Aktualizacja strony została wstrzymana

Biskup o nieporozumieniu jakim jest tradycja liturgiczna Kościoła

W katowickim wydaniu Gościa Niedzielnego z dnia 1 czerwca 2008 r. na stronie XV możemy zapoznać się z wypowiedzią abpa Damiana Zimonia, który odpowiada na pytanie wiernych brzmiące „Co można powiedzieć o Mszy świętej sprawowanej w nadzwyczajnym rycie rzymskim?” Wypowiedź ta warta jest odnotowania, z uwagi na zaprezentowane w niej wielce charakterystyczne podejście do liturgii, obecne wśród posoborowych biskupów.

+ D. Zimoń: „Po święceniach kapłańskich, które przyjąłem 51 lat temu, sprawowałem Liturgię eucharystyczą w języku łacińskim. Był to tzw. ryt trydencki, nazwany w taki sposób od jednego z soborów. Owocem Soboru Watykańskiego II jest jednak odnowiona liturgia. Sprawujemy dziś Eucharystię w językach ojczystych, co ułatwia nie tylko zrozumienie tekstów, ale przede wszystkim pogłębienie świadomości teologicznego znaczenia tego sakramentu. Msza św. odprawiana twarzą do ludu ma swoją głęboką symbolikę. Ukazuje ona poszerzoną wizję Kościoła, który jest Ludem Bożym. Po soborze widać też wyraźniej, że osoby świeckie przez chrzest cieszą się godnością kapłaństwa powszechnego. Dawniej akcentowany był nieco inny aspekt: kapłan był w centrum, prowadził ludzi do Boga. Dziś w centrum odnowionej liturgii jest ołtarz wraz z Ciałem i Krwią Chrystusa, wokół którego jednoczy się cały Lud Boży.
Jednakże pewna liczba wiernych przywiązała się do poprzednich form liturgicznych, dlatego już Jan Paweł II w 1988 roku udzielił zgody na korzystanie z Mszału Rzymskiego, wydanego przez bł. Jana XXIII w 1962 r. Wezwał też do korzystania z tej możliwości na rzecz wiernych, którzy o to proszą. Wspomina o tym Benedykt XVI w dokumencie „Summorum pontificum” z ubiegłego roku. Biskupi polscy, odnosząc się do tego listu, sformułowali praktyczne wskazania, jakimi należy się kierować, czyniąc zadość prośbie wiernych o sprawowanie Liturgii w rycie trydenckim. Zgodnie z tymi wskazaniami, zgoda na taką celebrację musi być reakcją na oddolną prośbę grupy wiernych, którzy wyrażają takie pragnienie. Jeśli w skład takiej grupy wchodzą wierni wywodzący się z różnych parafii, potrzebna jest wówczas zgoda biskupa ordynariusza.
W warunkach zwykłego duszpasterstwa nie ma potrzeby wracać do dawnego rytu, choć liturgię posoborową można oczywiście sprawować po łacinie. Szczególnie jeśli towarzyszą jej śpiewy gregoriańskie, a wierni i duszpasterze są do tego odpowiednio przygotowani. Nie ma bowiem sensu uciekać się do języka łacińskiego bez wcześniejszego poznania jego słownictwa i gramatyki. Ten wysiłek jednak byłoby lepiej spożytkować w ubogaceniu liturgii posoborowej.”

Nie możemy oczywiście pominąć komentarza do powyższego tekstu. Na wstępie Ksiądz Biskup zaznacza, że w pierwszych latach swojego kapłaństwa sprawował Liturgię eucharystyczną w tzw. rycie trydenckim, aby potem zaznaczyć, że liturgia ta pochodzi od jednego z soborów, tak jak nowa liturgia pochodzi od Soboru Watykańskiego II. W wypowiedzi tej zawarte jest przekłamanie i manipulacja. Otóż za młodych lat Księdza Biskupa nikomu nie przyszłoby do głowy nazywać liturgii Kościoła przymiotnikiem „trydencka”, gdyż nikt nie kojarzył tej liturgii z „jednym z soborów”. Przed reformą liturgiczną w 1969 r. liturgia ta była po prostu główną liturgią Kościoła rzymsko-katolickiego. Liturgia ta, w niemalże niezmienionej postaci, wyrasta ze starożytności i pamięta de facto pierwsze wieki chrześcijaństwa. Sobór Trydencki w niczym nie zmienił jej formy, a jedynie ujednolicił układ niektórych modlitw, odmawianych w jej trakcie. Powiązanie liturgii sprzed reformy w 1969 r. z Soborem Trydenckim wydaje się w ustach Księdza Biskupa jedynie wybiegiem, który usprawiedliwić ma wpływ Soboru Watykańskiego II na stworzenie zupełnie nowej formy liturgii. W rzeczywistości jedno do drugiego ma się tak jak przystrzyżenie żywopłotu do zaorania go i postawienia w jego miejsce muru.

W dalszej części tekstu mowa jest o rzekomej zalecie liturgii odprawianej w języku polskim, która „ułatwia nie tylko zrozumienie tekstów, ale przede wszystkim pogłębienie świadomości teologicznego znaczenia tego sakramentu” oraz, że „ukazuje ona poszerzoną wizję Kościoła, który jest Ludem Bożym”. Trzeba mieć nie lada odwagę, aby stwierdzić, że liturgia Kościoła przez dwadzieścia wieków była niezrozumiała, nie pozwalała na właściwe uświadomienie sobie znaczenia Sakramentu Eucharystii i zawierała jakąś zawężoną wizję Kościoła. Jeżeli jednak na trzeźwo zechcemy porównać te dwie formy sprawowania Mszy św. i spojrzymy zaledwie powierzchownie na rolę jaką w dziejach Świata odegrała Msza św. od starożytności do XX wieku, to uświadomimy sobie przede wszystkim, że tak naprawdę tradycyjnej liturgii Mszy św. nie ma z czym porównywać. Z jednej strony mamy bowiem pokarm duchowy dla wszystkich Świętych Pańskich ery nowożytnej, mamy natchnienie dla niezliczonej rzeszy artystów – architektów, malarzy, muzyków, kompozytorów, poetów, itp…, mamy – mówiąc wprost – wyraz wiary, która stworzyła całą zachodnią cywilizację i kulturę. A co mamy z drugiej strony? Mówiąc szczerze – nic. Po prostu nic, co ma wpływ na cokolwiek. Liturgia odnowiona w latach 70-tych XX wieku to epizod, z którym co niedzielę, w większości krajów europejskich i amerykańskich, do czynienia ma zaledwie 5 % i tak mocno przerzedzonych wiernych. W zasadzie więc, to nie ma czego porównywać. Jest to po prostu nieuczciwe.

Kontynuując swoją wypowiedź, Ksiądz Biskup omawia funkcjonowanie przepisów motu proprio Summorum Pontificum Benedykta XVI. Od razu autor tekstu stara się tutaj utożsamić problem tradycyjnej liturgii z jedynie niewielką grupą „nieprzystosowanych”. Zdanie Papieża, że „Wszystkim wyjdzie na dobre zachowanie bogactw, które wzrastały w wierze i modlitwie Kościoła i przyznanie im należytego miejsca”, zostało najwyraźniej przeoczone. Podobnie zresztą jak najważniejsza zmiana dokonana przez Ojca Świętego, która wiąże się z zezwoleniem udzielonym każdemu kapłanowi na celebrowanie Mszy św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego bez jakiejkolwiek zgody papieży, biskupów i proboszczów. Niestety dla niektórych, nawet dość wykształconych osób w Polsce, nie jest to takie jasne. Tekst Księdza Biskupa najeżony jest zastrzeżeniami, które nie mają żadnego odzwierciedlenia w papieskim dokumencie. Summorum Pontificum stanowi: „W Mszy sprawowanej bez ludu każdy kapłan katolicki obrządku łacińskiego, tak diecezjalny, jak i zakonny, może korzystać z Mszału Rzymskiego, wydanego przez błogosławionego Papieża Jana XXIII w 1962” oraz „W parafiach, w których istnieje stała grupa wiernych, przywiązanych do wcześniejszej tradycji liturgicznej, proboszcz powinien chętnie przystać na ich prośby”. W rozumieniu Biskupa zapis ten oznacza: „zgoda na taką celebrację musi być reakcją na oddolną prośbę grupy wiernych, którzy wyrażają takie pragnienie” albo „jeśli w skład takiej grupy wchodzą wierni wywodzący się z różnych parafii, potrzebna jest wówczas zgoda biskupa ordynariusza.” Nie bez przyczyny wydaje się więc, że Ksiądz Biskup mówi o Summorum Pontificum Benedykta XVI, tak jakby było ono zaledwie wspomnieniem dokumentu Ecclesia Dei Jana Pawła II z 1988 r. Tymczasem obecny Papież całkowicie uchyla akt swojego poprzednika i wprowadza całkiem nowe rozporządzenia. Mam więc wątpliwości, czy w ogóle Ksiądz Biskup wypowiada się tutaj o tym samym dokumencie Benedykta XVI, który znamy pod nazwą Summorum Pontificum.

Ostatnia część wypowiedzi Księdza Biskupa to jedno wielkie kłębowisko sprzeczności. Konia z rzędem temu, kto w przeciętnej polskiej parafii słyszał kiedykolwiek śpiewy gregoriańskie. W opinii autora tekstu „Nie ma bowiem sensu uciekać się do języka łacińskiego bez wcześniejszego poznania jego słownictwa i gramatyki”. Oto wiec przez XX wieków w Kościele wszyscy uczestniczyli o wiele liczniej w Mszy św. nieznając słownictwa i gramatyki łacińskiej, a w epoce największego rozkwitu edukacji jest to z góry wykluczone! Skąd zresztą i kto ma znać tę łacinę, skoro nawet klerycy w seminarium nie są jej w zasadzie w ogóle uczeni? Zastrzeżenie Księdza Biskupa o konieczności znajomości łaciny do uczestnictwa w tradycyjnej liturgii Mszy św. jest zrozumiałe, gdy weźmiemy pod uwagę panującą w naszym kraju ogólną niechęć do tradycji liturgicznej Kościoła oraz kłody zewsząd rzucane pod nogi jej obrońcom. Tylko po co Ksiądz Biskup zachęca w ostatnim zdaniu do spożytkowania wysiłku nauki łaciny do ubogacenia liturgii posoborowej, skoro wcześniej tak zachwycał się tym, że jest ona odprawiana w języku narodowym?

Kronika Novus Ordo | Napisał Wiedhold dnia 31.5.08

Skip to content