Aktualizacja strony została wstrzymana

Dowody pokrywa mgła

O ile w 2001 roku patomorfolodzy badali ciała ofiar katastrofy lotniczej w Pensylwanii przez trzy miesiące, o tyle rosyjscy eksperci medycyny sądowej ustalili tożsamości wszystkich 96 ofiar smoleńskich w ciągu zaledwie dziesięciu dni

„Po rozbiciu się samolotu na miejsce katastrofy nie przyjechała żadna rosyjska karetka pogotowia. W samolocie, który spadł z wysokości kilku metrów, nie było ani jednej żyjącej lub rannej osoby, a przynajmniej niezmasakrowanych zwłok (tymczasem ze statystyk wynika, że w takich okolicznościach przeżywa około 80 proc. pasażerów i członków załogi)” – czytamy w artykule opublikowanym na litewskim portalu Balsas. Powołując się na opinie zagranicznych ekspertów, autor tekstu dowodzi, że katastrofa Tu-154M pod Smoleńskiem nie mogła być przypadkowa. Porównuje śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego do niewyjaśnionej do tej pory katastrofy na Gibraltarze, w której zginął gen. Władysław Sikorski.

„Moskwa ukrywa dane o katastrofie samolotu prezydenta Polski, tak samo jak 50 lat temu negowała swoją odpowiedzialność za zagładę tysięcy polskich oficerów” – komentuje litewski portal, przypominając jednocześnie, że ostatecznie historia przedstawiła niezbite dowody na to, że „bezbronnych Polaków rozstrzeliwali rosyjscy enkawudziści”.
Litwini mają świadomość, że wyjaśnienie przyczyn katastrofy z 10 kwietnia napotyka na poważne przeszkody. „(…) nieoczekiwany, niewyobrażalny koniec kariery politycznej i życia prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego rosyjska prokuratura generalna nadal kategorycznie nazywa 'nieszczęśliwym wypadkiem’, choć niezależni eksperci przedstawiają dziesiątki dowodów na to, że to była, mówiąc terminami sowieckiego KGB, 'fizyczna likwidacja wojskowo-politycznego kierownictwa wrogiego państwa'” – utrzymuje autor tekstu.

Dwa Katynie

Balsas.lt przypomina, że 10 kwietnia prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką i 94 znanymi osobistościami ze świata polityki, wojskowości, kultury i Kościoła leciał do Federacji Rosyjskiej uczcić pamięć ofiar katyńskich. „[Prezydent] chciał przypomnieć Rosji i światu, że komunistyczną Polskę zbudowano na fundamentach przymusowego kłamstwa o Katyniu, a Polska demokratyczna usiłuje dowiedzieć się całej prawdy o tej krwawej zbrodni” – czytamy w artykule.

W kolejnym akapicie autor podkreśla, że – podobnie jak w przypadku mordu katyńskiego dokonanego na 22 tys. polskich oficerów – na katastrofę polskiego samolotu, którą już zdążono nazwać „drugim Katyniem”, tylko w ciągu pierwszego miesiąca „także zostały wylane całe beczki pogłosek i dezinformacji”. Litwini zauważają, że do tej pory nie jest oczywisty nawet dokładny czas katastrofy.
I znowu paralela do Katynia – podobna sytuacja nastąpiła po wojnie, kiedy Józef Stalin przedstawił światu „niezbite” dowody na to, że „polskich oficerów w Katyniu rozstrzelano nie w marcu – kwietniu 1940 r., lecz w 1941 r., gdy obwód smoleński już był zajęty przez niemieckich narodowych socjalistów”.

Dlaczego nikt nie przeżył

Zgodnie z wersją dominującą w Rosji, Tu-154M miał spaść dlatego, że „jego piloci nie zastosowali się do zaleceń wieży kontrolnej lotniska wojskowego w Smoleńsku i usiłowali wylądować w nieodpowiednich warunkach pogodowych, gdy pas startowy był pokryty gęstą mgłą”. Litewski portal polemizuje z tą tezą, przywołując informacje podane przez amerykańską witrynę Prison Planet. Przywoływani tam eksperci zauważają, że nagrane przez świadków filmy z miejsca katastrofy oraz dane meteorologiczne z tej godziny zaprzeczają twierdzeniom, jakoby to mgła miała przeszkodzić pilotowi zorientować się, że „ląduje nie na lotnisko, tylko na las”. Przywołany został argument, że mgła – o ile nie jest wytwarzana sztucznie – powstaje, gdy wilgotność powietrza zbliżona jest do 100 procent. Tymczasem dane meteorologiczne wskazują, że 10 kwietnia pod Smoleńskiem wynosiła ona mniej niż 60 procent. „Amerykanie twierdzą, iż to, co rosyjscy funkcjonariusze nazywają mgłą, w rzeczywistości jest dymem unoszącym się z płonących szczątków samolotu” – zaznacza portal. Przypomina przy tym, że do tej pory nikt nie zanegował autentyczności opublikowanego w internecie amatorskiego filmiku, na którym słychać głosy w języku polskim (m.in. „Nie zabijajcie nas”), a następnie odgłosy strzałów.

Portal zauważa, że jedną ze zgłaszanych od początku poważnych wątpliwości jest pytanie o to, dlaczego bezpośrednio po katastrofie na miejsce nie przyjechała żadna rosyjska karetka pogotowia. Zdaniem Litwinów, dziwne jest to, że katastrofy nie przeżyła ani jedna osoba bądź że nie znaleziono przynajmniej jednych niezmasakrowanych zwłok. „Ze statystyk wynika, że w takich okolicznościach przeżywa około 80 proc. pasażerów i członków załogi” – twierdzi Balsas.lt. Autor tekstu zastanawia się też, dlaczego „ziemia na miejscu katastrofy nie była wypalona, choć powinno tak się stać, gdy spadnie samolot napełniony paliwem”.

Odwracanie uwagi

Portal przytacza także obserwacje znanej austriackiej analityk Jane Bürgermeister, która zajmowała się m.in. tematem światowej psychozy z powodu ptasiej i świńskiej grypy, a także niemieckiego dziennikarza Gerharda Wisnewskiego. Twierdzą oni, że przywódcy rosyjscy poprzez „teatralną pokutę za pierwszy Katyń” chcieli odwrócić uwagę od drugiego.

Wisnewski porównuje katastrofę polskiego samolotu prezydenckiego Tu-154M z katastrofą porwanego przez terrorystów 11 września 2001 roku w Pensylwanii amerykańskiego samolotu pasażerskiego. „Wówczas pasażerowie powstali, uniemożliwiając islamistom uderzenie samolotem w Biały Dom w Waszyngtonie. Samolot amerykańskich linii lotniczych Boeing 757-222 spadł na pole w odległości 240 km od stolicy USA” – pisze Wisnewski. Zdaniem niemieckiego dziennikarza, podobnego scenariusza nie można z całą pewnością wykluczyć także w przypadku samolotu, którym leciał prezydent Kaczyński i 95 pozostałych pasażerów. „Samolot miał spaść jeszcze na terytorium Polski, aby nikt nie mógł podejrzewać o to rosyjskich służb specjalnych” – dywaguje dziennikarz. Litewski portal zauważa ponadto, że o ile w 2001 roku patomorfolodzy badali ciała ofiar katastrofy lotniczej w Pensylwanii (pasażerów, członków załogi i terrorystów) przez trzy miesiące, o tyle rosyjscy eksperci medycyny sądowej ustalili tożsamości wszystkich 96 ofiar smoleńskich w ciągu zaledwie dziesięciu dni i zwrócili Polakom kontener z „nierozpoznanymi” szczątkami ludzkich kości i tkanek. „Na Zachodzie dziwią się, dlaczego polski rząd kierowany przez liberała Donalda Tuska dotychczas nie zażądał, aby śledztwo w sprawie katastrofy prowadziła międzynarodowa komisja, nie zaś rosyjscy prokuratorzy, którzy niszczą dowody” – komentuje Balsas.lt.

Powtórka z Gibraltaru?

Litwini analizują też, dlaczego do jednego samolotu wsiadło tyle ważnych osobistości, skoro Polska pamięta jeszcze inną straszną katastrofę lotniczą z 23 stycznia 2008 r., kiedy to rozbił się samolot typu CASA, którym lecieli ważni dowódcy wojskowi.

Balsas.lt zauważa, że katastrofa samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim jest podobna do tej, która wydarzyła się 4 lipca 1943 roku na Gibraltarze. Niewyjaśnioną do tej pory śmierć poniósł wtedy gen. Władysław Sikorski, który „przeszkadzał moskiewskim planom zapanowania w powojennej Polsce i całej Europie Wschodniej”.
Puenta tego artykułu jest taka: po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego zabrakło w Europie „przedostatniego znanego polityka”, który nie chciał „zresetować” stosunków z Rosją – do czego usilnie namawia chociażby prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama. „Ostatnim takim politykiem jest prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili” – konstatuje Balsas.lt.

Marta Ziarnik

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 20 lipca 2010, Nr 167 (3793) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100720&typ=sw&id=sw31.txt

Skip to content