Aktualizacja strony została wstrzymana

Poczucie humoru Bartoszewskiego – Rafał A. Ziemkiewicz

Władysław Bartoszewski w wywiadzie dla „Polski The Times” powtarza tezę (wcześniej wygłoszoną w „Fakcie”), iż jego słowa o hodowcy zwierząt futerkowych były żartem wymagającym od odbiorców pewnej dozy inteligencji i erudycji; kto dopatruje się w nich czegoś złego, temu po prostu brakuje rozumu i wykształcenia

Nie będę się spierał co do swoich kwalifikacji umysłowych. Wielokrotnie słyszałem, że skoro nie rozumiem, iż ludzie z kręgu Geremka, Kuronia i Michnika po prostu wszystko wiedzą lepiej, a i moralnie stoją wyżej od całej reszty, to mój brak inteligencji i wiedzy, podobnie jak i podłość, są po prostu oczywiste i nie ma się co trudzić ich udowadnianiem. Przywykłem już do tego dyskursu i nie robi na mnie wrażenia. Jeśli na kimś robi, to współczuję.

Coś mi się tylko przypomniało.

Lat temu − ho, ho, albo jeszcze dawniej − Elżbieta Isakiewicz, wówczas wicenaczelna „Gazety Polskiej”, miała tam stały felieton „moje awantury”, stylizowany na urągania prostej baby wymachującej wałkiem. W jednym z tych felietonów, po gafie Władysława Bartoszewskiego, wówczas Ministra Spraw Zagranicznych, popełnionej podczas wizyty w Izraelu, napisała coś w stylu: „w tym wieku, dziadku, to powinieneś siedzieć w domu i parzyć sobie ziółka, a nie jeździć po świecie i przynosić Polsce wstyd”. Jednym się to spodobało, innym nie, jedni i drudzy szybko zapomnieli.

Nie zapomniał tylko Władysław Bartoszewski. Paręnaście lat później, gdy nowy wydawca „Tygodnika Powszechnego” zatrudnił Elżbietę Isakiewicz w tym piśmie, „straszny dziadunio” postawił ultimatum: albo ta pani wyleci stąd z hukiem, albo ja demonstracyjnie składam godność członka rady programowej pisma. I faktycznie, gdy wydawca, najwyraźniej moralny karzeł o niskiej inteligencji, publicystki nie wyrzucił, Bartoszewski rzucił dymisją, nie kryjąc wcale, iż powodem jest właśnie pani Isakiewicz i jej felieton sprzed lat. „Kiedy mnie ktoś obrzyga w autobusie, to oczywiste, że się odsuwam” − wyjaśnił to w typowych dla siebie, przepojonych inteligentną ironią słowach.

Tak się zastanawiam − może słowa o hodowcy zwierząt futerkowych to faktycznie była ironia, na której się mój chamski umysł nie potrafi wyrozumieć, mimo posiadanego dyplomu. Ale, w takim razie, czyż żart o parzeniu ziółek nie przynależy do tej samej kategorii ironicznych, ciętych wypowiedzi, wymagających od słuchacza pewnej dozy inteligencji i erudycji? Niby tak, wątek parzenia ziółek jako atrybutu starości jest w pewnym sensie archetypiczny, stanowi swoisty topos, przywoływany w wielu dziełach kultury, zarówno w poważnych, jak i ironicznych czy parodystycznych celach… No tak, ale czy pan Bartoszewski, sam zwolennik ciętej, inteligentnej ironii, mógłby się na tym nie poznać? Chowałby przez kilkanaście lat urazę, zupełnie jak ci nieinteligentni i pozbawieni poczucia humoru „pisowcy”, których krytykuje?

I jak tu odróżnić inteligentną ironię od zwykłego chamstwa? Źe kiedy Kali obraża, to ironia, a kiedy ktoś się ośmieli zakpić z Kalego… ?

Rafał A. Ziemkiewicz

Za: Blog Rafała A. Ziemkiewicza | http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/06/03/poczucie-humoru-bartoszewskiego/#comment-137810

Skip to content