Aktualizacja strony została wstrzymana

Na równi pochyłej – Stanisław Michalkiewicz

Czy istnieje jeszcze naród polski? Warto postawić to pytanie zwłaszcza po demonstracji zorganizowanej 9 sierpnia w Warszawie przez razwiedkę. Ja oczywiście wiem, że Hanna Gronkiewicz-Waltz, która jeszcze niedawno przez telefon wysokiej częstotliwości rozmawiała z samym Duchem Świętym, udzieliła pozwolenia na demonstrację 22-letniemu Dominikowi Tarasowi, ale skoro TVN twierdzi, że to była demonstracja „internautów”, to chciałbym przypomnieć, że „młodzi” nie pierwszy raz tak się „skrzyknęli”. Po raz pierwszy „młodzi” się „skrzyknęli” SMS-ami podczas żałoby po śmierci Jana Pawła II. Nawet sam przez chwilę dałem się na to nabrać, chociaż egeria TVN zagospodarowała tę żałobę, niczym własną kuchnię, ale kiedy pani red. Justyna Pochanke przekazała rozkaz, by w dniu pogrzebu, w godzinie zgonu papieża w całej Polsce zawyły syreny. Tu już spontan jest wykluczony, bo te syreny są elementem systemu obrony cywilnej państwa, więc pani red. Pochanke, mogła tylko przekazać rozkaz Sił Wyższych. Więc kiedy syreny posłusznie zawyły, nie ulegało już wątpliwości, że Wojskowe Służby Informacyjne przeprowadzają ćwiczenia, mające na celu sprawdzenie zdolności mobilizacyjnych agentury, którą zwerbowały sobie we wszystkich bez wyjątku środowiskach w ciągu ostatnich 30 lat.

Podejrzenie to potwierdziło się bardzo szybko, kiedy podczas wyborów parlamentarnych i prezydenckich w 2005 roku „młodzi” znowu „skrzyknęli się” SMS-ami – oczywiście wyłącznie po stronie Platformy Obywatelskiej, której razwiedka oddała wszystkie swoje aktywa. Powtórzyło się to w roku 2007 – co pokazuje, że ta taktyka się sprawdziła. Więc skoro telewizyjna ekspozytura Wojskowych Służb Informacyjnych podaje, że na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie demonstrują „internauci”, to można tylko pogratulować generałowi Dukaczewskiemu powodzenia w werbunku, dyspozycyjności i karności agentury. Każdy indagowany, zapewne zgodnie z instrukcją recytował, że „krzyż powinien być w kościele”. Taki rozkaz – no i oczywiście, żeby było po jajcarsku – to znaczy dowcipnie – ale w guście biłgorajskiego filozofa.

Skoro zatem razwiedka urządziła taką demonstrację siły, to warto zapytać, w jakich środowiskach sukces werbunkowy i dyscyplinarny okazał się największy – bo to jest zarazem przynajmniej fragment odpowiedzi na pytanie, czy istnieje jeszcze naród polski. Naród, jak wiadomo nie tylko stanowi wspólnotę krwi i języka, ale – podobnie jak cywilizacja – wspólne rozumienie takich kategorii, jak dobro, prawda i piękno. Wspólne rozumienie dobra jest całkowicie wykluczone między polskimi patriotami, a członkami ubeckich dynastii, których początki giną w mrokach niemieckiej okupacji i donosach do „Szanownego Pana Giestapo”. Nawet przy najlepszej woli trudno sobie wyobrazić jakikolwiek wspólny punkt w rozumieniu dobra między ubowcami i ich konfidentami, a ich ofiarami. Podobnie z prawdą. Dla normalnych ludzi prawda jest zgodnością mniemań z rzeczywistością i leży tam, gdzie leży. Tymczasem dla ubowców, bez względu na to, czy w pierwszym, drugim, trzecim, czy czwartym pokoleniu, prawdą jest to, co akurat podaje do wierzenia partia, zaś dla marksistowskich mełamedów – mądrość etapu. Zwłaszcza – jeśli są to mełamedzi „z korzeniami”, z wyżyn swoich trybalistycznych uroszczeń pogardzający mniej wartościowym narodem tubylczym. Różnicę w pojmowaniu piękna najlepiej ilustruje kąpiel w błocie na Przystanku Woodstock, jako szczytowe osiągnięcie „sztuk przepięknych” z jednej i patriotyczna manifestacja, kiedy przemawia chwała – z drugiej strony.

Zatem nawet w rozumieniu piękna nie ma żadnej wspólnoty. A skoro tak, to trzeba sobie szczerze i otwarcie powiedzieć, że w ciągu ostatnich 70 lat polska wspólnota bardzo się uwsteczniła – tak bardzo, że prawdopodobnie narodem w tradycyjnym rozumieniu już być przestała. Źe naród polski jest epigonem, zjawiskiem zanikającym, bo co znaczna część spośród 38 milionów to po prostu Scheiss. Źaden polityk, ani kaznodzieja nie ośmieli się tego powiedzieć w obawie przed utratą popularności. Ale jeśli ktoś nie musi już nikomu się podlizywać, to stać go na luksus mówienia również prawd obrzydliwych. Bo jakże inaczej wyjaśnić przyczynę, dla której naród o tysiącletniej historii, bez mrugnięcia okiem pozwala rządzić sobą tajniakom, wysługującym się państwom sąsiednim? Jakże inaczej wytłumaczyć opiniotwórczą siłę żydowskiej gazety dla tubylców, stanowiącej krynicę mądrości dla znacznej części jego duchowych przewodników, co do których nie ma pewności, czy jeśli coś mówią, to dlatego, że naprawdę tak myślą, czy dlatego, że tak im „kazali”?

Przewodnim motywem komentarzy TVN była troska, żeby manifestacja zwołana przez Dominika Tarasa przebiegła bezpiecznie. Nawiasem mówiąc, złożył on zapewnienie, że będzie ona miała przebieg pokojowy – i pani Hanna Gronkiewicz-Waltz bez wahania mu uwierzyła. Albo jest taka łatwowierna, albo oświeciły ją Siły Wyższe – czy tym razem też Duch Święty, czy może prędzej – oficer operacyjny razwiedki? Najwyraźniej na tym etapie ani razwiedka, ani strategiczni partnerzy jeszcze nie pozwolili „internautom” dodać dramatyzmu. Ale wszystko przed nami, bo przecież porządkowanie tubylczej demokratycznej fasady w samorządach odbędzie się dopiero jesienią, a w „parlamencie” i „rządzie” – dopiero w przyszłym roku.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   17 sierpnia 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1732

Skip to content