Aktualizacja strony została wstrzymana

Profesor Romek i doktor Bronek

Udzieliłem wywiadu dla „Super Expressu” na temat stosunku kandydatów na prezydenta do wojska, bezpieczeństwa narodowego, obronności. Redkacja zaryrułowała moją wypowiedź: „Kaczyński skuteczniej obroni Polskę”. W kilka dni po ukazaniu się wywiadu na elektronicznej stronie SE mogłem przeczytać wypowiedzi związane z moim tekstem. Obok kilku merytorycznych uwag pojawił się głos, wnosząc z treści zwolennika/zwolenniczki Bronisława Komorowskiego (z podanego pseudonimu nie można ustalić płci). Nie było w nim odniesienia się do treści moich wypowiedzi. Gazeta została zbesztana, a nazywanie mnie profesorem.

„ Prof. Romuald Szeremietiew: Kolejny IDIOTYZM naczelnego SE!!! Kto, kiedy nadał ten zaszczytny tytuł Szeremietiewowi??????????????. Niech naczelny SZMATŁAWCA poda łaskawie: Dz. U nr ………z dnia………..o nadaniu tytułu! Nauczyciel akademicki, to nie to samo, co profesor tytularny!
Profesor?, na KUL, czyli tam, gdzie J. Kaczyński dał pokaz znajomości słów HYMNU państwa, którego był premierem!

Dziennikarz w rozmowie tytułował mnie profesorem i rzeczywiście nie jestem tzw. profesorem belwederskim. Nie mam tytułu nadanego przez prezydenta RP. Jestem tylko doktorem habilitowanym, czyli samodzielnym pracownikiem naukowym, dyrektorem Instytutu Prawa oraz wykładowcą KUL. Na umowie o pracę napisano, że jestem  zatrudniony na stanowisku „profesora nadzwyczajnego”. W Polsce mamy obok profesorów „prezydenckich” także profesorów uczelnianych. Ten drugi przestaje nim być, gdy zwolni się z pracy. Dziennikarz zwracający się do mnie „panie profesorze” nie uchybił więc w niczym. Mógł tak mówić

Wróćmy jednak do stopni i tytułów interesujących zwolennika(czkę) pana Komorowskiego. W 1994 r. zapisałem się na seminarium doktoranckie w Akademii Obrony Narodowej. Ustaliłem z promotorem temat pracy: „Kierowanie obronnością Rzeczypospolitej Polskiej”. Zacząłem uczęszczać na wykłady Podyplomowego Studium Operacyjno – Strategicznego, co było jednym z wymogów dopuszczenia do obrony pracy. Przypadkowo spotkałem Komorowskiego i powiedziałem mu, że pracuję nad doktoratem. Zainteresował się tym i zapytał, czym mógłby też zapisać się na seminarium do mojego profesora. Profesor chętnie go przyjął.

W czerwcu 1995 r. miałem pracę gotową. Zdałem egzaminy dopuszczające i odbyła się obrona publiczna pracy. Zaprosiłem na nią Komorowskiego. Miałem ciężką przeprawę. Zostałem zasypany pytaniami z sali. Okazało się, że była grupa pracowników AON, byłych „uczonych” z Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego, którzy chcieli unicestwić mój doktorat. Obroniłem się, ale było bardzo ciężko.

Po pewnym czasie spotkałem mojego profesora i zapytałem kiedy jest planowana obrona pracy Komorowskiego. Okazało się, że po obejrzeniu mojej obrony Bronek nie zjawił się więcej na seminarium.

W 1999 r. znajomy namówił mnie na przygotowanie pracy habilitacyjnej. Początkowo miałem wątpliwości, czy powinienem to robić skoro zajmowałem stanowisko ministerialne w MON. Habilitację składałbym w AON, która była podporządkowana ministrowi obrony. Wytłumaczono mi, że stopień nadaje komisja państwowa, a Akademia będzie tylko kimś w rodzaju listonosza. Po zaakceptowaniu przez radę wydziału przekaże moją pracę do komisji. Komisja oceni pracę, mój dorobek naukowy i w tajnym głosowaniu zdecyduje. Znajomy profesor mówił, że wojsko nie ma żadnych liczących się wpływów w tej komisji, a zasiadająca w niej profesura zwykle patrzy krzywym okiem na ministrów usiłujących uzyskać habilitację. Dodał – jesteś prawicowcem, a w komisji tak raczej czerwono. Nie zdziwię się jak cię odrzucą.

Napisałem pracę habilitacyjną „Bezpieczeństwo Polski w XX wieku”. Recenzentami byli trzej wybitni znawcy zagadnienia. Rada wydziału zaaprobowała większością głosów moją rozprawę.  W lutym 2001 r. komisja w tajnym głosowaniu nadała mi stopień doktora habilitowanego.

W tym samym czasie ukazała się na rynku wydawniczym ogromna księga: „DZIEŚIĘCIOLECIE POLSKI NIEPODLEGŁEJ 1989-1999”. Byłem autorem jednego z zamieszczonych tam tekstów więc dzieło trafiło do mnie. W dziale autorów znalazłem swój biogram i był także biogram mojego ówczesnego przełożonego Komorowskiego. Brzmiał on tak:

Bronisław Komorowski, dr nauk humanistycznych, minister obrony narodowej; poseł na sejm w latach:1990-1993 – podsekretarz stanu w MON, członek Unii Demokratycznej, 1994-97 – członek prezydium Rady Krajowej Unii Wolności, 1997-1998 sekretarz generalny Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, od 1998 r. członek Zarządu Krajowego SKL.

Pojechałem na Klonową, gdzie miał swoje biuro minister Komorowski. Powiedziałem, że mam do niego pretensję. Ja go zaprosiłem na obronę mojej pracy, a on na obronę swojej nie. Bronek wiedział o co mi chodzi. Zmieszany zaczął tłumaczyć, że obrona będzie wkrótce i na pewno mnie zaprosi, a redaktorzy księgi trochę pośpieszyli się i awansem napisali mu przy nazwisku „doktor”. W lipcu wybuchła „moja” afera korupcyjna, minister Komorowski wyrzucił mnie z MON i na obronę nie zaprosił. Mimo to co pewien czas zaglądałem na jego sejmową stronę internetową. Tkwiła tam niezmiennie informacja, że jest magistrem historii.

Przed rokiem rozmawiałem z jednym z profesorów AON. Opowiedział mi jaki kłopot sprawiłem komendantowi Akademii moją habilitacją. Podobno minister Komorowski ostro potraktował komendanta wygłaszając pretensje, że jego zastępca Szeremietiew zdobył w AON doktorat i habilitacje, a on, minister, ciągle jest magistrem. Komendant, był nim gen. Bolesław Balcerowicz, miał zapewnić Komorowskiego, że to naprawi. Rzeczywiście częściowo słowa dotrzymał. Po zakończeniu kadencji sejmu miałem prawo wrócić do pracy w do poprzedniego miejsca zatrudnienia. Przed posłowaniem pracowałem w AON. Komendant musiał więc mnie zatrudnić. Zwolnił natychmiast, jak tylko skończył się okres gwarantowany przez ustawę. Zrobił to – jak mnie informował w piśmie – z powodów oszczędnościowych. Komorowski zaś znowu został zapisany na seminarium doktoranckie i wg mojego znajomego dostał nawet „wsparcie” jakiegoś pracownika AON w tworzeniu pracy. Po ośmiu latach go skreślono. Pracy nie było. A doktorant powinien pisać pracę nie dłużej niż siedem lat.

Niedawno Komorowski opowiadał wyborcom, że pracę magisterską napisał w 11 dni.

Na koniec – czy byłbym ścigany za „profesora” przez zwolennika Komorowskiego, gdybym mówił, że jego faworyt skuteczniej obroni Polskę?

Romuald Szeremietiew

Za: Blog Romualda Szeremietiewa | http://szeremietiew.blox.pl/2010/07/Profesor-Romek-i-doktor-Bronek.html

Skip to content