Aktualizacja strony została wstrzymana

W Kambodży ? jak w Polsce! – Stanisław Michalkiewicz

Biednego by tak nie chowali” – powiedziała podobnież pewna kobiecina, obserwująca z warszawskiego chodnika pogrzeb Stefana Żeromskiego. Cóż dopiero by powiedziała, patrząc na pompatyczny pogrzeb profesora Bronisława Geremka? Kto by pomyślał, że „drogi Bronisław” był przez całe życie tak przykładnym katolikiem, że mszę – chciałem napisać żałobną, ale jaką tam „żałobną”, kiedy właściwie triumfalną – będą odprawiali aż dwaj arcybiskupi? W takiej sytuacji nawet sam Pan Bóg Wszechmogący z pewnością będzie musiał poczuć się zobligowany, by osobiście wyjść na powitanie „Przyjaciela Świata”. Ale jakże inaczej, skoro do Nieba przybędzie tak wybitny Syn Kościoła, po którym nie tylko Polska, nie tylko cała Europa, ale nawet Ameryka pozostaje nieutulona w żalu – czego dowodem jest obecność samej pani Albright? Trudno powiedzieć, kto tu komu zrobi większy zaszczyt – bo że zaszczyt – to rzecz pewna. Nie ma tedy najmniejszych wątpliwości, że prof. Bronisław Geremek już dołączył do grona santo subito, więc tylko patrzeć, jak zostanie wyniesiony na ołtarze, zwłaszcza w Żywej Cerkwi, która też okazała się bardziej wpływowa, niżby mogło się nam początkowo wydawać. Zaiste – ekumenizm przynosi błogosławione owoce; jeśli Wielki Wschód Francji z Kościołem, to rzeczywiście – „bramy piekielne” nie mają najmniejszych szans. Zresztą, powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – po cóż by „bramy piekielne” miały prowadzić jakieś wściekłe szturmy, kiedy Kościół już jest „otwarty” do tego stopnia że i nie bardzo wiadomo, która „brama” jest do czego?

Obserwuję to nadzwyczajne wydarzenie z dalekiego Siem Reap w Kambodży, gdzie właśnie obejrzałem sobie tutejsze niewielkie „pole śmierci”. Pola śmierci – to miejsca, w których Czerwoni Khmerowie w latach 1975-1979 wymordowali około 3 milionów ludzi żeby dokonać w Kambodży socjalistycznych przemian. Tę rewolucję przerwał w 1979 roku wietnamski najazd. Z Wietnamczykami przybył Hun Sen – dawny oficer Czerwonych Khmerów, który początkowo też uczestniczył aktywnie w przeprowadzaniu socjalistycznych przemian w Kambodży, ale zagrożony kolejną czystką – wybrał wolność w Wietnamie. Teraz wystąpił w roli oswobodziciela nieszczęsnego kambodżańskiego narodu, co jeszcze raz potwierdza trafność spostrzeżenia Stefana Kisielewskiego, że zegarek najlepiej potrafią naprawić ci, co go zepsuli. Dodatkowo świadczy o tym fakt, że karierze Hun Sena nie zaszkodziło nawet wycofanie się Wietnamczyków z Kambodży w roku 1989 i zainstalowaniem tam demokracji w postaci „monarchii konstytucyjnej”. Bo wtedy do Kambodży powrócił z Chin Narodom Sihanouk i został królem, a chociaż później abdykował na rzecz swego syna Narodoma Sihamoni, to premierem rządu nadal jest Hun Sen, który stoi jednocześnie na czele Kambodżańskiej Partii Ludowej.

Ta partia zajmuje okazałe siedziby, mniej więcej takie, jak Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, więc już na pierwszy rzut oka można się zorientować, gdzie leży punkt ciężkości władzy. Akurat zresztą trwa kampania wyborcza i po mieście jeżdżą samochody wypełnione aktywistami Kambodżańskiej Partii Ludowej, wykrzykujących przez megafony jakieś hasła. Być może dzisiaj nie wzywają one już do pogłębiania socjalistycznych przemian, ale jestem pewien, że do jakichś „reform” – co na jedno wychodzi. Oczywiście na ofiarach socjalistycznych przemian, których rozłupane motykami czaszki i kości udowe spoczywają w oszklonej tak zwanej „stupie”, czyli rodzaju buddyjskiej kapliczki – żadne obietnice, czy zapowiedzi „reform” nie robią już wrażenia, więc nie protestują na przykład przeciwko rządom premiera Hun Sena, który przecież, jeśli nawet nie samodzielnie doprowadził do tutejszego „okrągłego stołu”, to z pewnością potrafił wybrać z niego najlepszą cząstkę. Okazuje się, że i transformacja ustrojowa przebiegała i u nas i w Kambodży dość podobnie, a podobne także okazały się jej skutki.

Sądząc po fotografiach, premier Hun Sen młody już nie jest i kiedy, dajmy na to, się przeziębi, to pogrzeb może mieć podobny do pogrzebu profesora Bronisława Geremka, chociaż prawdopodobnie zamiast arcybiskupów nabożeństwo żałobne odprawią kapłani buddyjscy. Tak czy owak też może zostać santo subito, zwłaszcza, gdyby ktoś przetłumaczył tutejszej ludności list pasterski napisany przez Jego Ekscelencję abpa Józefa Życińskiego dla wiernych archidiecezji lubelskiej. List ten delikatnie sugeruje, co robić i komu wierzyć w sytuacjach wątpliwych; zasadniczo na przykład nie można wierzyć dokumentom sporządzonym przez Służbę Bezpieczeństwa, natomiast jeśli oficerowie SB, dajmy na to, na procesie lustracyjnym pani prof. Zyty Gilowskiej zgodnie stwierdzają, że dokumenty fałszowali, to należy wierzyć im bez zastrzeżeń. Takie wskazówki mogą się bardzo przydać również i w Kambodży, co jest kolejnym argumentem na rzecz ekumenizmu i „Kościoła otwartego”.

Innym podobieństwem Polski do Kambodży jest proces, jaki toczy się tu przeciwko przywódcom Czerwonych Khmerów. Jeng Sary i Khieu Sampan są co najmniej tak starzy, jak generał Wojciech Jaruzelski, więc jeśli nawet zostaną dowiezieni ze swoich wygodnych aresztów domowych, to niczego nie pamiętają, a tak naprawdę – to i tak o niczym nie wiedzieli, tak, jak dajmy na to, generał Kiszczak – bo o wszystkim wiedział Pol Pot, który szczęśliwie już nie żyje, więc po co rozdrapywać stare rany? Lokatorom „pól śmierci” to i tak już nie pomoże, a nadmierne pragnienie sprawiedliwości może zagrozić procesowi reform, a jak tu bez reform wybierać przyszłość?


 Stanisław Michalkiewicz
Felieton  ·  tygodnik „Nasza Polska”  ·  2008-07-29  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.
Skip to content