Aktualizacja strony została wstrzymana

Ingres w Gnieźnie, czyli sojusz ołtarza z tronem (Czytaj: Triumf i spotkanie komunistycznych Tajnych Współpracowników)

Nowy prymas zapowiadał publicznie, że jego ingres będzie miał miejsce dopiero po kampanii wyborczej. Okazało się jednak, że jego data została „przypadkowo” wyznaczona na czas najbardziej newralgiczny, czyli na półmetek pomiędzy pierwszą a drugą turą wyborczą.

Przez „przypadek” też w pierwszej ławce zasiedli wyłącznie politycy lewicowi lub wspierający „lewą nogę”, czyli Kwaśniewski, Oleksy, Wałęsa, Pawlak i Komorowski. Moim zdaniem zabrakło tylko Jaruzelskiego i Kiszczaka a „siedmiu wspaniałych Trzeciej RP” byłoby w komplecie.

Podobna sytuacja miała miejsce w sierpniu 2005 r., kiedy to na Rynku Głównym w Krakowie odbywał się ingres kard. Stanisława Dziwisza. Wtedy też w pierwszej ławce miejsca zajmowali Kwaśniewski i Cimoszewicz, ówczesny kandydat SLD na prezydenta. Nawiasem mówiąc, nie uklękli oni nawet w czasie podniesienia, ale fotek z nowym metropolitą krakowskim wykonali, ile się tylko dało.

Przez „przypadek” także Wałęsa wchodząc do katedry w Gnieźnie poparł „spontanicznie” przed kamerami telewizyjnymi Komorowskiego jako kandydata na prezydenta. Stwierdził przy tym dumnie, że nigdy sie nie myli. Grupka jego zwolenników kiwała głowami ze zrozumieniem, bo przecież nie wypada takiemu „autorytetowi moralnemu” wypominać drobnostek jak np. wybór Wachowskiego na prezydenckiego zausznika czy wspieranie wspomnianej „lewej nogi”

Rzecz ciekawa, najważniejsza osoba w Episkopacie Polski, jego przewodniczący arcybiskup przemyski Józef Michalik nie przyjechał, co stało się sensacją. Z kolei jego zastępca, arcybiskup poznański Stanisław Gądecki złożył prymasowi życzenia – uwaga! – w jednym zdaniu.

O nowym prymasie napisałem cały felieton w „Gazecie Polskiej” [link – czytaj poniżej]

Opisałem w nim trzy największe błędy nuncjusza Józefa Kowalczyka, czyli sprawy arcybiskupa Juliusza Paetza i arcybiskupa Stanisława Wielgusa oraz problem „sojuszu ołtarza z tronem”.

Po dzisiejszym ingresie nie ma cienia wątliwości, że sojusz ten pod rządami nowego prymasa  będzie się mocno cementować.

I jeszcze jedno. Po raz pierwszy na zakończenie tego typu uroczystości nie zaśpiewano „Boże, coś Polskę”. Znów przypadek? Chyba, nie.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

 


 

Nowy Prymas

Na progu XXI wieku zasada „nihil novi” nie jest dla Kościoła polskiego dobrym rozwiązaniem Od ponad roku byłem pewien, że kolejnym arcybiskupem gnieźnieńskim i prymasem Polski zostanie abp Józef Kowalczyk. Pisałem o tym m.in. w felietonie „Wilki i pasterze”, opublikowanym w grudniu 2009 r. w „GP”. Podkreśliłem wówczas, że nuncjusz papieski „wytrwale zabiega, i to bez żadnej kozery, o prymasowski urząd”. W tym samym miesiącu portal katolicki Fronda, omawiając inny mój tekst, napisał: „Ks. Isakowicz-Zaleski wskazuje, że abp Muszyński będzie prymasem tylko przez 3 miesiące. Pytanie, kto będzie jego następcą? – Widać dobrze, że o tę godność stara się obecny nuncjusz apostolski w Polsce, abp Józef Kowalczyk”. Skąd o tym wiedziałem? W ubiegłym roku nuncjusz rozesłał do wszystkich biskupów polskich pytanie, kogo widzą na stanowisku prymasa, niedwuznacznie przy tym sugerując siebie. Prawie 100 arcybiskupów i biskupów w mniejszym lub większym stopniu zawdzięcza mu swoje nominacje, dlatego też owe kuriozalne „prawybory” mogła wygrać tylko jedna osoba.

Kariera abp. Kowalczyka jest ewenementem w najnowszej historii Kościoła katolickiego. Nigdy bowiem dotychczas nuncjusz papieski nie sprawował urzędu przez ponad 20 lat, będąc na dodatek obywatelem tego samego kraju. Nigdy też nuncjusz nie został urzędującym arcybiskupem w kraju, w którym posługę tę sprawował. Jest to odstępstwo od wszystkich norm, jakie obowiązują w dyplomacji watykańskiej. Co do samego obsadzenia urzędu metropolity gnieźnieńskiego, to wielu kapłanów i świeckich miało do końca cichą nadzieję, że ta najważniejsza archidiecezja polska otrzyma jednak nowego ordynariusza w sile wieku, z dużym doświadczeniem duszpasterskim, czyli kogoś podobnego do np. abp. Kazimierza Nycza w Warszawie, bp. Stefana Regmunta w Zielonej Górze czy bp. Piotra Libery w Płocku. Otrzymała jednak urzędnika watykańskiego, który nie ma doświadczenia duszpasterskiego, gdyż nigdy w życiu nie kierował nie tylko diecezją, ale nawet zwykłą parafią. Problemy Kościoła zna więc wyłącznie zza biurka. Co więcej, nowy ordynariusz ma już 72 lata, czyli za trzy lata będzie zmuszony złożyć rezygnację. Będzie to więc metropolita, a zarazem prymas przejściowy, bardziej piastujący swój urząd niż rozwiązujący bieżące problemy. Nie negując wielu zalet nuncjusza, trzeba też przypomnieć, że popełnił kilka poważnych błędów natury personalnej. Po pierwsze, do końca faworyzował swojego bliskiego przyjaciela z Watykanu, ks. Juliusza Paetza, który ze względu na powszechnie znane problemy nigdy biskupem nie powinien zostać. Co więcej, nie reagował na sygnały ostrzegawcze, które docierały najpierw z Łomży, a później z Poznania. O sprawie tej Jan Paweł II dowiedział się więc nie z raportów swojego przedstawiciela w Polsce, lecz z listu wręczonego na prywatnym spotkaniu przez Wandę Półtawską. Po drugie, abp Kowalczyk faworyzował także abp. Stanisława Wielgusa, ponownie bagatelizując inne sygnały ostrzegawcze, napływające tym razem z Instytutu Pamięci Narodowej, co skończyło się potężnym kryzysem w archidiecezji warszawskiej.

Po trzecie, w swoich działaniach był zawsze zwolennikiem „sojuszu ołtarza z tronem”. Zaprzyjaźniał się przy tym bardzo łatwo z wieloma dygnitarzami państwowymi, zwłaszcza za czasów prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Dla obecnego obozu rządzącego ta nominacja jest więc dobrą wiadomością. Podobnie jak dla Episkopatu Polski, gdzie zostaną utrwalone wpływy byłych urzędników watykańskich, tworzących zgraną grupę, którzy zabiegając o poszczególne urzędy w Polsce, obsadzili najważniejsze archidiecezje. Dla przykładu można wymienić Gdańsk i Kraków. A dzieje się to w sytuacji, gdy Kościół polski potrzebuje nie utrwalania urzędniczych schematów, lecz nowego, ożywczego spojrzenia na wiele trudnych praw. Od tego bowiem zależy jego przyszłość. Ale w całej tej sprawie jest jedna dobra wiadomość. Nowym nuncjuszem w Warszawie będzie już niedługo obywatel obcego państwa, który jako człowiek wolny od koleżeńskich układów spojrzy na problemy Kościoła polskiego bardziej obiektywnym okiem niż jego poprzednik.

Jeżeli mowa o Episkopacie Polskim, to warto odnotować sprawę bp. Kazimierza Ryczana z Kielc, którego za homilię z 3 maja zaatakowało środowisko „Gazety Wybiórczej”. W jego obronie stanęły jednak liczne środowiska, m.in. Klub Inteligencji Katolickiej, NSZZ „Solidarność”, Akcja Katolicka, Światowy Związek Źołnierzy AK oraz osoby prywatne. W jednym z listów otwartych można przeczytać: „Stwierdzamy, że ks. bp Kazimierz Ryczan powiedział (…) dokładnie to, co my, wierni i obywatele Rzeczypospolitej czujemy (…). Cieszymy się, że na czele Kościoła kieleckiego stoi kolejny wielki Polak i patriota, J.E. ks. bp Kazimierz Ryczan”. Ta obrona to dobry sygnał na przyszłość.

Na koniec smutna informacja. W wieku 74 lat zmarł Andrzej Dinter, członek Rady Fundacji im. Brata Alberta. Psycholog, wieloletni wolontariusz domów dla niepełnosprawnych w Łodzi i Chorzeszowie k. Łasku. Pracownicy Fundacji napisali o Zmarłym: „Służył swoją pomocą i radą w każdej sytuacji. Nie liczył czasu i nie patrzył, ile za to otrzyma. Zawsze chętny i gotowy do działania, aby podopiecznym było lepiej, by czuli się bezpieczni i żyli godniej. Wspierał nas jak nikt, tu w Łodzi w sprawach Fundacji i naszych dzieciaków. Przez te lata zaprzyjaźniliśmy się. Czujemy się, jakbyśmy stracił kawałeczek siebie i kawałek Fundacji”.

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Gazeta Polska, 18 maja 2010 r.

 


 

Za: Blog ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego | http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=3124 | Ingres w Gnieźnie, czyli sojusz ołtarza z tronem

Skip to content