Aktualizacja strony została wstrzymana

Konieczne godne upamiętnienie

Czy ofiary katastrofy smoleńskiej należy upamiętnić pomnikiem, gdzie powinien on stanąć, jak mógłby wyglądać i skąd bierze się niechęć do jego zbudowania – Fronda.pl pyta…


„Pomnik będzie wyrzutem sumienia”

Ewa Kochanowska, wdowa po Januszu Kochanowskim, Rzeczniku Praw Obywatelskich:

Dla mnie jest czymś oczywistym, że pomnik upamiętniający ofiary katastrofy smoleńskiej powinien powstać. Staram się wypracować własną koncepcję takiego monumentu. Do niej będę najbardziej przywiązana. Moim zdaniem pomnik mógłby mieć postać szklanego prostopadłościanu, którego ściany upamiętniają różne miejsca historyczne w Warszawie. Od początku uważałam, że taka budowla powinna stanąć przed Pałacem, albo naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego. Powinna na nim znajdować się informacja o katastrofie oraz nazwiska ofiar, które 10 kwietnia 2010 zginęły. Taki pomnik byłby najprostszy i najlepiej wpasowywałby się w konwencję estetyczną Krakowskiego Przedmieścia.

Natomiast z tych koncepcji, które przedstawiono publicznie, najbardziej odpowiada mi koncepcja Czesława Bieleckiego. Zaproponowany przez niego pomnik uważam za najrozsądniejsze, najbardziej uniwersalne i godzące wszystkich rozwiązanie. Jeśli pomnik miałby mieć formę obelisku, myślę, że mógłby stanąć za lewym skrzydłem Pałacu Prezydenckiego, w okolicach kościoła seminarium duchownego.

Spory wokół pomnika są sztucznie rozdętą aferą, która przykrywa to, co się dzieje w Polsce. Śledztwa ws. przyczyn katastrofy smoleńskiej nie ma, stan kraju jest katastrofalny pod każdym względem: korupcji, stanu finansów, zadłużenia. Tymczasem o rzeczach poważnych i istotnych dla kraju się nie mówi. Rozpętano natomiast medialną aferę, która się dobrze sprzedaje, dobrze fotografuje. Tego pomnika politycy rządzący w Polsce również się boją. On będzie dla nich wyrzutem sumienia na całe pokolenia.

Wokół upamiętnienia katastrofy smoleńskiej rozpoczęła się niepotrzebna afera, która jest bardzo gorsząca. W kraju otworzyła się, jak ja to mówię, „puszka Palikota”. Osoby, które normalnie byłyby poddane ostracyzmowi społecznemu i znalazłyby się poza nawiasem, nagle zobaczyły, że mogą sobie pozwolić na demonstrowanie swoich zachowań. Demoralizacja jest tak głęboka, brak zasad jest tak głęboki, że ludzie zatracili się kompletnie.


„Zabrakło woli”

Beata Gosiewska, wdowa po Przemysławie Gosiewskim – pośle, byłym ministrze i wicepremierze rządu:

Budowa pomnika upamiętniającego 10 kwietnia 2010 jest bardzo potrzebna. Wydaje się, że miejsce takiej budowli wybrał naród w czasie żałoby narodowej. Powinien on powstać przed Pałacem Prezydenckim.

Myśmy wystąpili z propozycją zbudowania „obelisku wierności Ojczyźnie”. Ma on upamiętnić zarówno ofiary, jak i hołd składany im po katastrofie. Sądzę, że to dobre rozwiązanie. Proponowany przez nas pomnik jest także pewnym przesłaniem. Wszyscy, którzy zginęli, wiernie służyli ojczyźnie. Jest to motywacja dla przyszłych pokoleń, które też powinny służyć swojemu krajowi. Taki obelisk w sposób wszechstronny mówiłby o katastrofie smoleńskiej. Na pewno w tej spawie nie wystarczy tablica informująca, że przed Pałacem gromadzili się ludzie w trakcie żałoby narodowej. Dla mnie to tylko tablica informacyjna, dodatkowo kiepsko zredagowana, wprowadzająca nawet w błąd. Nie wiadomo bowiem czemu ma ona służyć. Jeśli upamiętnia żałobę narodową, to komu składano pod nią wieńce i palono znicze. Źyjącym? To przecież jakiś absurd.

Budowa pomnika to kwestia decyzji, pewnej woli. Prawo tworzą obywatele danego kraju, naród. Jego wola została wypowiedziana. Natomiast wolą rządzących było wmurowanie tablicy. I ona zawisła. Nikt nie mówił, że to jest miejsce zabytkowe, konserwator zabytków nie sprzeciwił się temu. Myślę, że również pomnik udałoby się zbudować, gdyby była taka wola.

Dla nas – rodzin ofiar katastrofy – jest to przykre i żenujące, że nie ma woli upamiętnienia ofiar tej tragedii. Nie widzimy woli rządzących. Rządzący mówią wprawdzie, że mają taką wolę, ale nie przejawia się to w żaden sposób w ich czynach. My będziemy jednak konsekwentni w dążeniu do postawienia tego pomnika. Pytanie tylko, czy uda się to zrobić we współpracy z obecną władzą, czy będziemy musieli poczekać na następne.

Przepisy i procedury piszą ludzie. Jeśli oni będą mieli wolę, by upamiętnić tę katastrofę, to do tego dojdzie. To wydarzenie było bez precedensu na skale światową. Zasłanianie się w tym przypadku procedurami i innymi przepisami jest tylko wymówką. Jeśli nie ma woli, to zasłania się jakimiś wymówkami. Jak była wola, by powiesić tablicę, to zrobiono to w tempie ekspresowym.

Sprawę upamiętnienia lewica wykorzystała politycznie, przesuwając dyskusję na boczny temat. Przy tej okazji stara się walczyć z symbolami religijnymi w Polsce. Przypominam jednak, że krzyż stoi na placu Piłsudskiego i tam nikomu nie przeszkadza. Przecież krzyże od czasu przyjęcia chrztu przez Polskę są stawiane w różnych miejscach. I to nikomu nie przeszkadza. A tu nagle ten jeden krzyż przed Pałacem przeszkadza. Ciekawe, dlaczego i komu?


„Naród wybrał miejsce”

Małgorzata Wassermann, córka Zbigniewa Wassermanna, byłego ministra:

Pomnik jest potrzebny i powinien stanąć pod Pałacem Prezydenckim, bo – jak ktoś powiedział – naród wybrał to miejsce. Ja nie chcę mówić o formie, jaką on powinien mieć. Boje się, że jak zaczniemy wszyscy mówić, jak taki pomnik powinien wyglądać, to nie uda się go zbudować, bo każdy będzie miał inną koncepcję. Każdy projekt, który będzie ładny, który w sposób godny będzie upamiętniał ofiary katastrofy smoleńskiej, zostanie przez nas przyjęty.

Postawa Pałacu Prezydenckiego w całej sprawie jest niezrozumiała. Prezydent nie zabiera głosu, a jako gospodarz tego miejsca powinien zabrać. Gdyby rządzącym zależało rzeczywiście na zakończeniu sporu z osobami, które nie tyle bronią krzyża, co oczekują godnego upamiętniania ofiar katastrofy, to prezydent wyszedłby i obiecał, że powstanie pomnik upamiętniający ofiary tragedii. To zakończyłoby wszelkie spory. On wtedy mógłby powiedzieć, że zrobił wszystko, żeby ten spór zakończyć. Ja odnoszę wrażenie, że brak stanowczego oświadczenia prezydenta Komorowskiego jest przyczyną tego konfliktu. Odnoszę wrażenie, że politykom obozu rządzącego od początku towarzyszy niechęć do wyjaśnienia katastrofy, do osób, które w niej zginęły i ich upamiętnienia.


„Ludzie potrzebują znaku”

Ksiądz Bogdan Bartołd, proboszcz archikatedry św. Jana:

Upamiętnienie ofiar katastrofy smoleńskiej powinno być bardzo wyraźne i powinno przybrać widoczną formę architektoniczną. Za upamiętnieniem ofiar katastrofy opowiedziało się również prezydium Konferencji Episkopatu Polski. Ono również mówi o potrzebie godnego upamiętnienia.

Decyzję, jak konkretnie taki pomnik miałby wyglądać, pozostawiam architektom, konserwatorowi zabytków i projektantom. Oni powinni się na ten temat wypowiedzieć. Moim zdaniem taki pomnik powinien stanąć gdzieś przy Krakowskim Przedmieściu, niekoniecznie obok Pałacu Prezydenckiego, przy pomniku księcia Poniatowskiego. On mógłby stanąć np. bliżej kościoła seminaryjnego.

Pamięć o katastrofie smoleńskiej przetrwa, nie zostanie wymazana. Ludzie potrzebują jednak znaku, przy którym będą się zatrzymywać, chwilę się zastanowią, miejsca, które może być okazją do pomodlenia się. Nie widzę powodu, dla którego taki pomnik miałby komuś przeszkadzać. Należy przypomnieć, że katastrofa w Smoleńsku była olbrzymią tragedią, wyjątkową w historii Polski.

Przy okazji sporów o upamiętnienie ofiar katastrofy smoleńskiej doszły jednak do głosu różne opcje polityczne, krzyż pod Pałacem stał się ich zakładnikiem. Ten pomnik powinien być natomiast pomnikiem narodu, a nie jakiejś opcji politycznej.


„Pomnik jest czymś oczywistym”

Łukasz Warzecha, dziennikarz, publicysta:

Wydaje mi się, że jest zupełnie oczywiste, że taki pomnik powinien stanąć. Moim zdaniem najrozsądniejsza i najciekawsza jest propozycja Czesława Bieleckiego. Uważam, że dobry jest pomnik jak najprostszy. Taki, na którym będzie tylko godło Polski i napis: „10 kwietnia 2010 roku Smoleńsk”. On jest najbardziej lapidarny i jednocześnie uwzględnia, że w katastrofie smoleńskiej zginęli nie tylko katolicy. Symbolika jak najoszczędniejsza wydaje mi się właściwa. Po drugie pomysł Bieleckiego jest dobrze umieszczony w przestrzeni publicznej. Wiele osób mówi, że budowany jest pomnik na Powązkach i on już wystarczy. Jednak cmentarz jest na uboczu przestrzeni publicznej, podobnie jak mała tabliczka na Pałacu Prezydenckim. Chodzi natomiast o to, żeby taki pomnik znajdował się w ważnym miejscu, żeby idąc Krakowskim Przedmieściem trzeba było go zauważyć. Dlatego koncepcja Czesława Bieleckiego, by pomnik stanął po lewej stronie Pałacu, tak że byłby dobrze widoczny z około kilometra, wydaje mi się bardzo interesująca. W ten sposób unikalibyśmy ewentualnych problemów z konserwatorem zabytków i próbą wkomponowania pomnika w pomnik księcia Poniatowskiego. Te problemy na pewno należałoby rozwiązać, gdyby pomnik stanął przed Pałacem.

Oczywiście, nie oznacza to, że tylko koncepcję przedstawioną przez Czesława Bieleckiego byłbym w stanie poprzeć. Uważam, że inne znane już projekty są również ciekawe i warte rozważenia. Wydaje mi się jednak, że koncepcja Czesława Bieleckiego jest jak dotąd najszczęśliwsza.

Moim zdaniem na decyzję co do formy tego monumentu powinny mieć wpływ przede wszystkim rodziny ofiar. Podjęcie decyzji powinno się odbyć w drodze spokojnych uzgodnień z rodzinami, konserwatorem, urzędnikami. Ale to wymaga zaproszenia w dobrej atmosferze bliskich i porozmawiania z nimi. Stanowczego oświadczenia, że jest wola, by tę katastrofę upamiętnić.

Bronisław Komorowski, który mówi, że tablica jest wystarczającym sposobem na upamiętnienie katastrofy, chyba udaje, że nie rozumie, o co chodzi. W wymiarze czysto materialnym powinna przejawiać się skala katastrofy. Jeśli katastrofa smoleńska była tak ekstremalna i pochłonęła tak gigantyczną liczbę ofiar – bo biorąc pod uwagę ich funkcje w państwie, liczba była gigantyczna, to monument musi odpowiadać skali tej katastrofy. Natomiast to, co zaproponował prezydent Komorowski, nie odpowiada tej skali. Prezydent powinien na to spojrzeć z punktu widzenia prezydenta państwa a nie polityka Platformy Obywatelskiej.

Mogę spekulować o przyczynach stanowiska obozu rządzącego wobec pomnika. Wydaje mi się, że prezydent nie wie, jak się wycofać z drogi, w którą został wpuszczony przez „Gazetę Wyborczą”. Ja uważam, że likwidacja krzyża i agresywny stosunek do pomnika jest pomysłem właśnie jej środowiska. Moim zdaniem Platforma Obywatelska weszła w buty, które uszyła jej „Wyborcza”.

Przez Bronisława Komorowskiego może również przemawiać niechęć do upamiętnienia poprzednika. Prezydent nie chce zobaczyć, że tu chodzi o coś innego, że chodzi m.in. o godność państwa. Wydaje mi się, że jego taktyka jest błędna. Komorowski zmarnował szansę, jaką dał mu los. Jego sytuacja nie była komfortowa, ale problemy związane z katastrofą mógł obrócić na swoją korzyść. Gdyby przyjął inny stosunek do Lecha Kaczyńskiego, oświadczył, że nie ma nic przeciwko upamiętnieniu ofiar tragedii z 10 kwietnia, gdyby został honorowym patronem konkursu dotyczącego budowy pomnika, to byłoby go znacznie trudniej za coś w tej sprawie krytykować. To byłoby mądre wykorzystanie sytuacji. Ale zrobił inaczej i zdaje mi się, że teraz nie wie, jak się wycofać. Widoczna jest również chęć podsycania konfliktu, który jest korzystny dla Platformy Obywatelskiej. Druga strona zresztą też bierze aktywnie udział w tym scenariuszu.

Opinie zebrał Stanisław Źaryn

Za: Fronda.pl | http://www.fronda.pl/news/czytaj/konieczne_godne_upamietnienie

Skip to content