Aktualizacja strony została wstrzymana

Kto wygra w Wielkiej Brytanii? Nikt…

Właśnie zupelnym przypadkiem przeczytałem artykuł z początku roku w angielskiej gazecie, napisany przez Leo McKinstry. Dziennikarz wydaje się być zwolennikiem Torysów, ale nie szczędzi im też kąśliwych uwag. Niemniej zauważa pewne prawidłowości, które umykają wiekszości komentatorów politycznych w UK i na świecie, a są świetnie zauważane przez np zwykłych migrantów z Polski. Otóż Lauborzyści czyli Partia Pracy (nikt nie wie skąd taka nazwa, bo powinni się nazywać partią nierobów) zawsze, nawet przy popełnieniu najbardziej katastrofalnych głupot rządząc UK, otrzymuje minimum 28-33% głosów  w wyborach.
Rządząca jeszcze Partia Pracy obecnie prowadzona przez Gordona Browna , swoją idiotyczną polityką doprowadziła do największego w nowożytnej historii spadku poparcia dla swych rządów i kryzysu społecznego, jak i gospodarczego. A mimo to prawie na pewno zmieści się w powyższym przedziale. Dlaczego? To wina brytyjskiego systemu wyborczego, który premiuje małe 'constituencies’ w tzw 'inner-cities’. To miejsca, gdzie wybiera się posła do parlamentu systemem większościowym. Autor artykułu sprawdził i zauważył , że na przestrzeni lat na 10 najmniejszych contituancies w kraju – w 9. wygrywali Lauborzyści. Z kolei w 10. największych – w 7. wygrywali Torysi. Dlaczego taki dziwaczny system funkcjonuje , autor niestety nie wyjaśnia. Wyjaśnia za to przyczynę, skąd się bierze te 30 procent niemal żelaznego poparcia dla Labour  Party. Otóż żelazny elektorat tej partii to (zgodnie z podanymi wynikami badań instytutu spraw społecznych) imigranci, mniejszości etniczne, zamieszkująca inner-cities biedota i margines społeczny oraz pracownicy sektora publicznego. Czyli wszystkie grupy społeczne hołubione przez Laburzystów, a pogrążające Brytanię w coraz większym deficycie finansów publicznych. Co więcej. Afera goniąca aferę, gdy okazało się jak szeroko (i z pominięciem prawa) Lauborzyści otworzyli drzwi dla niekontrolowanej imigracji. Wszystko po to, żeby mieć jak najwięcej potencjalnego elektoratu. W normalnym kraju takie praktyki byłyby ścigane z urzędu jako zdrada stanu. W politycznej poprawnie UK , imigracja to temat tabu. Można dyskutować tylko o sposobach regulowania imigracji, nie o samej potrzebie, nawet w tak przeludnionym kraju jak Wielka Brytania… Chyba jedynym wygranym tych wyborów są Liberalni demokraci, którzy z marginalnej partii gdzieś na obrzeżach progu wyborczego, stali się języczkiem u wagi przyszłego rządu Jej Królewskiej Mości.
David Cameron nie wydaje się absolutnie człowiekiem, jakiego pogrążona w kryzysie UK potrzebuje jak kania dżdżu. Sprawia wrażenie nieprzekonywującego i grzecznego/miłego faceta, a nie osobowość typu Margaret Thatcher. Niestety. Wyborcy pamietają jak wycofał się rakiem z buńczucznych zapowiedzi , ze przeprowadzi referendum w sprawie traktatu Lizbońskiego. Pozostał tylko niesmak wśród potencjalnych wyborców. Inne pomysły Torysów na radzenie sobie z głębokim kryzysem gospodarczym przypominają pudrowanie złamanego nosa zamiast operacji plastycznej, której wymaga stan gospodarki i finansów publicznych. Wydaje się, że Cameron będzie drugim Johnem Majorem w historii premierów UK – czyli bezbarwnym i nieudolnym premierem…
A kto przegra? Brytyjskie społeczeństwo jako całość. A Brytania to duża i ważna prowincja w unijnej wspólnocie, do której przypomnę,  należy też prowincja polska…

JakiśTakiNiedzisiejszy

Za: Zgryzliwe i zadziorne spojrzenie na ten swiat | http://czteryswiatastrony.blog.onet.pl/Kto-wygra-w-Wielkiej-Brytanii-,2,ID406025974,RS1,n

Skip to content