Aktualizacja strony została wstrzymana

Doktora Dariusza Ratajczaka wspomina jeden z jego przyjaciół

Dariusz Ratajczak padł ofiarą intrygi na Uniwersytecie Opolskim. W broszurze, którą wydał własnym sumptem na początku 1999 r., oprócz publicystyki historycznej znajdowały się także uszczypliwości pod adresem władz uczelni. Uszczypliwości satyryczne, pisane z przymrużeniem oka, ale na tyle dotkliwe, by zdenerwować tych, których dotyczyły. Wywołało to chęć uderzenia w niego, a skuteczny sposób znaleziono w przedstawieniu krótkiego rozdzialiku poświęconego rewizjonizmowi historycznemu jako jego własnych przekonań.

Doktor Ratajczak popełnił błąd, nie komentując streszczenia, którego dokonał, co stało się pretekstem do przyparcia na niego ataku. Atak był bezwzględny i brutalny. Darek został wyrzucony dyscyplinarnie z uniwersytetu, otrzymał zakaz nauczania na wszystkich szczeblach, a jego sprawą zajęły się prokuratura i sąd. Mijały miesiące, a potem lata – nie mógł znaleźć pracy, był napiętnowany jako ten, który „uważa, że w Oświęcimiu nie było komór gazowych”. Doktora nauk historycznych, człowieka wykształconego, komunikatywnego, mającego w sobie dużo życiowego entuzjazmu nie chciano nigdzie zatrudnić.
Najgorsze, że nikt, kto go znał, nie był w stanie mu pomóc. To jest najgorsze, bo nawet dziś publiczne wypowiadanie się o nim z sympatią ściąga na ludzi odium – uznawani są oni za przyjaciół negacjonisty i antysemity. Bardzo mi go szkoda. Uważam, że jego historia dowodzi tego, iż żyjemy w państwie, w którym w majestacie prawa można zniszczyć człowieka za przekonania. A on wierzył w wolność słowa w niepodległej Polsce i w sprawiedliwość.
Jedną z pierwszych osób, która rzuciła w niego kamieniem, był pan Bartoszewski. Już na samym początku prowadzonej na niego nagonki na łamach „Gazety Wyborczej” Bartoszewski wysłał go na leczenie psychiatryczne, dezawuując jego kwalifikacje jako historyka i wykładowcy akademickiego. Kiedy niedawno pytałem kolegę, co słychać u Darka, odpowiedział, że jedyne, co go może uratować, to wyprowadzenie się z Opola i zmiana nazwiska. To świadczy o skali zaszczucia i presji, jakiej Darek był poddany przez ostatnie 10 lat swojego życia.

not. MZ


Samobójstwo ofiary nagonki „Gazety Wyborczej”

W samochodzie na parkingu przed centrum handlowym w Opolu znaleziono ciało znanego historyka dr. Dariusza Ratajczaka, oskarżonego przez „Gazetę Wyborczą” o „kłamstwo oświęcimskie”. Prawdopodobnie popełnił samobójstwo. Po nagonce rozpętanej przez „GW” mężczyzna stracił pracę na Uniwersytecie Opolskim. Jego życie rodzinne i zawodowe obróciło się w ruinę. Stracił rodzinę i dom, mieszkał w samochodzie.

W 1999 roku dr Ratajczak napisał książkę pt. „Tematy niebezpieczne”. W jednym z podrozdziałów przedstawił poglądy historyków z tzw. nurtu rewizjonistów holokaustu, nie opatrując ich żadnym komentarzem. Nie popierał też tych poglądów. Opisał je jako jedną ze szkół historycznych. Mimo to opolska „Gazeta Wyborcza” okrzyknęła Ratajczaka „kłamcą oświęcimskim”.
W jednym z wywiadów udzielony ch na ten temat w 2003 roku młody historyk powiedział, że rewizjoniści holokaustu są środowiskiem złożonym z naukowców, dziennikarzy, publicystów podkreślających, że holokaust nie był wydarzeniem wyjątkowym w XX wieku, że ludobójstwo dotknęło również inne narody: Polaków czy Ormian. „Tymczasem – twierdził dr Ratajczak – dzieje się tak, że niektóre środowiska chcą wmówić światu, że holokaust był jakby osią martyrologiczną XX wieku, co więcej, osią martyrologiczną historii całego świata”. Pytany o to, kogo dotknęła i obraziła ta publikacja, dr Ratajczak stwierdził, że chyba najmniej samych Żydów, bo głosów – jak powiedział – „antyratajczakowskich” w wydaniu środowisk ściśle żydowskich było bardzo mało.
– Centralą walczącą z moją skromną osobą była od samego początku forpoczta „postępu” w Polsce – „Gazeta Wyborcza”, która całą sprawę odpowiednio nagłośniła i w ciągu 24 godzin ze znanego w Opolu historyka stałem się banitą czy ściganym infamisem. W ciągu kilkunastu godzin zostałem zawieszony w prawach nauczyciela akademickiego, a potem, po neostalinowskim wewnętrznym śledztwie, wyrzucony z pracy na Uniwersytecie Opolskim – mówił Ratajczak.

Według portalu Konserwatyzm.pl, kiedy starał się o inną pracę, do właścicieli firm telefonowali przedstawiciele pewnej gazety, umiejętnie przekonując szefów, żeby nie zatrudniać dr. Ratajczaka. Ostatnio historyk pracował jako… stróż nocny. Warto podkreślić, że tym, kto pierwszy rzucił kamień w akcji przeciwko dr. Ratajczakowi, był „profesor” Władysław Bartoszewski, który jego książkę nazwał „hańbieniem narodu polskiego”. Twierdził też, że osobami, które powinny dyskutować z panem Ratajczakiem, są nie profesorowie historii, lecz psychiatrzy!
Wstrząśnięty śmiercią dr. Ratajczaka wiceprezydent Opola Arkadiusz Karbowiak, przebywający obecnie w Wilnie, powiedział „Naszemu Dziennikowi” w rozmowie telefonicznej, że w 1988 roku razem z nim tworzył półlegalne struktury NSZZ „Solidarność”. – Działaliśmy również razem w kole historyków, a połączyły nas szczególnie tematy związane z Narodowymi Siłami Zbrojnymi – opowiada. Komentując zaangażowanie „GW” w nagonkę na Ratajczaka, stwierdził, że „w tej materii trzeba prowadzić dyskusje historyczne, a nie podchodzić do tego tak, jak uczyniła to właśnie 'Gazeta'”.
Rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu nadkomisarz Maciej Milewski w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” wykluczył na podstawie szczegółowych oględzin samochodu ingerencję osób trzecich. Dodał, że wczoraj przeprowadzono sekcję zwłok, której wyniki znane będą za mniej więcej trzy tygodnie. Doktor Dariusz Ratajczak osierocił dwoje dzieci.

Marek Zygmunt

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 18 czerwca 2010, Nr 140 (3766)

KOMENTARZ BIBUŁY: Czy Nasz Dziennik nie za bardzo spieszy się z werdyktem o rzekomym samobójstwie ś.p. dr. Ratajczaka? Skąd taka pewność, tym bardziej, że według znajomych p. Ratajczak czynił plany życiowe, kupił samochód, miał rozpocząć nową pracę. Z jednej strony Nasz Dziennik staje w obronie polskich pilotów – i słusznie! – katastrofy smoleńskiej, którym również od pierwszej chwili zarzuca się czyny samobójcze, a z drugiej feruje tak nieodpowiedzialne wyroki.

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 18 czerwca 2010, Nr 140 (3766) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100618&typ=po&id=po43.txt

Skip to content