Minister Radek Sikorski ogłosił w sobotę wieczorem, że Francja zgodziła się na inicjatywę Donalda Tuska w sprawie konsultacji szefów rządów państw UE nt. konfliktu gruzińsko-rosyjskiego. Francja wykazuje powściągliwość i apeluje o wycofanie z terenów objętych walkami zarówno wojsk rosyjskich, jak i gruzińskich. W wieczornej wypowiedzi dla TVP, prezydent Lech Kaczyński powiedział, że „wyłania się złowroga twarz Rosji, złowroga dla Polski, dla Unii Europejskiej, dla naszych sąsiadów…”.
Premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego nie różni w polityce zagranicznej – nic. Obaj popierali rozbiór Serbii, obaj uznają wojnę w Iraku za „naszą wojnę”, teraz rozpętują kolejną awanturę z Rosją.
Jeszcze w lutym pisałem, że popierając tworzenie w Kosowie muzułmańskiego państwa, Tusk i Kaczyński biorą udział w „legalizacji” procesów głębokich zmian geopolitycznych o fundamentalnym znaczeniu dla państw europejskich, w tym dla Polski. Nie są tych procesów świadomi, nie wiedzą, że ściągają nad Polskę nieszczęścia, których zalążek sięga właśnie Kosowa. Pisałem wtedy, że po konsultacjach Władimira Putina z Angelą Merkel, nie może być już mowy o mrzonkach, typu: „Gruzja i Ukraina w Unii Europejskiej, albo w NATO”. Wpływy w Europie zostały podzielone. Znaleźliśmy się w „osi niemieckiej” – pierwszy raz w historii. I będziemy ponosić tego konsekwencje. Nie mam żadnej satysfakcji, że miałem rację.
Prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili zdecydował, że w dzień rozpoczęcia olimpiady w Pekinie, wojska gruzińskie zaatakowały zbuntowaną prowincję, Osetię Południową, gdzie konflikt, podobnie jak w Abchazji, trwa od czasu rozpadu ZSRR. Wiedział, że siły pokojowe tam stacjonujące są siłami rosyjskimi. Mimo to – rozkazał atak.
W obronie Gruzji wydali wspólne oświadczenia, prezydenci Polski, Litwy, Łotwy i Estonii. Potępili oni we wspólnej deklaracji „działania rosyjskich sił zbrojnych wymierzone przeciwko suwerennemu i niepodległemu państwu gruzińskiemu”. Prezydent Kaczyński dodał od siebie, że „do tej pory i w UE i w NATO istniał specyficzny sposób wypowiadania się o Rosji, który nie tyle odkrywał rzeczywistość, co ją przykrywał. A rzeczywistość jest taka, jak widzimy… Z naszej (polskiej) strony możliwy jest KAŹDY rodzaj wsparcia dla Gruzji…”. Nie wiem skąd Lech Kaczyński czerpie wiarę w moc sprawczą podobnych oświadczeń, ale muszę spytać: Co pan ma na myśli mówiąc, że możliwy jest KAŹDY rodzaj wsparcia polskiego dla Gruzji?
Panie prezydencie, czyżby zanosiło się na kolejną „naszą wojnę”, tym razem w Azji? Skąd w panu to chłopięce zauroczenie grami wojennymi? Mało nas jeszcze kosztuje awanturnictwo polskich władz w Iraku, a nawet w Afganistanie? Czy myślał pan o swoim Narodzie i o Państwie Polskim, kiedy składał pan Azjatom z Gruzji podobne deklaracje? Ma pan zadziwiającą skłonność do angażowania autorytetu Państwa Polskiego daleko poza jego granicami.
Trudno zrozumieć niepojętą niechęć, żeby nie powiedzieć wrogość prezydenta, premiera i rządu, do Rosji. Sądzę, że nawet publiczne przyznawanie się do tradycji piłsudczykowskiej nie starcza do uzasadnienia uporczywego wygrażania zza węgła Putinowi i Miedwiediewowi. Polska powinna pomagać Gruzji w jej dramacie wysyłając rozmaitą pomoc materialną. Polskie władze powinny apelować o zaprzestanie walk przez obie strony. Ale proszę nie szukać na siłę Polakom wrogów gdziekolwiek, tym bardziej mieszkających przez ścianę. W polskim interesie leży działanie wręcz odwrotne. Proszę spytać o zdanie kogokolwiek spoza pańskiej kancelarii.
Mirosław Orzechowski