Aktualizacja strony została wstrzymana

Replika na replikę, czyli zamykam sprawę. Redaktorowi Lisickiemu w odpowiedzi – Jarosław Kaczyński

W poniedziałkowej „Rzeczpospolitej” jej redaktor naczelny Paweł Lisicki odpowiedział na mój wywiad, który ukazał się w piątek na portalu www.pis.org.pl jako polemika z jego tekstem z 5. sierpnia, zatytułowanym „Polska droga do zapateryzmu”.

Niestety, pan Lisicki nie był łaskaw wziąć pod uwagę moich argumentów i swoje opinie z pierwszego artykułu podtrzymał w kolejnym. Ponieważ jego sądy dotyczą rzeczy ogromnej wagi, poczułem się zmuszony jeszcze raz siegnąć po pióro.

O inwektywach słów parę

Bardzo bym chciał, aby polskie życie publiczne toczyło się na takim poziomie, na którym określenie czyjegoś poglądu słowem „bzdura” – a wyraz ten odnosi się do poglądów, do jakiejś tezy, a nie do osoby jej autora – mogłoby być traktowane jako inwektywa. Niestety tak nie jest. To po pierwsze.

Po drugie, nawet jeśli do słowa „bzdura” dodać przymiotnik „obrzydliwa”, czyli szczególnie ostro zakwalifikować czyjś pogląd jako radykalnie sprzeczny z prawdą, to też nadal nie mamy do czynienia z inwektywą. Jeśli pan Lisicki odbiera to inaczej, to znaczy, że żyjemy w innych światach. Tym niemniej doradzam mu lekturę choćby poświęconego mojej osobie artykułu pióra pana Niesiołowskiego w ostatnim numerze „Wprost”. Nie jest to, rzecz jasna, jedyny tekst, w którym ja albo Prawo i Sprawiedliwość jesteśmy brutalnie, bezpardonowo atakowani. Podobnych przykładów mógłbym podać wiele.

Powtórzę, bardzo bym się cieszył, gdyby polska debata publiczna odbywała się w innej atmosferze. Jeśli zaś chodzi o moje w niej uczestnictwo, to nigdy nie zniżyłem się do poziomu pana Niesiołowskiego, ani też się doń nawet nie zbliżyłem. Co nie znaczy, że czasem nie musiałem się do obowiązującego tonu troszkę dostosować.

Nie zauważyłem też, żeby pan Lisicki czynił wiele, aby się temu językowi agresji przeciwstawić, żeby się jednoznacznie, radykalnie odciął od Platformy Obywatelskiej. By jasno stwierdził, że jest to partia, której nie wolno popierać, bo niszczy ona polskie życie publiczne. Jeżeli to uczyni, to wtedy będzie miał większe prawa do krytyki.

Chciałbym też wyjaśnić pewne nieporozumienie, które wynikło z moich lektur „Gazety Wyborczej”. Otóż w Ewangelii według św. Mateusza można znaleźć takie oto słowa: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5,37). O takiej niemożności przestrzegania reguł myślałem. Zaciągnąłem języka, teraz wiem więcej, ale pan Lisicki przesadza, jeśli sądzi, że tak bardzo wchodziłem w jego życie osobiste. Zasada „tak, tak, nie, nie” w zdecydowany sposób obowiązuje katolików i mam tutaj pewne wątpliwości, czy pan Lisicki rzeczywiście jej hołduje.

A jednak oportunizm

Nie jestem także pewien, czy pan Lisicki w ogóle czytał komunikat Komitetu Politycznego Prawa i Sprawiedliwości z 2 sierpnia. Przypomnę: nie myśmy stawiali krzyż, nie myśmy stworzyli tę grupę, która wokół krzyża stoi i jeśli znajdują się w niej członkowie PiS, to są oni nieliczni i występują tam jako osoby prywatne. W żadnym więc razie nie można akcji obrony krzyża uznać za nasze dzieło. Przypisywanie tego Prawu i Sprawiedliwości jest po prostu nadużyciem, chociaż oczywiście uważamy, że krzyż w tym miejscu jest jak najbardziej właściwy.

Nasz komunikat mówi o tradycji polskiego krzyża, o różnych jego kontekstach, i o tym, że prezydent Komorowski te konteksty powinien znać. Skoro pan Lisicki nie zacytował nawet fragmentu tego skądinąd niezbyt długiego tekstu, ani w jednym, ani w drugim swoim wystąpieniu, to zmuszony jestem traktować to jako pewne nadużycie, bowiem tekst ten nie daje najmniejszych podstaw do twierdzeń, które się w jego artykułach znalazły. W naszym komunikacie między innymi akceptujemy przeniesienie krzyża przez pielgrzymów do Częstochowy, ale postulujemy jednocześnie, by powrócił stamtąd na dotychczasowe miejsce.

Wciąż pozostaje dla mnie otwarte pytanie, dlaczego zostałem zestawiony z panem Komorowskim, rzeczywistym twórcą prezapateryzmu w Polsce. Bo to przecież jego wypowiedź dała asumpt do różnego rodzaju ataków, do różnego rodzaju działań, które pokazują kompromitującą twarz Warszawy i nikt, kto tę twarz widzi, nie powinien zapominać, że Platforma Obywatelska totalnie wygrywa wybory w więzieniach. Także pan Lisicki nie powinien tego zapominać. Nie zamierzam tej twarzy utożsamiać z Platformą Obywatelską, ale fakt, o którym powyżej wspomniałem nie ulega wątpliwości.

Krótko rzecz ujmując: zapateryzm rzeczywiście w Polsce się pojawia, ale jego zwolenników, wrogów krzyża, ośmieliła wypowiedź urzędującego prezydenta Rzeczypospolitej. To on przecież dał sygnał, że można usuwać krzyże z przestrzeni publicznej. Ja się tylko temu przeciwstawiałem, jak zresztą wielu publicystów i dziennikarzy, w tym takich, którzy mnie na co dzień krytykują. Jeden z nich, niejaki Kontek, zestawia mnie we wtorkowym „Fakcie” z Komorowskim i jego przyjacielem i protegowanym Palikotem. Oto do czego może doprowadzić „polityczna potrzeba równowagi”, zmieniająca się w urojenie.

Lubię zwierzęta i nie ukrywam tego. Jestem więc pewnie odpowiedzialny wedle tego sposobu myślenia za „łowcze” instynkty obecnego prezydenta, który doznaje widać przyjemności zabijając Bogu ducha winne zwierzęta w trakcie polowania. Także wyczyny Palikota to z pewnością wynik mojej ich krytyki. Powtarzam: nie można – jak chce pan Lisicki – oskarżać tych, którzy się przeciwstawiają złu o to, że to zło wywołali.

Obecny prezydent wygrał wybory, bo uzyskał poparcie znacznej części elektoratu konserwatywnego, która na pewno nie jest przeciwko krzyżowi – dlatego mówiłem o tym w wywiadzie jako o nieporozumieniu. To są fakty, nad którymi nie da się przejść do porządku dziennego. Fakty, które pozwalają mi mówić o oportunizmie czy hiperoportunizmie pana Lisickiego.

Moje twierdzenie mogę poprzeć jeszcze jednym przykładem z poniedziałkowej „Rzeczypospolitej”. Otóż wspomina ona o mojej konferencji prasowej, pisząc o niej nawet dość umiarkowanie. Jednakże kiedy relacjonuje to, co mówiłem o wypowiedziach pana Komorowskiego, to przytacza tylko jedną z nich i to z czasów, kiedy nie był jeszcze marszałkiem Sejmu – o tym, że „szkoda Polski”. Nie ma w niej natomiast słowa o przywołanych przeze mnie stwierdzeniach: „jaka wizyta, taki zamach” czy „ślepy snajper, by z 30 metrów nie trafił”. Nie mówiąc już o tej tajemniczej wypowiedzi, że prezydent dokądś poleci i – w domyśle – nie wróci, o której powiedziałem, że powinna być przedmiotem śledztwa. W ich pominięciu także widzę element oportunizmu, bo są to słowa, które pana prezydenta niezmiernie kompromitują. Uważam także, za warte zacytowania w poważnym dzienniku moje twierdzenie o tym, że gdyby taka sytuacja, jaka przydarzyła się Lechowi Kaczyńskiemu w Gruzji, przytrafiłaby się prezydentowi Francji i zostałaby skwitowana podobnymi zdaniami przez przewodniczącego tamtejszego Zgromadzenia Narodowego, to ten ostatni bardzo szybko musiałby zniknąć ze sceny politycznej

Krzyż nie jest symbolem zamachu

Pan Lisicki nie chce wycofać się z tezy głoszącej, iż Prawo i Sprawiedliwość upatruje w krzyżu symbol zamachu. Zbywa milczeniem mój argument, iż fakt, że na mogiłach są krzyże, nie oznacza, że ogromna większość tych mogił kryje ludzi zamordowanych bądź takich, którzy zginęli w jakichkolwiek dramatycznych okolicznościach. Pisze natomiast, że skoro mówię, iż odrzucenie z góry zamachu – czego, dodam, nie czyni nawet prokuratura – jest wyrazem tchórzostwa, to wobec tego poszukiwanie dowodów na zamach jest wyrazem odwagi. Może i tak, ale czy odwaga aby na pewno jest złą cechą w tego rodzaju sytuacjach?

Jestem głęboko przekonany, że każde normalne państwo, którego prezydent i wiele innych wybitnych osobistości zginęłoby w tego rodzaju katastrofie, uczyniłoby wszystko, żeby uczestniczyć w rosyjskim śledztwie. Chcę bardzo mocno podkreślić, że w trakcie kampanii wyborczej wielokrotnie jasno to mówiłem i byłem jednym z inicjatorów odpowiedniej uchwały w tej sprawie, która przez większość sejmową zastała odrzucona. Co więcej nie przyjęto również złożonego przez Prawo i Sprawiedliwość dezyderatu sejmowej Komisji Sprawiedliwości, co potwierdza niechęć rządzących do nawet ograniczonego polskiego udziału w śledztwie. To wszystko razem wzięte musi rodzić daleko idące wątpliwości co do dobrego sumienia tych, którzy to robią.

Mam prawo mówić o odpowiedzialności moralnej i politycznej

I wreszcie kwestia ostatnia. Pan Lisicki tworzy następujące przeciwstawienie: albo katastrofa smoleńska była dziełem przypadku, a wtedy nikt za nią nie odpowiada, albo mieliśmy do czynienia z zamachem, za który odpowiedzialność ponoszą zamachowcy. Tym samym redaktor naczelny „Rzeczypospolitej” zapomina, że istnieje sfera niejako pośrednia: sfera odpowiedzialności moralnej i politycznej.

Co więcej, wbrew temu, co pisze pan Lisicki, tocząca się właściwie bez przerwy od 2005 roku wielka kampania przeciwko prezydentowi, wzmocniona po wyborach 2007 roku nieustannym łamaniem przez rząd konstytucji i ustaw zwykłych, na co, niestety, media odpowiednio nie reagowały, i zwieńczona wymierzoną w prezydenta własnego państwa katyńską grą Donalda Tuska z Władimirem Putinem, w oczywisty sposób obniżała bezpieczeństwo prezydenta i zwiększała prawdopodobieństwo katastrofy. A zatem istnieją przesłanki, by mówić o odpowiedzialności moralnej i politycznej części polityków partii rządzącej, którzy w normalnie funkcjonującej demokracji musieliby zrezygnować z uprawiania polityki.

Tego wszystkiego pan Lisicki do wiadomości przyjąć nie chce, bo być może jest to zbyt niebezpieczne dla jego obecnego statusu; być może ma poczucie, że podważyłoby to także jego samoocenę; być może są jakieś inne przyczyny. Moim zadaniem nie jest jednak wspieranie dobrego samopoczucia pana Lisickiego.

Chcę – zamykając tę polemikę – jasno powiedzieć, że sprawę katastrofy smoleńskiej będę prowadził w ramach ruchu społecznego, a nie w ramach partii. Nikt nie może mi zarzucić, że kiedykolwiek powiedziałem, iż nie będę tego czynić, choć rzeczywiście nie eksponowałem tego podczas kampanii wyborczej. Ale przecież nie raz i nie dwa mówiłem o tym, że wojna polsko-polska doprowadziła do tragedii, że chłopcy bawili się zapałkami. Jednocześnie, jak już wspominałem, głosowałem za bardziej zdecydowaną postawą rządu w sprawie śledztwa. Opowiadałem się za tym, by było ono prowadzone do końca, zarówno w aspekcie odpowiedzialności moralnej oraz politycznej, jak i na poziomie wyjaśnienia rzeczywistych przyczyn katastrofy. Na podstawie wiedzy, którą dzisiaj mamy, jedno wydaje się nie ulegać wątpliwości: załoga tego samolotu została wprowadzona w błąd.

Jarosław Kaczyński

Za: PiS.org | http://www.pis.org.pl/article.php?id=17538 | Replika na replikę, czyli zamykam sprawę. Redaktorowi Lisickiemu w odpowiedzi

Skip to content