisał w swej nowatorskiej książce Apartheid Israel o tym, jak w 1950 r. „izraelski Kneset uchwalił dwa fundamentalne prawa”: Prawo Własności Osób Nieobecnych, „określają­ce granice wykluczenia” oraz Prawo Powrotu, „określające granice akceptacji”.

Ponieważ Izrael nie posiada konstytucji, Prawo Powrotu staje się „jednym z najbardziej fundamentalnych doku­mentów” państwa, określającym jego „raison d’être” – ma się ono stać siedzibą narodową Żydów z całego świata. Jak mówił Ben Gurion, prawo to nie ma „nic wspólnego z prawami imigracyjnymi” znanymi z innych państw. Znaczenie Prawa Powrotu polega na tym, że po jego uchwaleniu

Żydzi zyskali możliwość zadeklarowania się jako obywate­le izraelscy poprzez samo przybycie. […] W istocie wszyscy Żydzi, gdziekolwiek są, są obywatelami izraelskimi, gdyż mają prawo do obywatelstwa.

Jednocześnie z przyznaniem automatycznego pra­wa wstępu wszystkim Żydom na świecie, państwo Izrael dokonało ważnego kroku na rzecz prawnego utrwalenia wywłaszczenia Palestyńczyków, którego zdążono doko­nać z karabinem w ręku. Około 6 miesięcy po izraelskiej deklaracji niepodległości powołano Nadzorcę Własności Osób Nieobecnych, dając mu „władzę absolutną” nad ziemią i nieruchomościami należącymi do uchodźców palestyńskich.

Uchwalone w 1950 r. Prawo Własności Osób Nieobec­nych uznawało ziemię za „opuszczoną”, jeśli jej właściciel czy właściciele pozostawali na niej nieobecni choćby przez jeden dzień poczynając od listopada 1947 r. Obejmowało ono rzecz jasna wszystkich Palestyńczyków wyrzuconych poza granice nowego państwa żydowskiego. Jedynym ce­lem takiego zdefiniowania „własności osób nieobecnych” było „uprawomocnienie przejmowania arabskich ziem i budynków w celu umocnienia kontroli Izraela nad prze­ważającą częścią ziemi uprawnej”.

W latach 50. i 60. rząd izraelski wysyłał do społeczno­ści palestyńskich inspektorów, „by przekazać Nadzorcy ziemię tych, których można było określić mianem osób nieobecnych”. W 1953 r. Kneset uchwalił „ustawę o akwizycji ziemi (poprzez uprawomocnienie postano­wień i kompensatę)” potwierdzającą tytuł rządu do ziem, które wcześniej należały do „osób nieobecnych”.

Choć Prawo Własności Osób Nieobecnych i późniejsze podobne ustawy miały tu podstawowe znaczenie, umoż­liwiając rządowi izraelskiemu konfiskatę ziem należących do Palestyńczyków, to korzystano również z całej gamy innych środków prawnych, ułatwiających przejmowanie mienia Palestyńczyków przez Żydów. Kluczowe znaczenie dla umocnienia systemu apartheidu w pierwszych latach istnienia Izraela miał reżim wojskowy, pod którym aż do 1966 r. znaleźli się pozostali w Izraelu Palestyńczycy.

„Ustawa o (nadzwyczajnych) regulacjach obronnych oznaczała życie w warunkach permanentnego stanu wyjątkowego dla 85% spośród pozostałych w Izraelu Palestyńczyków. Reżim wojskowy oznaczał cią­głe godziny policyjne, podział Galilei na 58 sektorów administracyjnych, z których nie sposób się było wydostać nie posiadając „przepustki”. Regulacje te znacząco ułatwia­ły konfiskowanie ziem Palestyńczykom.

HUSAJN MUBARAKI

Pochodzę z 420-osobowej wsi al-Nahr w dystrykcie Akka. Do wsi należało 6000 dunam (1500 akrów), w tym rzeka. Była to bogata w wodę wieś, z żyznymi ziemiami. Dzień w dzień zała­dowywaliśmy cały wagon pomarańczami, cytrynami i innymi produktami, które wysyłaliśmy do miast takich jak Akka czy Hajfa […]

W 1948 r. uciekliśmy do wsi Abu Snaan […] nie, najpierw do Tarszihy – wówczas zbombardowali Tarszihę z powietrza – i trafiliśmy tutaj […] Tylko dwie, może trzy rodziny znalazły tu schronienie, nie więcej […] pozostali są w Libanie […]

Tak wyglądały rządy wojskowe: ustanowili je, więc gdy uszli­śmy tutaj z al-Nahr, nie mogliśmy już powrócić – powsta­ła tam strefa wojskowa […]. Nie wolno było tam wchodzić. Wchodząc, ryzykowałeś znalezienie się w więzieniu. Jeśli wszedłeś do strefy wojskowej […] to tak się działo. Aby przejąć ziemię…

Źródło: Nakba Oral Histories, as told to Isabelle Humphries, Washington Report on Middle East Affairs, maj-czerwiec 2008, s. 28-29, http://www.wrmea.com/archives/May-June_2oo8/o8oso28.html (materiał dostępny 30 kwietnia 2010).

Od 1948 r. Izrael uchwalił ogółem 30 statusów, za spra­wą których „wywłaszczono ziemię palestyńskich obywate­li i uczyniono ją (żydowską) własnością państwową”. Choć większość konfiskat na dużą skalę przeprowadzono w pierwszych latach po powstaniu państwa Izrael, to jesz­cze w latach 90. wykorzystywano takie akty prawne jak „zarządzenie w celach publicznych” by skonfiskować set­ki tysięcy dunam ziem stanowiących własność prywatną Palestyńczyków. Do końca lat 70. przeciętna społecz­ność palestyńska straciła 65-75% swych ziem. Straty Palestyńczyków stanowiły zysk Żydów: 350 z 370 nowych osiedli żydowskich ustanowionych w latach 1948-53 po­wstało na ziemi należącej do Palestyńczyków. Niemal 200 tys. Żydów wprowadziło się do opuszczonych miast i wsi arabskich, zaś w tak zwanych „miastach mieszanych” Palestyńczycy pozostawali skoncentrowani w wyznaczo­nych „dzielnicach arabskich”. Struktura prawna apar­theidu izraelskiego jest bardziej wyrafinowana i skompli­kowana niż struktura apartheidu w RPA, i nie może taka nie być. Gdyby bowiem „dyskryminacja Palestyńczyków w Izraelu pozostawała równie silnie umocowana praw­nie jak dyskryminacja Czarnych w prawie RPA, poważ­nie zaszkodziłoby to międzynarodowemu poparciu”. Należy zrozumieć kluczową rolę, jaką odgrywają tak zwa­ne „Instytucje Narodowe” oraz specyficzne mechanizmy prawne, regulujące kwestię posiadania ziemi w Izraelu.


KAMUFLAŹE APARTHEIDU

Doktor Uri Davis wskazuje na rozdźwięk w samym ciele Izraela: z jednej strony „nowe państwo dekla­rowało politycznie i prawnie wierność wartościom Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, Karty Narodów Zjednoczonych i standardom prawa międzynarodowe­go”. Z drugiej jednak „siłą napędową, stanowiącą podbudowę działań syjonizmu politycznego” z pewno­ścią nie była „demokracja liberalna”.

Choć rozróżnienie między „Żydem” a „nie-Żydem” po­zostaje „kluczowe” dla apartheidu izraelskiego, to w usta­wach uchwalanych przez Kneset zazwyczaj pozostaje to za­kamuflowane. Istnieje natomiast „dwukondygnacyjna struktura”, która „od ponad półwiecza tworzy zasłonę dym­ną dla ustawodawstwa apartheidu izraelskiego”. Pierwszą kondygnację stanowią tu instytucje syjonistyczne, takie jak Żydowski Fundusz Narodowy, Światowa Organizacja Syjonistyczna i Agencja Żydowska – istniejące wyłącznie w interesie Żydów.

Druga kondygnacja istnieje dzięki temu, że instytucje to pozostają „wrośnięte w aparat prawny państwa Izrael”, w szczególności zaś w „aparat ustawodawstwa strategicz­nego, decydującego o sposobie zarządzania ziemią”. W ten sposób organizacje takie jak Żydowski Fundusz Narodowy, którego celem konstytutywnym pozostaje „osie­dlanie Żydów” w Palestynie, otrzymują zadania i dysponują władzą, normalnie zarezerwowaną tylko dla rządu.

Sam Ben Gurion publicznie docenił korzyści z istnienia tej dwukondygnacyjnej struktury. Pierwszy izraelski pre­mier mówił, że Organizacja Syjonistyczna „zdolna jest osią­gnąć to, co leży poza obrębem władzy i kompetencji pań­stwa”, co stanowi o „przewadze Organizacji Syjonistycznej nad państwem”.

Jak wykazano już w części pierwszej, we wczesnych latach kolonizacji syjonistycznej to Żydowski Fundusz Narodowy stanowił organizację odpowiedzialną za zakup ziemi. Lecz nie zaprzestał on jej nabywania po utworze­niu państwa Izrael. Za sprawą sprzedaży ziemi przez rząd, Fundusz potroił w październiku 1950 r. swój stan posia­dania, przejmując m.in. 40% ziemi „opuszczonej” przez Palestyńczyków.

Żydowski Fundusz Narodowy odegrał kluczową rolę w tworzeniu izraelskiej infrastruktury apartheidu na trzy sposoby:

  • stał się potężnym i rządzącym się swymi własnymi prawami właścicielem ziemskim;
  • „przekazano mu szczególne zadania w państwie, leżą­ce ze swej natury w kompetencjach rządu”;
  • wreszcie, „dzieli z państwem odpowiedzialność za zarządzanie Ziemiami Izraela, stanowiącymi obec­nie ponad 93% wszystkich ziem w Izraelu”.

Te 93% ziem nadzoruje specjalnie utworzone w tym celu ciało – Izraelska Administracja Ziemska. Jej politykę określa Izraelska Rada Ziemska, wśród której 22 członków 12 stanowią przedstawiciele rządu, a 10 – Żydowskiego Funduszu Narodowego. W ten sposób Fundusz, bę­dący bezpośrednim właścicielem 13% ziemi w Izraelu, kształtuje również politykę Izraelskiej Administracji Ziemskiej. Taki wpływ zyskała organizacja, która zgod­nie z własnymi deklaracjami

nie jest ciałem publicznym działającym na rzecz dobra wszystkich obywateli państwa. Żydowski Fundusz Narodowy deklaruje lojalność narodowi żydowskiemu i tylko przed nim pozostaje odpowiedzialny. Jako właściciel ziemski, Żydowski Fundusz Narodowy nie ma obowiązku działać na rzecz rów­ności wszystkich obywateli państwa.

Momentem zwrotnym w procesie legitymizacji prawnej apartheidu pozostaje uchwalenie w 1960 r. przez Kneset Prawa Podstawowego o Ziemiach Izraela. Wraz z uchwaloną równocześnie „ustawą o Ziemiach Izraela” ów akt prawny oznaczał ustanowienie reżimu terytorialnego pełniejszego niż kiedykolwiek dotąd po 1948 r.

Szef Komitetu Konstytucji, Prawa i Sprawiedliwości po­wiedział wówczas parlamentarzystom izraelskim: „uwa­żam, że prawo to należy poprzeć w imię zapewnienia prawnej legitymacji zasadzie, w swych podstawach reli­gijnej: nie sprzedasz nigdy ziemi, gdyż należy ona do mnie” (Księga Kapłańska, 25:23). Raport Żydowskiego Funduszu Narodowego z 1973 r. mówi, że Prawo Podstawowe z 1960 r. nadaje „skutki prawne starożytnej tradycji, zgodnie z którą naród żydowski posiada tę ziemię na wieki”.

W latach 50. i na początku lat 60. uchwalono ustawy, które zapewniały bliskie stosunki między państwem a taki­mi instytucjami syjonistycznymi jak Światowa Organizacja Syjonistyczna i Agencja Żydowska. W ten sposób otwarcie syjonistyczna organizacja, której zakładanym ce­lem jest obrona interesów narodu żydowskiego, otrzymała w 1967 r. w kwestiach imigracji oraz osadnictwa wiejskie­go w Izraelu uprawnienia normalnie zarezerwowane dla państwa.

Wykluczaniu palestyńskich obywateli Izraela przez re­żim apartheidu służą też „komitety selekcyjne” określające kryteria, które należy spełnić, aby móc zamieszkać w nie­mal 70% miast izraelskich. Miastami tymi rządzą rady regionalne, sprawujące kontrolę nad około 80% całości ziem. Komitety, złożone z przedstawicieli rządu i społecz­ności lokalnych oraz wysokiego przedstawiciela Agencji Żydowskiej lub Światowej Organizacji Syjonistycznej, oce­niają „przystosowanie społeczne” kandydatów.


BYĆ PALESTYŃCZYKIEM W PAŃSTWIE ŹYDOWSKIM

Ci z Palestyńczyków, którzy zdołali przetrwać w grani­cach nowego państwa izraelskiego, mierzyli się z rozpa­dem tkanki społecznej – większość ich rodaków stała się uchodźcami, a ich własność skonfiskowano. Odbudowę po tej traumie dodatkowo utrudniał reżim wojskowy, na­rzucony Palestyńczykom przez rząd izraelski przez niemal 20 lat.

Ów stan wyjątkowy oznaczał bezustanne ingeren­cje, podobne do tych, jakich po 1967 r. doświadczy­li Palestyńczycy żyjący pod rządami wojskowymi na Okupowanych Terytoriach Palestyńskich. Przepustki, godziny policyjne i aresztowania polityczne pozostawa­ły wizytówkami reżimu, który przez całe pokolenie ha­mował przyrost naturalny społeczności arabskiej, unie­możliwiał rozwój niezależnej świadomości politycznej Palestyńczyków i rozbijał społeczeństwo.

Nic tu nie było przypadkowe. Jehoszua Palmon, w pierwszych latach istnienia państwa izraelskiego mi­nister ds. mniejszości, następnie zaś doradca premiera do „spraw arabskich”, dzień w dzień trzymał rękę na pul­sie, dbając o funkcjonowanie wojskowego zarządu nad Palestyńczykami. Po latach tak wyjaśniał swe dążenia:

Sprzeciwiałem się integracji Arabów ze społeczeństwem izra­elskim. Wolałem osobny rozwój […]. Separacja umożliwiła utrzymanie reżimu demokratycznego wewnątrz samej spo­łeczności żydowskiej.

Kolejny doradca premiera ds. arabskich w latach 60., Uri Lubrani, mówił szczerze o stosunku państwa do „tubylców”: „Dajemy im traktory, elektryczność i postęp, lecz odbieramy im ziemię i ograniczamy swobodę ruchu. […] Gdyby zostali drwalami, pewnie łatwiej byłoby ich kontrolować”.

Choć zarząd wojskowy nad palestyńskimi obywatelami Izraela dobiegł końca w 1966 r., to inne fundamentalne składowe struktury apartheidu nie zmieniły się po dziś dzień.

Charakterystyczna dla izraelskiej polityki państwowej pozostaje „judaizacja” obszarów uznanych za zbyt mocno zaludnione przez Palestyńczyków i zbyt słabo przez Żydów, dokonywana w drodze konfiskowania ziemi Arabom i tworzenia nowych kolonii żydowskich. Obszarem takich działań stały się w szczególności dwa regiony: Negew i Galilea.

Godny uwagi jest przykład stworzenia żydowskiego „Górnego Nazaretu” mającego ułatwić kontrolę nad pa­lestyńskim Nazaretem w zdominowanej przez Arabów Galilei. Prawdziwą esencją tego sposobu myślenia, jaki przyświeca biurokratom izraelskim, pozostaje wypowiedź jednego z nich z 1953 r.:

Nie da się uczynić Nazaretu choćby częściowo żydowskim, jeśli nie umocni się tam instytucji państwowych. Ten akt kolonizacji napotka trudności, lecz bez niego nie będziemy w stanie zjudaizować Nazaretu.

W 1954 r. rząd izraelski wykorzystał „ustawę o akwizycji ziemi (poprzez uprawomocnienie postanowień i kompen­satę)” w celu konfiskaty 1200 dunam ziemi w Nazarecie i jego okolicach, stwierdzając, że zostanie ona wykorzysta­na w interesie publicznym. W końcu jednak placówki rządowe zajęły jedynie 9 % przejętych ziem, reszta zaś dała fundament „Górnemu Nazaretowi”.

W strategię „judaizacji” wpisywały się również osiedla „strażnicze” zakładane „w całej Galilei i służące nadzoro­waniu wsi arabskich” oraz sadzenie drzew w celu zapobie­żenia „wtargnięciu na ziemię przez Arabów”. Agencja Żydowska ogłosiła w 2002 r. potężny plan nakłonienia 350 tys. Żydów do przeprowadzki do Galilei i na Negew w celu zagwarantowania „większości syjonistycznej na tych obsza­rach”. Dwa lata później ministerstwo budownictwa przedstawiło plany ustanowienia osiedli żydowskich na Negewie w celu „zablokowania ekspansji” społeczności Beduinów.

Rasizm jest zjawiskiem występującym w polityce pań­stwa Izrael tak powszechnie, że nawet postronni obser­watorzy uznają za normalne coś, co gdzie indziej odebra­liby jako absurdalne czy po prostu wstrętne. Na przykład ze strony internetowej BBC można było w swoim czasie dowiedzieć się o ustanowieniu przez Agencję Żydowską w Galilei miasta Karmiel, stanowiącego „forpocztę przeciwko okolicznym wsiom Arabów izraelskich” zaś Washington Post bez cienia zażenowania przyznał, że jego powstanie oznacza „syjonistyczną odpowiedź na obecność licznej ludności arabskiej w Galilei”.

Palestyńskich obywateli Izraela dyskryminuje się na wie­le innych sposobów. W latach 1957-72 Arabom przyznano od 0,2 do 1,5% całości funduszy budżetowych przeznaczo­nych na rozwój. W 2008 r. ów odsetek wynosił już „aż” 4%, mimo iż palestyńscy obywatele stanowią jedną piątą ludności, zaś połowa rodzin arabskich żyje poniżej progu nędzy.

Nie dość, że Palestyńczycy w Izraelu pozostają obywate­lami drugiej kategorii, że utrudnia im się zakup ziemi czy partycypację w budżecie rozwojowym, to jeszcze raz po raz słyszą, że społeczeństwo izraelskie widzi zagrożenie już w samej ich obecności. Ustawicznie mówi się o „za­grożeniu demograficznym” jakże uprzejmie wskazując, że Palestyńczycy są niebezpieczni, ponieważ nie są Żydami.

Izraelscy politycy, dowódcy wojskowi, uczeni oraz opi­nia publiczna często dyskutują nad tym „zagrożeniem” spowodowanym ciągłą obecnością Palestyńczyków w gra­nicach Izraela oraz na kontrolowanych przez to państwo Okupowanych Terytoriach Palestyńskich. Rząd izrael­ski odnowił w 2002 r. wcześniej zdemontowaną Radę Demograficzną, mającą znaleźć konkretne rozwiązania „problemu”.

O tym, jak haniebne są owe stawiane publicznie tezy o „zagrożeniu demograficznym” pisał izraelski publicysta Gideon Levy: „Wyobraźcie sobie, co by się działo, gdyby w Stanach Zjednoczonych czy w Europie dyskutowano nad zatrważającym przyrostem naturalnym Żydów”. Lecz taki właśnie język pojawia się notorycznie w kontek­ście Palestyńczyków w Izraelu. Gdy w 2005 r. spadła liczba narodzin wśród Arabów, nieomal strzelano korkami od szampana, zaś wysoki urzędnik ministerstwa finansów powiedział, że „zdołaliśmy odwrócić trend i obronić ży­dowską większość w kraju”.

Raport Haaretz stwierdza, że ów spadek był „oczy­wistym wynikiem cięć wydatków na fundusze rodzinne w ostatnich 2 latach” zaraz jednak dodając, że „cięcia te podyktowane były względami ekonomicznymi, a nie de­mograficznymi”. Jednakże kilka miesięcy później ten sam dziennik doniósł, że urzędnicy rządowi przyznali w obec­ności przywódcy jednej z partii, iż cięcia w owych wy­datkach były umotywowane „pragnieniem ograniczenia liczby narodzin wśród Arabów”.

W Izraelu nie razi określanie całej grupy obywateli jako zagrożenia ze względu na ich przynależność etnicz­ną przez czołowych przywódców politycznych – tak jak uczynił to były premier Netanjahu w 2003 r. – czy też otwarte dyskutowanie, co robić w celu zapewnienia, by Izrael „pozostał żydowski”, na co pozwolił sobie w 2005 r. premier Ariel Szaron. Po wypowiedzi tego ostatniego w jednym z nagłówków prasowych pojawiła się informa­cja, że izraelska Rada Bezpieczeństwa Narodowego „sfor­mułowała ostatnio plan poprawy sytuacji demograficznej w Izraelu”. Obnoszenie się z jawnie rasistowskimi poglą­dami na temat Palestyńczyków nie stanowi de facto żadnej przeszkody dla zrobienia błyskotliwej kariery politycznej czy wojskowej.

Rasizm dotykający Palestyńczyków w państwie żydow­skim znajduje odzwierciedlenie tak w strukturze prawnej, jak i w retoryce przywódców politycznych, religijnych i wojskowych. Jedno z przeprowadzonych pod koniec lat 90. badań wykazało istnienie 20 dyskryminacyjnych ustaw, a ostatnio uchwalono wprost szokujące, jawnie rasistow­skie prawo. W 2003 r. Kneset przegłosował „ustawę o narodowości i prawie wstępu do Izraela” zakazującą Palestyńczykom z Okupowanych Terytoriów Palestyńskich, którzy poślubią obywateli izraelskich, zamieszkiwania na terenie Izraela oraz nabywania statusu obywatela.

Ustawa ta miała być „tymczasową” lecz odkąd ją uchwa­lono, Kneset regularnie przedłuża czas jej obowiązywania. Już w 2004 r. dotknęła ona od 16 do 24 tys. rodzin: mąż nie może spotkać się z żoną ani też żona z mężem, rodzice nie mogą spotkać się z dziećmi. W materiale prasowym centrum prawnego Adalah, wydanym w 2008 r. i poświę­conym kolejnemu przedłużeniu obowiązywania ustawy, stwierdzono, że „żadne inne państwo na świecie nie odma­wia prawa do prowadzenia życia rodzinnego na podstawie przynależności narodowej czy etnicznej”.

Dla wielu żyjących w państwie żydowskim Palestyńczyków, którym syjonizm polityczny zapewnił los obywateli dru­giej kategorii, niemal gwoździem do trumny okazuje się być niewidzialność prawna. Palestyńczycy wraz ze swymi nieruchomościami mogą stać się „niewidzialni” na dwa sposoby – jeśli mieszkają w nieuznanych wioskach bądź też jeśli są „obecnymi nieobecnymi”.

Nieuznane wioski to społeczności palestyńskie, których istnienia nie chce oficjalnie uznać państwo Izrael. Ustawa o planowaniu i budownictwie z 1965 r. określiła ziemię, na której leży wiele miejscowości palestyńskich, jako „niezamieszkałą”, w ten sposób je delegalizując – „nie ma ich, bo władze miały po prostu takie widzimisię”. Społeczności te pozbawione są szans na zyskanie oficjalne­go statusu, zatem mieszkańcy nie otrzymują zapomóg rzą­dowych, zaś ich domy przeznaczane są do wyburzania.

Ocenia się, że w Izraelu istnieje ponad sto takich nieuznawanych miejscowości, w większości skoncentrowanych na południu i zamieszkałych przez Beduinów z Negewu.
Zamieszkuje w nich 70-80 tys. Arabów, pozbawionych bie­żącej wody, elektryczności, kanalizacji i sieci telefonicznej, którym „zakazuje się rozwijania infrastruktury”.

Są też tysiące Palestyńczyków, których państwo Izrael uznaje za uchodźców wewnętrznych. Ludzie ci opuścili w 1948 r. swe domy i miasta, lecz pozostali na terenie, na którym powstał Izrael. W świetle ustawodawstwa izrael­skiego pozostają jednak „nieobecnymi”, gdyż opuszczając swe domy – choćby na krótko – na zawsze utracili swą zie­mię i mienie. Choć zatem są obywatelami, Palestyńczykom tym „siłą zabroniono powrócić do swej własności, którą uznano za opuszczoną, zaś ich samych nazywa się obec­nymi nieobecnymi”.

„Obecni nieobecni” to około jednej czwartej wszystkich palestyńskich obywateli Izraela. O stosunku apar­theidu izraelskiego do arabskich „tubylców” wymownie świadczy przykład walki mieszkańców dwóch wsi, Kafr Birim i Ikritu, o możliwość powrotu do domu. Gdy w listopadzie 1948 r. eksmitowała ich armia izraelska, owi chrześcijańscy wieśniacy palestyńscy usłyszeli zapewnie­nie, że usuwa się ich z racji „tymczasowych” względów bezpieczeństwa.

Gdy w 1951 r. ciągle nie pozwalano im powrócić do domu, wnieśli pozew do izraelskiego Najwyższego Sądu Sprawiedliwości. W 3 miesiące później wojsko ogłosiło Kafr Birim „zamkniętą” strefą wojskową, do której moż­na było wejść tylko po otrzymaniu specjalnej przepust­ki, następnie zaś w grudniu – gdy sprawa wciąż znajdo­wała się w sądzie – wysadziło wszystkie domy w Ikricie. W 1953 r. wojsko wysadziło pozostałe domy w Kafr Birim. Skonfiskowano ziemię należącą do obydwu wsi, ogłaszając ją „ziemią państwową” i otwierając w ten sposób drogę osadnictwu żydowskiemu.
Upór mieszkańców doprowadził później do powrotu sprawy na światło dzienne. Komitet rządowy zapropo­nował im w połowie lat 90. ugodę, którą odrzucili, gdyż ogromnie ograniczała zarówno liczbę uprawnionych do powrotu, jak i obszar ziemi, jaki mieliby odzyskać. Gdy w 1972 i 2001 r. sprawa trafiła pod obrady gabinetu izra­elskiego, odpowiedź była za każdym razem ta sama: wie­śniakom odmówiono prawa powrotu „ze względów bez­pieczeństwa” jak też z obawy, by nie stworzyć „precedensu”, z którego skorzystają inni palestyńscy „obecni nieobecni”.


PALESTYŃCZYCY WEWNĄTRZ IZRAELA – PODSUMOWANIE

Za rdzeń apartheidu dotykającego palestyńskich obywateli Izraela należy uznać „ekskluzywistyczny reżim terytorial­ny” najlepiej odzwierciedlający historyczny cel syjonizmu politycznego: ziemię Palestyny bez Palestyńczyków. Wymienić należy 3 metody konstytutywne dla tego reżimu:

  • fizyczne wywłaszczenie;
  • system „własności i administracji” ziemią „publiczną”;
  • decyzje biurokratyczne „regulujące rozwój ziemi oraz planowanie jej wykorzystania”.

Otwarty rasizm, z którym mierzą się palestyń­scy obywatele Izraela, to jedynie wynik sprzeczności głównej, nieodłącznej od idei „państwa żydowskiego i demokratycznego”.

Ben White 

Fragmenty książki Bena White’a „Apartheid izraelski”, przełożył Paweł Michał Bartolik

Ben White – dziennikarz specjalizujący się w tematyce palestyńsko-izraelskiej. Publikuje na łamach Guardiana online, The New Statesmen, Electronic Intifada, Al-Jazeera English online, Washington Report on Middle East Affairs, Middle East International.

Za: Wolna Palestyna | http://palestyna.wordpress.com/2010/08/20/ben-white-izrael-panstwo-dla-niektorych-obywateli/

Skip to content