Internetowe wydanie dziennika Rzeczpospolita opublikowało artykuł pióra redaktora Piotra Zychowicza*, w którym Autor wylicza dziesięć teorii na temat przyczyny katastrofy samolotu prezydenckiego. Niestety, pominięta została jeszcze jedna możliwość, z jednej strony wyglądająca na najbardziej niewiarygodną, a z drugiej jednak, nie tylko możliwa do realizacji, ale – jak wielu obserwatorów wskazuje – zrealizowana już nie raz w jakiejś formie w przeszłości.
Aby uzmysłowić sobie możliwości, i to nie tylko teoretyczne, walki z przeciwnikiem, można posilić się zarówno książkami znanego b. agenta GRU, Wiktora Surorowa (właść. Władimira Rezunu), jak również sięgnąć do materiałów pochodzących z drugiej, wydawałoby się, lepszej, bardziej ucywilizowanej strony, jakimi są działania służb specjalnych operujących w ramach imperialnych celów Stanów Zjednoczonych. W tym przypadku nie trzeba wcale zatapiać się w domysłach czy też korzystać z quasi-fikcyjnych powieści, lecz wystarczy sięgnąć do oficjalnych dokumentów złożonych w Archiwum Narodowym (National Archives), głównej bibliotece przechowującej tysiące ton dokumentacji wszystkich rządów amerykańskich i różnorakich agencji.
Sięgnijmy zatem do odtajnionych w 1997 roku dokumentów dotyczących zaplanowej – aczkolwiek w ostatniej chwili nie zatwierdzonej przez prezydenta USA – akcji terrorystycznej, mającej być przykrywką do dalszych działań operacyjnych, w ramach makiawelicznego planu, w którym „cel uświęca środki”. Weźmy zatem do ręki dokumenty z 13 marca 1962 roku, które być może rzucą nieco światła na sposób działania rządu zdecydowanego na wszystko, na każdy rodzaj walki z przeciwnikiem politycznym. To, że dotyczy to państwa uchodzącego jako „filar wolności”, powinno tym bardziej skłaniać do zastanowienia, bowiem jeśli tego typu akcje są planowane – a często i przeprowadzane – w państwach o długich korzeniach funkcjonowania tzw. „wolności i demokracji”, tym bardziej mogą – i były i są nadal! – dokonywane w państwach z kilkudziesięcioletnią historią totalitaryzmu, z którego tylko w niektórych zewnętrznych formach potrafiły ostatnio się wyzwolić.
Poniżej [zob. BIBUŁA] przypominam tekst, który ukazał się 7 lat temu (BIBUŁA, Numer 16, czerwiec 2003 r.), i który napisany został w atmosferze panującej po słynnych wydarzeniach 11 września 2001 roku. Pomimo innego dzisiejszego kontekstu, pomoże on zrozumieć, że tego typu operacje zawsze były brane pod uwagę przez służby poszczególnych państw, dla których nic nie stoi na przeszkodzie w realizacji najbardziej nawet makabrycznych scenariuszy mających doprowadzić do założonych celów. Możliwości prowokowania incydentów, planowania „wypadków lotniczych”, zabijania z zimną krwią niewinnych, postronnych ludzi, czy innych działań określanych później przez media jako „zamachy dokonane przez terrorystów”, są na porządku dziennym służb specjalnych. Byłoby absurdem i wielką naiwnością, gdybyśmy w przypadku tragedii z dnia 10 kwietnia br. nie brali tego pod uwagę. Byłoby wołającą o pomstę do Nieba niedopowiedzialnością, szczególnie w sytuacji, gdy obie oficjalne strony – tak polska, jak i rosyjska – błyskawicznie i zgodnym chórem oznajmiły, że „nie było wybuchu na pokładzie”. Jeszcze ciepłe ciała leżały gdzieś na ziemi, jeszcze tliły się szczątki samolotu, jeszcze nie wiadomo było ile było osób na pokładzie, a już w świat poszły komunikaty, że „wsie pogibli” i wydano niemal ostateczny werdykt o przyczynie katastrofy.
Tym bardziej należy się zastanowić nad najbardziej nawet szokującym wariantem, gdyż zarówno strona rosyjska, jak i polscy śledczy, nie próbują w najmniejszym nawet stopniu wyjaśnić społeczeństwu logicznego przebiegu wydarzeń. Kluczenie, zasłanianie się tajnością śledztwa, całkowita kontrola strony rosyjskiej nad materiałem dowodowym, zwykłe ignorowanie podstawowych zasad zabezpieczania terenu katastrofy, zbierania materiałów, szczątków (które przechowywane są pod gołym niebem!), podejrzane działania służb lotniskowych, brak przejrzystości, brak nadzoru, czy nawet kontroli strony polskiej, zasłanianie się strony rosyjskiej „prawem międzynarodowym”, zawłaszczenie polskiej własności w postaci rejestratorów lotu samolotu i zapisów dźwiękowych („czarnych skrzynek”) – te i tysiące mnożących się wątpliwości wskazują na to, że nie próbuje się wyjaśnić katastrofy, lecz podstępnie doprowadzić do, z góry założonej, konkluzji. Posiadając wszelkie dowody i wyłączność na prowadzenie tego rodzaju śledztwa, oraz korzystając z pomocy sprzyjających środowisk medialnych, można będzie wyprodukować i sprzedać dowolną wersję wydarzeń. Niestety, będzie ona różniła się zasadniczo od prawdziwego przebiegu wypadków. Jeśli zatem nie zajmiemy zdecydowanej postawy wobec okupantów w Polsce, jak i wobec ich mocodawców z obcych państw, całkiem możliwe, że na prawdę o tym wydarzeniu trzeba będzie poczekać 70 lat. Albo i dłużej.
LM
* „10 hipotez smoleńskiej katastrofy”, Piotr Zychowicz 21-04-2010, ostatnia aktualizacja 21-04-2010 20:38, Rzeczpospolita – rp.pl