Aktualizacja strony została wstrzymana

Piloci nie widzieli pasa

Piloci, którzy lądowali w Smoleńsku, mówili, że tam nie ma żadnych pomocy nawigacyjnych, załoga jest zdana na własny wzrok – z Wojciechem Łuczakiem, wydawcą magazynu „Raport – Wojsko, Technika, Obronność”, rozmawia Leszek Misiak.

Dlaczego doświadczony pilot tak się pomylił – wydaje się, że musiał to być błąd decyzji o lądowaniu lub oceny sytuacji w trakcie lądowania?

Istnieje wśród pilotów zasada, że gdy giną koledzy, nie omawia się ich ewentualnych błędów czy kwalifikacji. Ale jest pewne, że gdy samolot wystartował, był sprawny i taki podszedł do lądowania. Przyczyn należy więc szukać po stronie ludzkiej.

Kto decyduje o lądowaniu: wieża czy pilot, bo są sprzeczne opinie na ten temat?

W każdym przypadku ostatnią instancją jest zawsze dowódca załogi. Problem polega na tym, że na pokładzie był zarówno jego bezpośredni dowódca, czyli śp. gen. Andrzej Błasik, mój przyjaciel, jak i jego zwierzchnik gen. Gągor. Ten kapitan być może chciał pokazać, że potrafi wylądować mimo bardzo trudnych warunków. Wiemy już od ministra ds. nadzwyczajnych Rosji, że samolot rzeczywiście robił dwa podejścia do lądowania, czyli załoga za pierwszym razem nie widziała pasa startowego i zdecydowała się na drugą próbę. Rozmawiałem z pilotami, którzy lądowali w Smoleńsku – tam nie ma żadnych pomocy nawigacyjnych, załoga jest zdana na własny wzrok. A skoro mgła sięgała do poziomu trawy, więc niewiele można było zobaczyć. Widziałem zdjęcia kilka godzin po katastrofie – to było „mleko” do samej ziemi. Jeśli załoga ma do czynienia z lotniskiem bez praktycznie żadnych pomocy nawigacyjnych, musi widzieć pas. Jeśli go nie dostrzega, musi podchodzić drugi raz. Wówczas dowódca decyduje, czy podejmować drugą próbę, czy lądować na innym lotnisku.

Czy na pokładzie mogło dojść do wybuchu z powodu zawadzenia skrzydłem samolotu o drzewo, bo dziwnie wyglądała ta katastrofa?

Nie wiem, znamy dziś relacje z drugiej ręki.

Skutki są straszne, a przecież skoro samolot zahaczył o drzewo, spadł z bardzo niskiej wysokości?

Samolot był 150 do 200 m od osi pasa startowego, więc nawet gdyby kontynuował podchodzenie do lądowania z dobrą wysokością, to i tak by się skończyło co najmniej zapaleniem maszyny. Samolot pana prezydenta nie był w osi pasa, czyli załoga po prostu nie widziała pasa.

Za: Gazeta Polska - Wydanie specjalne "Gazety Polskiej", 11-04-2010 | http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/43/2888/nie_widzieli_pasa | Nie widzieli pasa

Skip to content